Zmienić tak, aby wpisać do niej lustrację i powszechne otwarcie archiwów IPN. Podobno tylko taka zmiana pozwoli obejść Trybunał Konstytucyjny.
Szczegółów na razie nikt nie przedstawił, ale sam pomysł jest radykalny, świadczy o głębokim niezadowoleniu PiS z werdyktu trybunału. Wypada jednak mieć nadzieję, że nie będzie możliwy do przeprowadzenia, gdyż jest po prostu mało poważny. To jest próba obejścia trybunału, czyli - mówiąc jeszcze prościej - wykiwania go. Jeżeli za każdym razem, gdy układ rządzący będzie z orzeczenia niezadowolony albo, gdy będzie chciał mieć pewność, że politycznie potrzebny prawniczy bubel wejdzie w życie, będzie rodziła się myśl zmiany konstytucji, to zaczniemy być państwem mało poważnym. Konstytucja przyjęta w ogólnokrajowym referendum jest zbyt ważnym aktem prawnym, by zmieniać ją, gdy coś nie jest po myśli rządzących. Ona ma dawać obywatelowi gwarancję stabilizacji, a nie być politycznym instrumentem jednej czy drugiej partii.
Aby uchwalić porządną ustawę lustracyjną i ustalić rozsądne zasady dostępu do akt IPN konstytucji zmieniać nie trzeba. Wystarczy porządnie napisać ustawę. Ta zakwestionowana częściowo przez trybunał była po prostu bublem i wszyscy o tym wiedzieli. Nawet jej najwięksi wielbiciele mówili: ustawa może ma błędy, ale lustracja jest tak ważna, że można i z błędami. Trybunał powiedział to, co powiedzieć powinien: z błędami nie można. Ustawa była bublem głównie z tego powodu, że za jej pisanie wzięli się młodzi radykałowie o mizernych kwalifikacjach prawnych, a na dodatek nie chcący słuchać ekspertów. Nie przyjmowali do wiadomości żadnych uwag i zastrzeżeń. Byli arogancko przekonani, że wszystko wiedzą najlepiej. Arogancja bywa przywilejem młodości, radykalizm bywa jej cechą, ale czasem warto posłuchać tych, którzy mają więcej doświadczenia. Drugi grzech pierworodny ustawy wynikał z woli prezydenta uwzględnienia choćby części krytycznych uwag płynących ze środowisk byłej opozycji. Prezydent chciał dobrze, ale nie udało się połączyć różnych lustracyjnych porządków. Szkoda, że obecnie prezydent RP zamiast namawiać partie do wspólnego zastanowienia się, jaki właściwie porządek ostatecznie wybrać, od razu występuje z propozycjami zmiany konstytucji, której winien być strażnikiem.
Oczywiście, rodzi się podstawowe pytanie: dlaczego u nas nie udaje się to, co udało się (choć nigdzie nie bez błędów i potknięć) w innych krajach. Dlatego, że u nas lustracja jest od początku elementem ostrej walki politycznej, a temperatura sporu jest nadzwyczajnie wysoka. Dlatego, że mieliśmy opozycję o wiele większą niż inne kraje komunistyczne i była ona intensywnie inwigilowana. Nie znaczy to, że agentów jest więcej, ale jest więcej materiałów o ludziach walczących o wolność, którzy mają teraz, a przynajmniej powinni mieć, prawo do zachowania prywatności, jeżeli nie ubiegają się o funkcje państwowe. Ponadto u nas o porządnej lustracji się nie dyskutuje, ale wznosi się okrzyki na jej temat. W krzyku nawet sąsiad nie słyszy sąsiada. Takim okrzykiem jest też pomysł zmiany konstytucji i to w momencie, gdy TK powiedział jak zmienić prawo obowiązujące.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"