https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czysta polityka - Kto co ujawni?

Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Ciekawe, kto wprowadził w błąd prezydenta RP, który zapowiedział, że 1 lutego ujawni raport o patologicznych zjawiskach w zlikwidowanych już WSI. W każdym razie pan prezydent wiedział tyle, że ustawa weszła w życie 31 stycznia, ale zapomniano mu widocznie powiedzieć, że zaraz po tej dacie premier powinien wydać rozporządzenie określające termin przedstawienia raportu, że dokument powinien zostać wysłany do marszałków Sejmu i Senatu oraz do wicepremierów, którzy zapewnili sobie wgląd do niego, w przeciwieństwie do ministra obrony narodowej, który takiego wglądu nie ma, co samo w sobie jest ciekawe, bo jednak służby te powinny służyć wojsku. Czyżby już od początku zamierzano im zapewnić polityczną "autonomizację" - jak się to obecnie mówi? Groza. Przecież z powodu owej autonomizacji właśnie rozwiązywano WSI. Dopiero po wykonaniu tych wszystkich czynności prezydent ma raport upublicznić, czyli dać go do druku w "Monitorze", na który natychmiast rzucą się dziennikarze. Choćby nie wiem jak zgodna była kooperacja między wszystkimi uprawnionymi wydrukowanie "Monitora" już 1 lutego było po prostu niemożliwe.

Nie tylko prezydent jest ze znajomością prawa na bakier. Niestety, także marszałek Senatu Bogdan Borusewicz nie wie, nad czym w swej mądrości pochyliła się kierowana przez niego Izba Zadumy i Refleksji. Otóż marszałek Borusewicz powiedział, że on chce zbadać najpierw czy raport zawiera prawdę. Chce sam skonfrontować zawarte w nim tezy z dokumentami. Szkoda, że tego nie zapisano w ustawie. Żadna z najważniejszych osób w państwie, które będą pierwszymi czytelnikami tego powszechnie oczekiwanego dzieła, nie ma żadnych praw do żadnej weryfikacji zawartych w nim tez czy stwierdzeń. Oni po prostu mogą go przeczytać albo nie i nic więcej. Po prostu zostali wszyscy, łącznie z prezydentem RP sprowadzeni do roli bezwolnych notariuszy lub po prostu posłańców. Będą więc gwarantami prawdziwości czegoś, o prawdziwości czego nie będą mieli pojęcia i nie będą mieli żadnych narzędzi, by cokolwiek sprawdzić.

W trakcie prac nad stosowną ustawą zwracano na to uwagę, ale nikt tych zastrzeżeń poważnie nie przyjmował, gdyż formułowała je opozycja, a opozycji jak wiadomo nie słucha się. I teraz jest taki pasztet, że wszystko co podsunie Antoni Macierewicz i jego ludzie, ma stać się prawdą objawioną, dla której ostateczny stempel stanowić będzie autorytet prezydenta RP oraz marszałków Sejmu i Senatu. Można zrozumieć zaniepokojenie marszałka Borusewicza, bo już widać, że podsuwane mogą być jajeczka wątpliwej świeżości albo coś co nawet jajeczek nie przypomina. Pierwsze przecieki kompromitują bowiem pomysł likwidacji WSI. Marszałek ożywiony zapewne dobrą wolą i chęcią nieuczestniczenia w przedsięwzięciu co najmniej kontrowersyjnym zgłasza dziś wątpliwości i mówi, że chce weryfikować weryfikatorów. Za późno. Trzeba było zadbać o taką możliwość wówczas, gdy ustawa była w Senacie. Teraz jest już po meczu, który będzie trwał długo, gdyż za raportem pójdą aneksy, w miarę jak będą się pojawiały kolejne "zbrodnie" WSI. I już nie będzie nawet grona ponad 20 autorów. Parlament postanowił, że o tym, kto jest zbrodniarzem, decydować będzie szef kontrwywiadu wojskowego, czyli właśnie Antoni Macierewicz. Już jednoosobowo. Jako badacz archiwów, prokurator i sąd jednocześnie. Najważniejsze osoby w państwie będą jedynie mu kibicować bez prawa wejścia na boisko. Tego chciano?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska