Przed wielu laty, przez przypadek, nieporozumienie oraz z braku laku, zostałem pracownikiem tzw. budżetówki. Dokładnie - robiłem w kulturze. Wspomnienia z tego czasu mam różne. Dobre, złe, rzewne, wkurzające, a także śmieszne. Do tej ostatniej kategorii zaliczam odpracowywanie wolnych dni.
Jak wszyscy wiedzą, wolne dni w Polsce dzielą się na ustawowo wolne (niedziele, soboty i święta przeróżne) oraz normalne dni pomiędzy nimi. Przykład: w czwartek wypada święto, w sobotę - sobota, a piątek nie wiadomo komu i na co, tym bardziej że po sobocie niedziela, oczywiście. Pamiętam, że problem tego nieszczęsnego piątku narastał długo przed jego nastaniem. Zawsze kończyło się podobnie, bo dyrekcja - w trosce o personel, powodowana miłością bliźniego i humanizmem socjalistycznym - proponowała odrobienie. Technicznie odbywało się to tak, że przychodziliśmy do pracy 15 minut wcześniej a wychodziliśmy kwadrans później - i te pół godzinki dziennie po jakimś czasie robiły się jednym pełnym dniem.
W bilansie ogólnym więc wszystko grało: liczba godzin spędzonych w pracy się zgadzała, chociaż przez pól tygodnia leżało się martwym bykiem. Oczywiście - wszyscy to wiedzieli doskonale - całe to odrabianie to był jeden wielki pic i fotomontaż, bo specyfika pracy w mojej byłej firmie - raczej nie przekładała się na czas bycia w niej.
Ale tak było dawno, za komuny.
Teraz też tak bywa.
Wielka Majówka u bram. Jeśli w inteligentny sposób zmiksować kilka dni urlopowych z czterema świątecznymi, dwoma sobotami oraz czwartkiem odpracowanym, to nam wyjdzie dziewięć wolnego, a w tym czasie (przeczytałem w jednej gazecie) szef pewnej ważnej lokalnej instytucji może "przejechać Italię wzdłuż i wszerz w turystycznym autokarze". Akurat branża, w której robi podróżnik jest zawalona robotą po uszy i wyżej, zaległości się piętrzą jak Himalaje i - wszystko na to wskazuje - w nadchodzącym stuleciu jeszcze podrosną. Pewnie więc nawet gdyby i w ten czwartek ludzie tam pracowali jak mrówki sytuacja by się nie poprawiła, ale jakoś głupio.
Żeby było jasne: ja tak z czystej, bezinteresownej zawiści, bo Święto Pracy tradycyjnie uczczę wydajną pracą, Święto Konstytucji - jak wyżej, a i czwartek mi nie robi. Więc zazdroszczę, ale się nie skarżę. Pewnie pod względem wolnego lepiej miałbym np. w takim toruńskim Urzędzie Miejskim, albo w toruńskim powiecie czy w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie urzędnicy już w pocie czoła zapracowali sobie kiedyś na zasłużony odpoczynek załatwiając nadprogramowych interesantów. Lub robiąc coś w tym stylu.
Ale tak wolę.
Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego inne magistraty w województwie nie poszły śladem Torunia, albo Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Serdecznie współczuję tamtejszym urzędnikom, którzy będą pracowali jak zwykle. Natomiast gratuluję wszystkim planującym coś w tych instytucjach załatwić na początku maja: macie szczęście.
Ktoś tam myśli o was, a nie o swojej działce.
