Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dają i dostają drugie życie

Jolanta Zielazna, [email protected]
Katarzyna Śmigielska - żyje fundacją i problemami podopiecznych. Na weekend musi być mamą niesłyszącej studentki
Katarzyna Śmigielska - żyje fundacją i problemami podopiecznych. Na weekend musi być mamą niesłyszącej studentki Jolanta Zielazna
Nieszczęście jednych pogrąża w rozpaczy, w innych wyzwala energię. Katarzynie, która w pożarze straciła bliskich, dało siły. Założyła fundację, pracuje dla innych.
Madzia - mistrzyni decoupage’u, ma wiernych klientów
Madzia - mistrzyni decoupage’u, ma wiernych klientów Jolanta Zielazna

Madzia - mistrzyni decoupage’u, ma wiernych klientów
(fot. Jolanta Zielazna)

Feniks, mityczny ptak, odradza się z popiołów. Płonie, by narodzić się na nowo. Fundacja Feniks też narodziła się z popiołów. Z pożaru, w którym zginęli najbliżsi Kasi.
"Rancho Zygmuntówka" zagubione jest wśród pól w Kijaszkowie (pow. toruński). Trzy konie, cztery koty, tyleż psów. Latem grill, piknik, rozmaite warsztaty.

Mieszkańcy? Kilku mężczyzyn. Bezdomnych (kiedyś), niepełnosprawnych, pokiereszowanych przez życie. Głównodowodząca Kasia Śmigielska z Sylwią (szefowe fundacji ) nie mieszkają tam na stałe.
Rancho należy do fundacji Feniks. Tak samo, jak galeria "Przydasie" (nazwa wymowna i chyba nie trzeba tłumaczyć) w Toruniu przy Mickiewicza.
Mieszkańcy rancza pracują w galerii i dla galerii. Dają drugie życie temu wszystkiemu, co w domu niepotrzebne, a żal wyrzucić.

1996 rok zmienił wszystko

Łukasz pilnuje sprzedaży i kasy
Łukasz pilnuje sprzedaży i kasy Jolanta Zielazna

Łukasz pilnuje sprzedaży i kasy
(fot. Jolanta Zielazna)

Nie byłoby ani rancza Zygmuntówka, ani galerii "Przydasie", gdyby nie tragedia, którą przeżyła Katarzyna Śmigielska.

Do 1996 roku była typową mamą trójki dzieci w wieku żłobkowo-przedszkolnym. Najmłodszy synek niedawno się urodził, Karolina miała 3 latka, najstarszy syn - 6. - Śniadanko, obiad, pranie, przedszkole, zakupy - opowiada Kasia. - Wstawałam o piątej rano, kładłam się spać o północy. Zero społecznego zaangażowania.

Wszystko się zmieniło, gdy w 1996 roku pożar zabrał Kasi męża i obu synów. Ona z córką wyszły z pożogi z ciężkimi poparzeniami niemal całego ciała, Karolinka utraciła słuch.

Rehabilitacja obu trwała nie miesiące, ale lata.
- Poznałam wtedy, co to znaczy być zależną od innych - opowiada Kasia. Jej niepełno-sprawność jest skutkiem poparzenia. Nie bez powodu zakrywa twarz dużymi ciemnymi okularami.
Karolina, choć niepełnosprawna, jest studentką. Kasia ogromny wysiłek włożyła w to, by córka jak najmniej odczuła skutki tragedii.

- Jesteśmy przywiązani do swoich rzeczy, swojego ciała, a to wszystko jest nam dane na chwilę - mówi Kasia filozoficznie. Po pożarze zobaczyła świat z perspektywy dotąd nieznanej - osoby nie tylko niepełnosprawnej, ale i bardzo zależnej od innych. Pierwsze kilka lat nie mogła normalnie funkcjonować, choćby sama się wykąpać, pójść do toalety. - Przed wypadkiem byłam bardzo dynamiczną osobą, później, poza całą traumą, jeszcze uzależnioną od wszystkich dookoła.
To było okropne.

Podczas pobytów w szpitalu, rehabilitacji spotykała innych niepełnosprawnych. - Przez lata obserwowałam słabości swoje i słabości innych, rodziły się potrzeby.
Powoli budowało się w niej przekonanie, że może coś dać innym. Dużo nauczyła ją niepełnosprawność córki i sama córka. - Bardzo się zmieniłam. Nauczyłam się, że nie można siedzieć i płakać, użalać się nad sobą, trzeba coś z tym zrobić.

Pogodzić ludzi i konie

Anioł Stróż też dostał drugie zycie
Anioł Stróż też dostał drugie zycie Jolanta Zielazna

Anioł Stróż też dostał drugie zycie
(fot. Jolanta Zielazna)

W 2005 roku powstała fundacja Feniks. Od początku z myślą o niepełnosprawnych, a dokładniej o integracji sprawnych i niepełnosprawnych. - Moja babcia mówiła, że miarą tego, jaką jesteśmy rodziną, jest kondycja najsłabszego członka tej rodziny - powtarza Kasia. I tę zasadę stosuje w feniksowej rodzinie.

Sylwię, obecną wiceprezes fundacji (jeździ na wózku) Kasia też spotkała w szpitalu, w którym leżały obie z córką. Okazało się, że nadają na tych samych falach i dobrze się dogadują. Sylwia ma swój dom, bliskich, którzy też pomagają Feniksowi. O pomysłach obie dyskutują najgoręcej.
Siedzibą fundacji i jej ostoją jest Rancho Zygmuntówka w Kijaszkowie (pow. toruński), dom wśród pól, w stajni konie, w obejściu koty i psy. Kasia początkowo myślała o hipoterapii, ale na to nie było ich stać. Zamiast tego los zaczął im zsyłać ludzi, którzy stracili dom. Mieszka ich tam teraz trzech. Więc chciała jakoś pogodzić konie i tych ludzi.

Marusia (Kasia tak właśnie mówi o ludziach skupionych wokół Feniksa: Maruś, Madziusia) zimą znalazł gminny radny Zbigniew Krzemiński. Marek w wieku 50+ sypiał w krzakach nieopodal Zygmuntówki. Zamarzłby ani chybi.
A propos radnego: - Niebywale wrażliwy na drugiego człowieka - podkreśla Kasia. - Rzadkość wśród włodarzy.

O Łukaszu powiedzieli wolontariusze. Przyjechał do Torunia z Krakowa, nie ułożyło się, jak chciał. Sypiał gdzieś na klatkach schodowych, a przecież jeździ na wózku. - Oni tak trafiają do nas, jakby ich jakaś siła boska tu prowadziła - żartuje Śmigielska.
Kasia przygarnia, ale stawia warunki. Tę grupę ludzi trzeba utrzymać, zaopatrzyć w co komu potrzebne: wózek, pampersy, cewniki i co tam jeszcze trzeba.

W Kijaszkowie jest manufaktura, w której powstaje większość "przydasiowych" eksponatów. Tu zniszczone meble tną na części, które później jadą do Torunia. Tam wolontariusze i inni pracownicy malują, ozdabiają. Części znowu wracają do Kijaszkowa. Korpusom wyrastają skrzydła, na głowach pojawiają się włóczkowe włosy, na policzkach rumieńce.
Czy w kolorowych aniołach, skrzynkach, deseczkach ktoś poznałby stare, często zniszczone meblościanki?

Oklejają, malują krzesła, szafki. Pomysłów nie brakuje. Jeśli już, to mocy przerobowych.
Manufaktura wymaga też dobrej logistyki. Kijaszkowo od Torunia dzieli ponad 30 km.
Feniks zbiera wszystko, co ludzie im zaoferują lub chcą się pozbyć. To, co się nadaje - wędruje do potrzebujących. Reszta dostaje drugie życie, mało co ląduje na śmietniku. - Nawet ze śmieci wygrzebiemy coś, co pozwoli zwrócić koszty paliwa - śmieje się szefowa fundacji. Sylwia jest ekolożką i bardzo pilnuje, by śmieci było jak najmniej. Sama nawet winylowe płyty zamienia w fantazyjne miski.
Niewiarygodne, jakie mają pomysły! W Toruniu są tacy, którzy mają mieszkanie umeblowane w stylu feniksowego ekodizajnu.

Powrót do społeczeństwa

Kto w tych deseczkach rozpozna stare meble?
Kto w tych deseczkach rozpozna stare meble? Jolanta Zielazna

Kto w tych deseczkach rozpozna stare meble?
(fot. Jolanta Zielazna )

Tak naprawdę utrzymuje ich galeria "Przydasie". Na rancho odbywają się najrozmaitsze warsztaty, i jeździeckie, i ekologiczne, kulinarne, festyny, grille, ale to za mało, by zarobić na pensje dla 9 zatrudnionych osób i wszystko utrzymać.

W Feniksie przyjęli zasadę, by podopiecznych uniezależnić finansowo. Są więc zatrudnieni w fundacji, jedna osoba ma działalność gospodarczą.

Żeby zaopatrzyć finansowo, jak to określa, zatrudnia ich w fundacji do przerabiania tych wszystkich rzeczy, które ludzie wyrzucają, a oni dają im drugie życie.

Ale tych ludzi trzeba też na nowo ulokować w społeczeństwie. A to nie jest łatwe. Budzi opór. - Jeśli ktoś śpi w pustostanie czy w krzakach, to śpi do której chce, a tu trzeba wejść w system pracy, list obecności, poddać się zasadom, które rządzą naszym życiem. Musimy wypracować sobie pensje. To siermiężna praca - nie ukrywa Kasia.

Pracować trzeba też na rancho, w domu pełnić dyżury, dbać o konie, o obejście. W Kijaszkowie w kuchni wisi więc kartka z godzinowym wręcz rozkładem dnia i tygodnia. Kto o której godzinie daje koniom owies i ile, kto robi śniadanie, zmywa, zamiata, wstawia pranie itp.
- Bo oni tego nie umieją. Te osoby nie są wewnętrznie samosterowne. Mało tego, ja muszę im powiedzieć, że inaczej nie da się zmienić ich życia. Jeśli nie chcą - zawsze mogą wrócić do bezdomności. W rozmowie wszystko jest fajnie, ale działanie idzie opornie. Kolejność dnia jest dla nich niewyobrażalnie trudna.
Mimo to Kasia mówi: - Ci ludzie z całym swoim bagażem, wszystkimi dysfunkcjami to nasz ogromny kapitał. Staram się każdemu dać zajęcia, w których się dobrze czuje.

Marzenie o asystencie

Fragment "przydasiowej" galerii
Fragment "przydasiowej" galerii Jolanta Zielazna

Fragment "przydasiowej" galerii
(fot. Jolanta Zielazna)

Kasia nie ma złudzeń - niektórzy z podopiecznych nie będą funkcjonować samodzielnie. Potrzebują kogoś, kto będzie sterował, pilnował, mobilizował.
- Najbardziej brakuje mi kadry, która mogłaby nas wspierać. Poza mną i Sylwią nie mamy nikogo. Jesteśmy zarządem, terapeutami, wykonawcami.
W galerii pracuje kilka niepełnosprawnych osób. Łukasz, za ladą i przy kasie, też jeździ na wózku. W Feniksie bardzo przydaliby się ludzie, którzy pomagaliby niepełnosprawnym w pracy. Jak Madzi - mistrzyni decoupage'u, mimo czterokończynowego porażenia. Trzeba jej jednak podać pędzelek, lakier, coś przysunąć. - To, że Madzia w niektórych sytuacjach sobie nie radzi nie oznacza, że nie robi dobrze swojej roboty - podkreśla Kasia. - Ma grono swoich klientów, którzy kupują tylko jej prace.

- Moglibyśmy zatrudnić jeszcze 10 osób w galerii, bo przedmioty dobrze się sprzedają - wyjaśnia Kasia. Przydałby się specjalista od marketingu, by lepiej wypromować i fundację Feniks, i galerię "Przydasie", a w wolnych chwilach pomagałby niepełnosprawnym pracownikom. - Gdyby był asystent czy osoba wspierająca, to za pół roku moglibyśmy mówić o zysku i zatrudnieniu następnej osoby - choćby do pracy administracyjnej, której jest dużo - wzdycha Kasia.

Ale nie zatrudnią takich asystentów, bo system nie przewiduje wsparcia, a zarobić na nich nie są w stanie. Choć są przedsiębiorstwem ekonomii społecznej, wiążą ich twarde reguły ekonomii. - Nikt ze mną nie dyskutuje, czy mam na ZUS, czynsz, prąd, internet. Trzeba zapłacić i koniec.
Na sam czynsz muszą sprzedać ponad 100 aniołów miesięcznie. Dziennie, pracując od rana do późnego wieczora, są w stanie zrobić dziesięć.

Piękne połączenie społeczności z ekonomią... - Jest niewyobrażalnie trudne.
- Musimy bronić się jakością, a nie tym, że to przedmioty wykonane przez niepełnosprawnych i z litości trzeba je kupić - podkreśla Kasia.

Co do usamodzielnienia społecznego chodzi im po głowie pomysł, by przy rancho powstało coś w rodzaju wioski - 2-3 małe domy, w których zamieszkają podopieczni. Każdy miałby swój kąt, swój licznik, musiałby się utrzymać z zarobionych pieniędzy. - Może to pozwoliłoby im pójść dalej? - zastanawia się Kasia. - Moim marzeniem jest, by wracali do społeczeństwa, zakładali rodziny, pracowali, ale w większości przypadków to, niestety się nie uda.

Wokół Feniksa jest grono wolontariuszy. Takich, jak Danuta Waszkowska, która systematycznie robi przegląd szaf i to, co niepotrzebne dostarcza fundacji. Takich, jak Karolina, która pomaga w zdobieniu pudełek, deseczek, jak młoda kobieta która sama ozdabia butelki i daje je galerii.
Są stali klienci, którzy przyszli za "Przydasiami" na ulicę Mickiewicza, jeszcze z Mostowej, gdzie zaczynali w 2010 roku.

Nie ukrywa, że codziennie ma chwile słabości. - Ale jak sobie pomyślę, jakie to jest małe w porównaniu z tym, co przeszłam, z czym borykają się inni wokół mnie, to szybko mija.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska