Powiadają, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu. I najlepiej stanąć w środku, bo boki łatwo odciąć. To porzekadło pasuje jak ulał do tej historii.
Scheda
Ulica Graniczna to już peryferie Włocławka. Kilka parterowych domów, typowych klocków wybudowanych w latach pięćdziesiątych, jeden czy dwa są nowsze, okazalsze. Wiesława Sadowska mieszka pod numerem szóstym, w parterówce liczącej pół wieku. Dostała ją w 1967 r. od rodziców. Skromne zarobki w Pogotowiu Ratunkowym łożyła na remonty, dużo też pomogli sąsiedzi.
Przed domem czeka już na mnie spora grupa ludzi. Przyszli sąsiedzi, rodzina. Wchodzimy do dużego pokoju gościnnego, robi się ciasno. - Mogłam się wszystkiego spodziewać, ale nie tego, że stracę ten dom - mówi Wiesława Sadowska. - Ale wciąż nie tracę nadziei, że w końcu sprawiedliwość zwycięży, nawet gdybym miała jechać po nią do Strasburga.
W grudniu 1995 r. Sąd Rejonowy we Włocławku stwierdził, że prawo własności do działki i domu Wiesławy Sadowskiej ma brat jej mamy Hieronim K. mieszkający po sąsiedzku. A prawo to nabył przez... zasiedzenie, chociaż nigdy w tym domu nie mieszkał.
Wujek bierze wszystko
Zofia Michalska, matka Wiesławy Sadowskiej, wraz z mężem pobudowała dom przy Granicznej 6 w latach pięćdziesiątych. Obok kilka lat później postawił swoją parterówkę brat Zofii - Hieronim K. Obie nieruchomości stanęły na gruncie zostawionym im przez rodziców. W 1995 r. brat i siostra doszli do wniosku, że czas już uporządkować sprawy własnościowe, bo do tej pory wszystko opierało się na ustnych porozumieniach. Swój dom Zofia oddała już we władanie córki Wiesławy, sama zamieszkała u drugiej córki. Chciała jednak aktem notarialnym potwierdzić prawo Wiesławy do działki i domu przy Granicznej, żeby wszystko już było jak trzeba. Wspólnie z bratem wystąpiła więc do sądu o stwierdzenie zasiedzenia - każdego z nich na zajmowanych od lat osobnych działkach. Pełnomocnictwa do występowania w sądzie otrzymał Hieronim K.
- Uwierzyłam bratu, że sam wszystko załatwi - wspomina Zofia Michalska. - No, i załatwił tak, że tylko usiąść i płakać. Ale skąd mogłam przypuszczać, że tak postąpi?
Gdy w grudniu 1995 r. Sąd Rejonowy we Włocławku wydał postanowienie, odebrał je Hieronim K. korzystając nadal z pełnomocnictw. Odbyła się nawet rodzinna feta. Poza Hieronimem K. nikt jednak nie wiedział, co się święci. Dowiedzieli się dopiero pół roku później. Postanowienie było już prawomocne.
Jak to możliwe?
Klucz do sukcesu Hieronima K. stanowi sporządzony przez niego na kartce papieru formatu A3 rozpis działek, który potraktowany został przez sąd jako opinia uzupełniająca. Jak to się jednak stało, że sąd nie wziął pod uwagę opinii geodezyjnej sporządzonej przez... biegłego sądowego, w której był rzetelny opis sytuacji?
Od tamtego wyroku aż do dziś Wiesława Sadowska błąka się po sądach. Najpierw Sąd Rejonowy uznał, że nie zachowała miesięcznego terminu na wniesienie skargi. Również na tej samej podstawie odmowną decyzję podjął Sąd Okręgowy, potem Najwyższy. W końcu do akcji wkroczyła też Zofia Michalska kierując do prokuratury doniesienie na brata, że jako pełnomocnik działał na jej szkodę i umyślnie wprowadził ją w błąd. Wychodzą też na jaw inne fakty, jak na przykład pisemne zeznania świadków, którzy... nigdy takich zeznań nie składali. Obie kobiety napisały do prezydenta RP, ministra sprawiedliwości, Rzecznika Praw Obywatelskich.
Nic do powiedzenia...
Od Wiesławy Sadowskiej do domu jej wujka jest najwyżej kilkanaście kroków. Zapada już zmrok, nie widzę jednak światła w oknach. Próbuję wejść na podwórze, ale natychmiast do bramy dopada głośno ujadający pies. Na szczęście z domu wychodzi krępy, starszy mężczyzna. Przedstawiam się, mówię po co przyszedłem. - Czy możemy porozmawiać? - pytam Hieronima K. - A o czym mamy rozmawiać, pan nie jest dla mnie żadną stroną w tej sprawie, nie mam nic do powiedzenia - słyszę stanowczą odpowiedź.
Mają za to sąsiedzi. Wielu z nich chciało świadczyć w sądach na korzyść Zofii Michalskiej i jej córki. - Ten człowiek nie jest w porządku - mówi Leonard Mańkowski. - No, przecież on te kobiety po prostu oszukał - stwierdza Kazimierz Nowakowski. - Jak śmie mówić, że to wszystko jest jego - irytuje się Stanisław Stasiński. - Jego siostrzenica ciężko pracowała, żeby ten dom, który jej matka zostawiła, wyremontować i rozbudować. I teraz on chce to wszystko zabrać, jakby mu mało było swojego, a sądy mu w tym pomagają. To ma być sprawiedliwość?
Hieronim K. już próbuje eksmitować siostrzenicę. Wystąpił do Urzędu Miasta o nowy podział geodezyjny uwzględniający korzystne dla niego postanowienie sądu. Ratusz na razie zwleka, bo trwa postępowanie prokuratorskie.
Personalia wujka Wiesławy Sadowskiej zostały zmienione.
Dom na Granicznej
Karol Poliński
- Może gdybym przez te wszystkie lata żyła z bratem jak pies z kotem, moja córka nie straciłaby domu, który jej zostawiłam - mówi ze łzami w oczach Zofia Michalska. - Ale zaufałam mu ...