https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Diagnoza: rak. Nawet choroba nowotworowa może uzdrowić życie

Lucyna Talaśka-Klich
Najpierw jest strach. Boimy się jak dziecko zagubione w ciemnym lesie. A potem pojawia się nadzieja
Najpierw jest strach. Boimy się jak dziecko zagubione w ciemnym lesie. A potem pojawia się nadzieja Pixabay
Diagnoza - nowotwór - wywróciła im życie do góry nogami. Ci, którzy potrafili się podnieść, zobaczyli, że choroba może być początkiem czegoś dobrego.

Gdyby nie to raczysko, to pewnie dalej byśmy z mężem żyli obok siebie - mówi pani Danusia. Czeka w jednej z poradni bydgoskiego Centrum Onkologii.

- Słoneczko, kupić ci ciastko? Może chociaż pojadę po drożdżówkę? - mężczyzna wyglądający na ok. 50 lat pyta panią Danusię. - Na śniadanie mało zjadłaś.

I niemal biegnie po drożdżówkę.

- Dba o mnie, stara się. Słoneczko do mnie mówi, tak jak kiedyś - uśmiecha się pani Danusia. - Uwierzy pani, że dzięki tej strasznej chorobie nasza miłość odżyła? No tak po prawdzie to nigdy nie umarła, tylko ostatnio się słabo tliła. Rozumie pani, jak to w życiu. Praca, dom, dzieci, codzienny kołowrót... Mąż mnie coraz bardziej irytował, a ja jego. Waldek wracał z pracy i siadał przed telewizorem. Mecze bardziej go interesowały niż moje sprawy. Nie byłam mu dłużna. Co prawda zawsze miał obiad na czas i posprzątane w mieszkaniu, ale miła to dla niego nie byłam. I nagle ten rak! Gdy usłyszałam diagnozę, to świat mi się zawalił. I przestraszyłam się, że to już koniec. Że będę musiała zostawić na tym świecie wszystkich, których kocham. A mój - oschły do niedawna - Waldek popłakał się jak dziecko. Uświadomiłam sobie, że nadal bardzo go kocham. I że wiele lat zmarnowaliśmy na głupie sprzeczki o drobiazgi, przepychanki o byle co. On też otworzył oczy. Bardzo się zmienił, na lepsze. Znowu przypomina tego Waldka sprzed lat. Wiem, że to śmiesznie zabrzmi, ale choroba naprawdę uzdrowiła nasze życie, może nawet uratowała przed rozwodem.

Sprawdzian dla przyjaciół

- Mnie choroba otworzyła oczy w ten sposób, że nagle straciłam tych, których uważałam za przyjaciół - młoda dziewczyna chustką zakrywa głowę bez włosów.

Uśmiecha się nawet wówczas, gdy mówi o stracie: - Wydawało mi się, że jestem dla nich ważna, że ich obchodzę - opowiada. - Gdy dowiedzieli się, że mam nowotwór i zamiast na imprezach czy shoppingu będę spędzać mnóstwo czasu w onkologu, to zerwali ze mną kontakt. Nie wszyscy tak się zachowali. Dwie dziewczyny, z którymi przed chorobą tylko luźno się kumplowałam, okazały mi najwięcej serca. Dziś wiem, że to superbabki. Przyjaźnimy się. Jedna uszyła mi taką fajną, "pojechaną" chustkę.

I nagle uśmiecha się szerzej: - Niech pani nie myśli, że tak mnie to zdołowało. Owszem, było mi smutno, bo w tej chorobie lepiej mieć sprzymierzeńców, ale przynajmniej znalazłam prawdziwych przyjaciół. Nie takich, którzy wstawiają mnóstwo lajków, ale mają cię w nosie. Życie jest za krótkie, by tracić je na bzdury, na udawanie, np. przyjaźni.

A ona kocha życie. - Bardziej niż kiedyś - dodaje. - Ci, którzy znają mnie od dawna, nawet dziwią się, że teraz jest we mnie tyle optymizmu. To oczywiste, że strach i smutek też mnie dopadają, ale staram się złapać dystans i równowagę. Muszę wygrać z chorobą. Cieszę się każdą chwilą. I nawet z tego się cieszę, że zachorowałam niedawno, a nie na przykład dziesięć lat temu, bo medycyna poszła bardzo do przodu. Dziś rak to nie wyrok!

Słysząc diagnozę: nowotwór, wali się nam świat. Pojawiają się rozpacz, smutek, załamanie, a potem zaczynamy inaczej patrzeć na swoje życie.

Praca może poczekać

Pan Marek też wierzy, że wygra z nowotworem. Do niedawna należał do grona ludzi, którym się wydaje, iż są nie do zastąpienia. Jak to sam określił - pracoholik z ogromnym poczuciem obowiązku, który potrzebuje wygranej w zespołowej rywalizacji.

- Gdy lekarz powiedział mi, że moje życie jest zagrożone, tamten świat nagle przestał istnieć - mówi mężczyzna. - Spojrzałem na swoje życie z innej perspektywy. Na pracę, która zabrała mi życie prywatne. Mam żonę i syna. Zawsze mówiłem, że dla nich tak ciężko pracuję, żeby pieniędzy im nie brakowało. A oni tego wcale ode mnie nie oczekiwali.

Mówi, że informacja o chorobie była dla niego jak zimny prysznic. - Nie przeziębiłem się, ale to była dla mnie terapia szokowa - opowiada. - Bo człowiek jest taki głupi, że czasami goni za czymś, co nie jest tego warte.

Czekając na operację denerwowały go esemesy od przełożonego, który pytał, kiedy wróci do pracy, bo piętrzą się zaległości: - Trudno, będę musiał poszukać innego zajęcia. I nawet się z tego cieszę, bo od dłuższego czasu miałem już dość tego, że nie doceniano mojego poświęcenia. Wreszcie będę miał więcej czasu dla rodziny.

Żeby odrobić stracone chwile

- Polecam rozmowę z psychologiem - mówi pani Beata, widząc, że zerkam na tablicę, na której wywieszono informacje o poradach psychologów i psychoonkologów. - Mnie to bardzo pomogło poukładać sobie pewne sprawy w głowie.

Zamyśla się na chwilę, szuka czegoś w smartfonie. - O, proszę popatrzeć, to moja córeczka Ania - mówi wskazując na zdjęcie kobiety w średnim wieku, która trzyma rondel. - Pracuje w niemieckich knajpach. Wcześniej była w innych krajach, też jeździła za robotą. I co z tego ma? Nic! Jest sama, po pracy nie ma do kogo ust otworzyć. Dotąd nie umiała podjąć decyzji o powrocie do kraju. Bała się, że ktoś to oceni jako jej przegraną.

Przerywa, ociera łzę i mówi: - Gdy dowiedziała się, że mam raka, najpierw się załamała. Tak jak ja. Ale najważniejsze, że nawet przez chwilę się już nie zastanawiała i podjęła decyzję, że wraca do Polski, do mnie! Niczego jej nie sugerowałam. Tak się cieszę! Anka też się cieszy. Powiedziała nawet, że dopiero teraz sobie uświadomiła, iż mogła wcześniej. Ale odrobimy ten stracony czas. Gdyby nie ta choroba, może nadal by tam tkwiła.

Zatrzymaj się i pomyśl, po co żyjesz

- Warto pamiętać o słowach oazowej piosenki: "zatrzymaj się na chwilę i pomyśl po co żyjesz" - mówi ks. infułat Ryszard Pruczkowski, proboszcz Parafii Bożego Ciała w Bydgoszczy, który w przyszłym roku obchodzi 50-lecie swojego kapłaństwa. Wiele lat poświęcił pomocy chorym, także jako wolontariusz w Hospicjum im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Przyznaje, że dopiero w hospicjum zrozumiał, na czym polega prawdziwe wsparcie. Że słowa: "Bądź dzielny!" albo "Każdy dźwiga swój krzyż" mogą bardziej zranić niż pomóc. No bo jak udźwignąć tak wielki krzyż? Uświadomił sobie, że lepiej z chorym po prostu być, starać się go zrozumieć.

- Słysząc diagnozę: nowotwór, wali się nam świat - dodaje. - Pojawiają się rozpacz, smutek, załamanie, a potem zaczynamy inaczej patrzeć na swoje życie.

Nie marnować czasu

- Sytuacja każdego chorego jest bardzo złożona - twierdzi dr n. med. Bożena Kawiecka-Dziembowska, psychoonkolog, koordynator Zakładu Psychologii Klinicznej z bydgoskiego Centrum Onkologii im. prof. F. Łukaszczyka. - Może ona zależeć od etapu życia, od zaawansowania choroby. Czy lekarz powiedział choremu o szansie na wyleczenie, czy mowa jest o przewlekłym leczeniu, które nie doprowadzi do całkowitego wyleczenia, ale może wywołać tzw. stabilizację. I np. doprowadzi do stanu, który można określić jako zadowalający i pozwoli funkcjonować.

Dodaje, że osoby, które miały wcześniej trudne okoliczności życiowe mogą traktować czas choroby jako moment, w którym trzeba dokonać zasadniczych zmian: - Żeby nie marnować czasu.

Podkreśla, że pacjenci nowotworowi mogą w różny sposób interpretować chorobę. - Jedni jako wroga, inni jako wyzwanie - zauważa dr Kawiecka-Dziembowska. - Wiele zależy od osobowości chorego.

A dzięki temu, że w medycynie nastąpił ogromny postęp (nowe leki, metody leczenia, ale i procedury które wpływają na szybsze wykrycie choroby), większa grupa pacjentów otrzymuje szansę na wyleczenie. I w tym procesie emocje stają się bardzo ważne. Pozwalają włączać procesy obronne organizmu.

- Jesteśmy wielkimi indywidualnościami i różne mogą być powody optymizmu u chorych, z którymi pani rozmawiała - dodaje pani psychoonkolog. - W przyszpitalnej poczekalni zbierają się ludzie, którzy mają podobne problemy. Prezentują różne strategie radzenia sobie z chorobą. Mogą się nawzajem wspierać, a tu są lepiej rozumiani niż w otoczeniu osób zdrowych.

Przyznaje, że choroba onkologiczna w życiu wielu osób pomaga zmienić perspektywę: - Uczą się selekcjonować to, co jest naprawdę istotne. Okazuje się, że sieć wsparcia jest bardzo ważna, ludzie wokół. Następuje sprawdzenie, kto jest naprawdę przyjacielem.

Zdaniem dr n. med. Bożeny Kawieckiej-Dziembowskiej to właśnie wsparcie osoby najbliższej, kogoś, kto chorego dobrze zna, jest najcenniejsze. Jeśli jednak zostaje on z problemem sam i nie może poradzić sobie z emocjami, to warto, by poszukał pomocy psychoonkologa, psychologa lub lekarza psychiatry.

Panu Bogu trzeba pomóc

Ksiądz Pruczkowski jest przekonany, że optymizm i nadzieja dają choremu ogromną siłę: - Pewien mężczyzna, po śmierci żony, został sam z małymi dziećmi. Gdy dowiedział się, że i on ma raka, poprosił lekarzy, aby zrobili wszystko, co w ich mocy, by przedłużyć mu życie. Powiedział, że wytrzyma wszystko, nawet jeśli będzie codziennie wymiotować po chemioterapii. Przetrwa, byleby jak najdłużej być z dziećmi. Lekarze skierowali go na chemioterapię, radioterapię, chociaż sami raczej nie wierzyli, że to mu pomoże. A on pokonał chorobę! Bo jeżeli lekarz zrobi już wszystko, co może, to jest jeszcze Pan Bóg. Ale nawet Jemu człowiek musi pomóc. Optymizm, wiara i wola walki to ogromna siła, która czyni cuda.

Przewartościowany świat

- Zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie wygrałam - przyznaje pani Beata. - Czeka mnie poważna operacja, może nawet dwie. Ale mam szansę, no i będzie przy mnie Ania. Zamieszkamy razem, będziemy się wspierać, córeńka chce wrócić na studia. Dobre zmiany przed nami. Pewnie i niejedna kłoda jeszcze wpadnie nam pod nogi, ale damy radę.

- Naiwna nie jestem - wiem, że życie nie jest tylko sielanką, a mój mąż nie zmienił się nagle w anioła. Jednak ta choroba wiele w nas przewartościowała - dodaje pani Danusia. - Nawet, gdy spotyka mnie jakaś przykrość - sąsiadka rzuci uszczypliwą uwagę albo zgubię kolejną parasolkę - to się nie przejmuję tym, tak jak kiedyś. I za to mogę „podziękować” losowi, który zesłał mi chorobę. Nawet jeśli skróci ona moje życie, to przynajmniej wiem, że reszty czasu nie zmarnuję.

Od autorki: Imiona pacjentów i ich najbliższych zostały zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zdrowie

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska