https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dialogi głuchych

Janina Paradowska, "Polityka"

     Kwiecień zapowiada się jako miesiąc walki o zmianę Kodeksu pracy. Rząd skierował do Sejmu projekt zmian, a związki zawodowe zapowiedziały akcje protestacyjne. Ręka w rękę stanęli panowie Maciej Manicki, stowarzyszony z SLD i pan Marian Krzaklewski, partyjnie chwilowo stowarzyszony z samym sobą. Panów podobno wszystko dzieli, ale łączy ich jednak sprzeciw przeciwko jakimkolwiek zmianom Kodeksu pracy. Powiedzmy sobie bowiem szczerze: zaproponowane przez rząd zmiany nie niosą żadnej rewolucji i powinny zostać dawno dokonane. Była zresztą po temu okazja: w Sejmie poprzedniej kadencji o wiele głębsze propozycje zmian zostały odrzucone w pierwszym czytaniu. Wówczas przeciwko nim (wnioskodawcami byli posłowie dawnego SKL, dla tych którzy mają krótszą pamięć polityczną przypomnienie - Stronnictwa Konserwatywno - Ludowego) stanęły zgodnie AWS i SLD. Sojusz już wówczas wiedział, że przyjdzie mu rządzić, a mimo to bał się tak bardzo o wyborcze głosy, że zmian nie poparł. Dziś miałby problem z głowy i mógłby zrzucać winę na rząd Buzka (rząd akurat zmiany popierał). W końcu na rząd Jerzego Buzka zrzucić już można praktycznie wszystko, obrońców on nie ma, choć być może za trzy, cztery lata okaże się, że sporo zrobił, po bałaganiarsku, niekompetentnie, ale jednak ruszył wiele spraw. Dłuższa perspektywa łagodzi oceny, z daleka czasem lepiej widać.
     Kodeksu rząd Buzka nie ruszył, kodeks chce ruszyć Miller. SLD odrzucał kiedyś propozycję zmian, nie kierując ich nawet do komisji, pod hasłem, że kodeksu nie można zmieniać bez uzgodnienia ze związkami zawodowymi. Teraz zmienia bez uzgodnienia, bowiem OPZZ to, co uzgodniono z pracodawcami praktycznie wyrzuciło do kosza. Wtajemniczeni mówią, że spór był ambicjonalny, wewnątrzzwiązkowy a nie merytoryczny. OPZZ szykuje się do Kongresu, Solidarność zresztą też. Na kongresowych sztandarach dobrze jest wywiesić jakieś hasła miłe dla związkowego aparatu. Tym razem oba związki wywieszają to samo hasło: kodeksu nie oddamy. Łączą się w wielkiej wspólnocie obrony stanu obecnego. Nie udały się więc negocjacje premierowi Millerowi, choć rozjemcą między związkowcami a pracodawcami był minister pracy Jerzy Hausner, człowiek autentycznego społecznego dialogu. Okazuje się, że nie jest ważne kto i co negocjuje, ważne są bieżące taktyczne interesy polityczne, a te nakazują związkom protestować. Często przywołujemy przykłady innych krajów, na przykład Hiszpanii, gdzie umówiono się w bardzo wielu sprawach, by zażegnać kryzys i bezrobocie, Irlandii, która po wejściu do Unii Europejskiej ruszyła do przodu także dzięki społecznym paktom. Przywołujemy te przykłady i niczego się nie uczymy. My po swojemu, w wiecznym proteście, w wiecznym niezadowoleniu, w ciągłym braku porozumienia. W myśl zasady - wiemy lepiej jak rządzić się u siebie. Otóż nie zawsze wiemy. Kodeksowy dialog głuchych bardzo dobrze o tym właśnie świadczy.

     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska