Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek i bestia

Krzysztof Potaczała
O szóstej rano Antoni Dydak otwiera wrota zagrody i pędzi owce na pastwisko. Oczy lepią mu się ze zmęczenia. Znowu nie przespał nocy, po pilnował owiec. - Antek, ty bez kosy idziesz?! - upomina żona. - Życie ci niemiłe?

     Kosa jest na wilka, gdyby znowu chciał rzucić się na człowieka. Jak przed tygodniem, kiedy szczerząc kły, zmusił do ucieczki Andrzeja i Renatę, dzieci Dydaków. Gdy już zdyszani siedzieli w samochodzie i ze strachu nie mogli wypowiedzieć słowa, wilk stał obok. Warczał. Nie ruszył się przez kilkanaście minut, nawet kiedy nastawili radio na cały regulator.
     - Trzy dni temu stanął oko w oko ze mną - _opowiada Antoni Dydak. - Dzieliło nas pięć, może sześć metrów. Patrzył tymi wielkimi ślepiami. Czułem, że najchętniej by mnie rozszarpał.
     Po szóstej stado owiec jest już na pastwisku, sto metrów od gospodarstwa Dydaków. Są też Kama i Misiek, psy w roli strażników. Antoni nie ma złudzeń - jeśli dojdzie do walki, Kama i Misiek będą ofiarami.
     
- A jak wilk posmakuje krwi, rzuci się na owce albo na nas - prorokuje. I wręcza mi półtorametrowy drąg.
     
- W razie czego pomożesz zatłuc bestię.
     Rabe leży w dolinie między zalesionymi wzgórzami. Z jednej strony Żuków, z drugiej Na Buczkach i Radiów Wierch. Wilki były tu zawsze, ale ostatnio podchodzą do wsi nawet za dnia, napadają na owce, budzą przerażenie gospodarzy.
     
- Kto raz miał styczność z wilkiem, nie zapomni tego do końca życia - tłumaczy Grażyna Dydak, żona Antoniego. - Córka ma nerwicę, tak samo ja. A Świerczkowa, nasza sąsiadka, w ogóle przestała chodzić na pastwisko. Tak się boi.
     Chyba będzie atak
     
Rolnicy z Rabego czują nieustannie zagrożenie. Dlatego gdy Dydak po męczącej nocy może wreszcie o dziesiątej zjeść śniadanie w przydomowym sadzie, żona nie odkłada lornetki. Nagle nieruchomieje.
     
- Antoś, chyba będzie atak, owce uciekają!
     Dydak natychmiast odstawia patelnię z dymiącą jajecznicą. Chwyta "broń" i goni na pastwisko.
     
- Krzysiek, jeśli to wilki, wrzeszcz ile sił w gardle i wymachuj kijem! - woła do mnie. - Misiek! Misiek! Do jasnej cholery, gdzie on się podział?!
     
- Znowu poleciał na suki - denerwuje się Grażyna.
     Wśród owiec poruszenie: podnoszą głowy i patrzą w kierunku lasu. Ale wilka nie widać.
     
- Musiał być blisko. Wyczuły go, stąd takie zamieszanie - tłumaczy gospodarz. - Może nie mógł przeskoczyć ogrodzenia i teraz szuka lepszego dojścia.
     Żeby zabić
     
Choć Antoni Dydak odgrodził od łąki kilkusetmetrowy pas lasu wysokimi na dwa metry sztachetami, nie może być spokojny.
     
- Wilk jest cierpliwy. Po pierwszym niepowodzeniu nie rezygnuje z łatwej zdobyczy. Prędzej czy później dostanie się za parkan i zaatakuje - mówi.
     Na dowód tego Antoni opowiada, jak w sierpniową noc potężny basior (samiec wilka) jednym skokiem pokonał jeszcze wyższą siatkę przy domu i w kilka sekund "zakatrupił" dwa tryki.
     
- Wypadłem z chałupy w samej piżamie, gdy tylko usłyszałem beczenie. Zdążyłem zobaczyć cień wilka uciekającego przez potok w gęstwinę. On nie zabił, żeby zjeść. Zabił, żeby zabić - wspomina.
     Po drugiej stronie wioski na wzgórzu widać stado owiec, a obok nich pilnującego Henryka Świerczka. Jest południe. Nagle ruch. Owce pędzą w dół, za nimi pies.
     
- Heniu ma problem - ocenia sąsiad. - Jego pastwisko nie jest ogrodzone, wilki mogą mu wytłuc połowę stada. Pies? jeden nic nie poradzi. Zresztą kiedyś wilki go pogryzły. Nie odważy się na pojedynek.
     Mija kilka minut. Przez lornetkę widać, jak Świerczek ociera pot z czoła.
     Wieczorem rozmawiamy ze Świerczkiem:
     
- Widziałem go! - opowiada z przejęciem. - Ale, o dziwo, nie rzucił się na stado. Biegał dookoła jakby sprawdzał teren. Może nie zaatakował ze względu na mnie?
     Żona Henryka, Marianna, boi się o męża: - Teraz nic się nie stało, ale co będzie następnym razem?
     
- Wilki przestały bać się ludzi, doświadczyłam tego osobiście - przytakuje Renata Dydak. - Do dzisiaj wzdragam się na myśl, że gdyby nie samochód, mogłam zginąć w wilczej paszczy.
     Ile wilków grasuje w Rabem? Dwa, cztery, może więcej? Wiadomo, że od dawna jedna wataha trzyma się okolicy i że wiosną przybyło kilka szczeniąt. We wrześniu i październiku będą się uczyć polować. Wśród dorosłych osobników jest wadera (samica) z nadajnikiem telemetrycznym wszczepionym przez przyrodników z Polskiej Akademii Nauk. Ci potwierdzają, że wilczyca chodzi blisko wsi. Nie mają jednak pewności, czy bierze udział napadach.
     Dyżury na pastwisku
     
Przez to czuwanie na pastwiskach ani zjeść na czas, ani wziąć się za inna robotę.
     
- Nawet do kościoła chodzimy na zmianę - wzdycha Grażyna Dydak, która naprędce zgotowała obiad i przyszła dyżurować przy owcach. - W jedną niedzielę idę ja, w drugą Antek, w kolejne dzieci. Msza jest jedna, więc od jakiegoś czasu zaniedbujemy pana Boga.
     Na twarzy gospodyni widać udrękę. Siada ciężko na trawie, zapala papierosa. W drugiej ręce trzyma plastikową tubę, przykłada ją do ust i dmie, ile pary w płucach.
     
- Robię to, żeby mieć złudzenie. Może przelękną się trąbienia... I zaraz dodaje: - Ale one mają to gdzieś. Potrafią urządzić rzeź nawet na oczach ludzi idących do sklepu.
     Zapach wroga
     
Po południu do pilnowania stada przychodzi 23-letni Andrzej. Taszczy siekierę.
     
- Na wypadek, gdybym musiał walczyć o życie - mówi. - Przez całe lata wierzyłem, że opowieści o krwiożerczych wilkach są wyssane z palca. Teraz wiem, że gdy podczas zdobywania pożywienia stanie im na drodze inny drapieżnik, nie cofną się przed niczym. Takim drapieżnikiem jest dla wilka człowiek.
     Nagle Kama zrywa się i pędzi do lasu.
     
- Wyczuła zapach wroga - mówi Grażyna. - Jezu, żeby tylko nie poszła za daleko. Kama! Kama! - krzyczy Dydakowa. - Synu, idź za nią, bo stanie się nieszczęście.
     Po chwili pies i Andrzej wracają. Nie zobaczyli wilka, ale znowu był blisko.
     
- Pewnie nas obserwuje i czeka, kiedy odejdziemy.
     Noc i znowu dzień
     
Do zmierzchu jest cisza. Gospodarze zganiają stado z pastwiska do zagrody obok domu. Tu spędzą noc. Po kolacji sadowimy się na ganku, córka gospodarzy przynosi mocną kawę.
     
- Żebyście nie posnęli - mówi. Patrzy na ojca i proponuje:
     
- Tato, prześpij się, ja posiedzę.
     
- Nie, nie. Co chłop to chłop, jakoś wytrzymam.
     Jest zimno, ale pogodnie. Antoni wspomina, jak dwadzieścia lat temu zaczynał hodować owce. Próbuje policzyć, ile przez ten czas zjadły wilki.
     
- Pewnie ze sto, może więcej. Odszkodowanie dostałem, ale straty były dużo większe.
     
- Dlaczego nie zaprzestanie hodowli?
     
- Bo prawdziwy hodowca kocha owce jak własne dzieci. Widzi jak się rodzą, jak dorastają i jakie są bezbronne. Próbuje je chronić.
     Na chwilę milknie.
     - Jak to jest, że państwo dekoruje mnie orderem za wzorcową hodowlę, a w tym samym czasie nikogo nie obchodzi, że moje wzorcowe stado ginie - zamyśla się Dydak. - Nie pomagają prośby, groźby, lamenty. WiIk jest ważniejszy od człowieka.
     Noc mija spokojnie, nawet zdążyliśmy się zdrzemnąć.
     Dzwoni telefon:
- Tu Staszek Chrapkiewicz. Nad ranem straciłem dwie owce, pilnowałem, a nie usłyszałem jednego jęku, nic.
     
- Wilki raz są u nas, raz u Chrapkiewicza, innym razem u Świerczka albo Króla - tłumaczą Dydakowie. - Bywa i tak, że w tym samym czasie osaczają całą wieś. Mają wtedy prawdziwą ucztę. _
     O szóstej rano Antoni otwiera wrota zagrody. Prowadzi owce na pastwisko.
     Siąpi deszcz. Las zasnuła mgła. On tam jest... Dla Dydaków zaczyna się kolejny dzień lęku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska