Jego pasją od 40 lat jest muzyka, prowadzenie imprez tanecznych. To zapalony prezenter. Ostatnio grał na studniówkach. - Młodzi, widząc mnie przy konsolecie, narzekali: Ale obciach! Dziadka nam zaangażowali do grania muzyki! - uśmiecha się pan Henryk - Ale już po pierwszych utworach nabierali respektu. O, serwuje dobre kawałki! - dziwili się. Bo trzeba czuć, na co czekają uczestnicy zabawy. Przygotowany scenariusz potrafi płynnie zmienić w czasie imprezy. - Moje credo to: Szanuj gusta innych - podkreśla.
Najpierw był "Kalosz"
Wspomina czasy, kiedy przed laty pracował w "Gumowcu", czyli Zakładowym Domu Kultury "Stomilu". Popularnie zwano go "Kaloszem". - Wtedy to się ludzie bawili! Co weekend pełen klub, dwoiłem się i troiłem! Soboty i niedziele w Grudziądzu tętniły życiem. Zawsze mieliśmy nadkomplet - opowiada. - Od wtorku do niedzieli tańczono w "Nowoczesnej" i "Orionie". A dziś? Gdy odwiedził mnie znajomy z Niemiec, dziwił się: Co tu tak pusto w sobotę po południu? Niestety, w weekend Grudziądz zamiera.
Pan Henryk ma w domu szafy pełne płyt. - Jest tu wszystko! Od klasyków rocka, po najnowsze trendy. Sam uwielbiam słuchać soulu, bluesa i rythm and bluesa. Głównie czarnych wykonawców, bo tylko oni potrafią tę muzykę śpiewać jak należy - objaśnia.
W stosach płyt krążki z piosenkami B.B. Kinga, Raya Charlesa i Seala mieszają się z latynoamerykańskimi, bałkańskimi a także disco-polo. - I taką muzykę niektórzy sobie życzą. Muszę ją mieć - tłumaczy. - Ale np. w Toruniu, gdzie grałem w minioną niedzielę dla ludzi z biznesu i uniwersytetu, nawet nie próbowałem wyjeżdżać z biesiadą czy disco-polo. To grono o wysublimowanych gustach.
Inni nie patrzą na wiek
Henryk Sternicki częściej zapraszany jest do prowadzenia imprez poza Grudziądzem. - U nas patrzą na wiek, a nie umiejętności - objaśnia. - Ja nie różnicuję ludzi według metryki, tylko tego, na co ich stać. W innych miastach nie obchodzi ich, ile mam lat, tylko co potrafię.
Muzyczną pasję dzieli z inną - malarstwem. Ukończył Liceum Plastyczne w Bielsku Białej i jest dekoratorem. Maluje pejzaże, akty, kompozycje współczesne. - Gdy maluję, słucham ulubionych wokalistów, jak Ray Charles, Joe Cocker czy Chris Rea.
Jest rodowitym grudziądzaninem. Boli go, gdy widzi zaniedbane miejsca, w których mieszkańcy mogliby atrakcyjnie spędzać czas. Na przykład Park Miejski. Nie jest źle, ale przydałaby się letnia kawiarenka i koncerty takie, jakie ludzie lubią. - Zaproponowałem w ratuszu, aby park nazwać "Cztery pory roku", bo jest piękny cały rok. A nad stawem przerzucić romantyczny mostek. Dodałby miejscu uroku. Poczułem się, jakbym mówił w próżnię.
Wstydzę się za emerytów
Pan Henryk ze swoimi opiniami się nie kryje. - Obywatelowi nie może być obojętne, co się w jego mieście i kraju dzieje.
- Wstydzę się za emerytów, którzy tkwią w oknach, a czas przecieka im przez palce. Zmarnowane chwile nie wrócą. Każdy może znaleźć sobie ciekawe zajęcie - twierdzi. Zawsze miał mnóstwo pomysłów, co można w życiu robić. Gdy był młodszy, skakał ze spadochronem. Oddał 600 skoków.
W czasach szkolnych był w sekcji bokserskiej "Zryw". - Lubię ruch w plenerze. Gdy jest ciepło, odstawiam samochód, wyciągam rower. Chętnie pływam, spaceruję - wyjaśnia pan Henryk. - Także moja żona, była szybowniczka, nie lubi gnuśnego życia. Dzieci mam dorosłe. Chciałbym, aby i one spełniały się w życiu do późnych lat.
Bo wtedy, gdy się poddamy, gdy się nic już nie chce, a dni mijają bez większego sensu, zaczyna się starość. Ona potrafi przyjść do ludzi całkiem młodych, którzy nie potrafią z siebie nic wykrzesać.
Czytaj e-wydanie »