Zdjęcia jak sprzed lat: sala, w niej równo ustawione stoły, za stołami przedstawiciele załóg, wśród nich Marian Jurczyk i Andrzej Gwiazda. Tak podobno ma się zacząć nowy Sierpień. Jak na Sierpień przystało są i postulaty, na początek kilkanaście, ale nie jest powiedziane, że nie będzie ich więcej. Są też kolejne zakłady zgłaszające się do Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego i jest bojowy nastrój. Zatrzymać prywatyzację, powołać specjalną sejmową komisję z ekspertami z komitetu, rozpocząć rozmowy i niech rząd w ciągu miesiąca przedstawi spójny program gospodarczy. Jak i dla kogo spójny? Dla tych, którzy chcą by państwo renacjonalizowało, dla opłacanych przez budżet pielęgniarek (też oczywiście są w komitecie), czy dla tych, którzy chcą tylko utrzymania rzeczywiście dramatycznie kurczących się miejsc pracy? Czy spójny także dla reszty obywateli, którzy będą musieli tę pomoc sfinansować, ponieważ tak czy inaczej wszystko musi się skończyć w kieszeni podatnika? To są podstawowe pieniądze państwa. Czy spójny oznacza także zgodę na głęboką restrukturyzację, zwolnienia z pracy, ograniczone wypłaty, co jest czasem jedyną drogą do ratowania przedsiębiorstwa?
Historii nie da się powtórzyć, ale też nie ma powodu, by ją powtarzać. Sierpień 1980 to był wielki patriotyczny zryw. Teraz są kłopoty poszczególnych zakładów o różnym statusie: państwowych i prywatnych. I jest grupa działaczy, która zdaje się wierzyć w cuda, w to, że ktoś coś po prostu da, że nagle znajdą się pieniądze, że ktoś kupi drogą i niekonkurencyjną produkcję. Czas mija a Marian Jurczyk i Andrzej Gwiazda zdają się tego nie dostrzegać. Zwodzą więc ludzi, że jak rząd przygotuje spójny program, jak się powoła sejmową komisję czy odwróci procesy prywatyzacyjne to będzie lepiej. Otóż nie będzie. Nawet jeżeli premier zapowie specjalny program pomocy dla upadających zakładów, a nowy minister finansów zastosuje "niekonwecjonalne metody (to zapowiedział premier) pomoc będzie ograniczona i dotyczyć może tylko części zakładów. Ich wszystkich państwo nie weźmie na utrzymanie. O tym trzeba mówić wyraźnie, tak jak wyraźnie trzeba mówić, że w niejednym zakładzie sytuację pogorszyły związki zawodowe, czy komitety protestacyjne, które dużo obiecywały, nie chciały godzić się na niezbędne, ograniczone jeszcze wówczas zwolnienia i doprowadziły, na równi z niesprawnymi i nazbyt uległymi zarządami (a może nawet w stopniu jeszcze większym), do sytuacji, z których są już tylko najgorsze wyjścia.
Komitet protestacyjny, jaki narodził się w minioną niedzielę, jest ciałem wybitnie politycznym i chyba tego nawet specjalnie nie ukrywa. Może niedługo wystartuje w wyborach jako samodzielna partia, w końcu scena polityczna ciągle nie jest do końca ukształtowana i zapewne niejednemu działaczowi chodzi po głowie, że oto nadszedł jego czas. Wątpliwe jednak jest, by ktoś proponując dziś powtórzenie Sierpnia 80 zrobił jeszcze polityczną karierę. Takich cudów już nie będzie.
Czas cudotwórców
Janina Paradowska, "Polityka"