https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Dzidzia, jeszcze zobaczysz

Małgorzata Święchowicz
Jedenaście razy chciała umrzeć, żeby mama zrozumiała. Teraz mama przyjeżdża do niej. I mówi, że czas zacząć życie od początku.

     Luty. Ordynator dziesiątego oddziału**zapewnia: z nią już trochę lepiej. Można przyjechać, pogadać. Ona ma długie jasne włosy i rozdygotane ręce. W lipcu skończy dziewiętnaście lat, a wygląda na trzynaście. Tu, w szpitalu psychiatrycznym, wołają na nią Dzidzia.
     - Możesz dać mi na imię, jak chcesz - mówi. - Na przykład Ania.
     Do imienia nigdy nie była przyzwyczajona. - Ojciec wołał na mnie chuda, gówniara... Różnie.
     Tyle razy odchodziła od ojca. Od matki. Od życia. Pierwszy raz w ubikacji, ciach żyletką. Później w szpitalu wieszała się na prysznicu. Truła lekami. Mama mówi, że nie można jej upilnować. Ostatnio tylko słyszeli, jak w pokoju puszcza muzykę coraz głośniej i głośniej. Kto mógł przypuszczać?
     
Nikt nie odejdzie
     Grudzień. Stara kamienica, centrum Grudziądza. Siedzą w sześć osób na 35 metrach kwadratowych. Bykowski ze swoją dawną żoną, z ich dziećmi. I z nową żoną, i z jej synem. Pokój przegrodzony na pół, zastawiony: szafki, pufki, wersalki, kanapy. Kuchnia taka, że jak jedno wchodzi, to koniec. Ale co robić? Żadne nie chce odejść. Pierwsza żona nie, bo to jej mieszkanie. Bykowski - nie, bo to przecież jego dzieciaki w tym mieszkaniu. Nowa żona nie, bo to jej mąż.
     - On mnie zgwałcił, ale nie wiem, czy warto podawać - dawna żona spuszcza wzrok. Głupio jej, że tak musi żyć.
     Nowej żonie nie jest głupio. - Mąż nie mógł z nią spać - wyłuszcza. - Bo wtedy akurat spał ze mną.
     - To ja byłem gwałcony - mówi Bykowski. Wszystko sobie zapisał: datę i szczegóły, jak koledzy nasłani przez dawną żonę biją go, zastraszają idą do łazienki po krem nivea... Wszystko ma na luźnych kartkach.
     
Zbiera te kartki.
     A ona, jego pierwsza żona, zbiera siły, żeby w sądzie zaprzeczyć tym kłamstwom.
     A ich córka, Anka, leczy się po dziesiątej próbie samobójczej.
     A ich syn Jasiek badany jest przez psychologów i psychiatrów na okoliczność związków uczuciowych.
     
Weź te nogi, gnoju
     Styczeń. Dawna żona nie może patrzeć na dawnego męża. Zabiera dzieci, odchodzi. Anka truje się lekami. To już jedenasta próba.
     - Anka ma schizy - ojciec macha ręką na te "schizy", na Ankę. Nie zależy mu. To takie ziółko, po matce. A matka, to szkoda gadać. Chce mu zabrać syna! I meble, i dywany. On nie pozwoli. Raz, jak żona się wyprowadziła, to pojechał, porwał Jaśka. - Tak go kocham - mówi. Jaśka nie odda. Dywanów też nie.
     - Mówi, że szybciej zabije mnie i dzieci - dawna żona opowiedziała wszystko biegłym sądowym. Biegli przyjrzeli się już temu dziwnemu układowi. Ona: 37 lat, wykształcenie podstawowe, osobowość bierno-zależna. On: 39 lat, wykształcenie średnie budowlane, osobowość nieprawidłowa, nieuporządkowane życie seksualne ciągoty do manipulowania innymi.
     Jego nowa żona: nieszczera, kłamliwa, mało dojrzała.
     Patrzy, jak mąż walczy z dawną żoną, jak zapisuje te swoje karteczki. Na tych karteczkach rozmowy rodzinne, na przykład:
     6 stycznia, godzina 12.00: Giń mi z oczu skurwielu, pamiętaj, że cię załatwię (duszenie). 13.55 - Weź te nogi pierdolony gnoju... Zabiję cię, jak będziesz spał. 14.14 - Długo już po tej ziemi nie pochodzisz, sukinsynu. 14.30 - Pilnuj się syfiarzu...
     
Rycz, nie będziesz sikać
     Anka mówi, że chciałaby o tym nie myśleć. A myśli, przypomina sobie. Na przykład szkolne zeszyty.
     - Przynieś zeszyty - mówi ojciec, więc mu niosę, kładę na ławie. A on mi w twarz z pięści. Miałaś mi podać do ręki. _Albo: - Nie podoba mi się twoje pismo. I już kartki w zeszycie powyrywane.
     Później brat się rodzi, trzeba uważać, żeby go nie obudzić. Ojciec okropnie nie lubi hałasu.
- Mały musiał spać, jak nie, to dostawałam pięć minut na uśpienie. Inaczej wpierdol.
     Tak, pamięta, że ojciec lubił lać. Kiedy płakała, mówił: Rycz, rycz, będziesz mniej sikać. A ona już nie miała łez do płakania, ona tylko tak płakała sobie w środku. I brała zeszyt z Myszką Miki na okładce, i pisała, jak jej źle. Później ten zeszyt spaliła, żeby zapomnieć. -
Tak mi się wydawało: spalę, to zapomnę.
     
- Jak kiedyś łyknęłam prochy, to trzy razy mnie reanimowali. Musiałam uczyć się chodzić, mówić... A raz, z Krystianem, moim przyjacielem, chcieliśmy umrzeć na stadionie... On jeden mnie rozumiał... Bo tak, to nikt.
     Kiedy skończyła 15 lat, trafiła do domu dziecka. - _Tam były nowe meble i kolorowe ściany. Ładnie
- mówi. Ale uciekała z tego ładnego domu, wąchała klej, rozpuszczalnik. - Po rozpuszczalniku było mi, jak w wesołym miasteczku, fruwałam na karuzeli, widziałam z góry cały Grudziądz... A później była marihuana, po niej, to śmiałam się i śmiałam. Policja mnie zgarniała do domu, do ojca. A ojciec nie wpuszczał. Mówił: zobacz synku, jaka naćpana.
     Dobrze byłoby tego nie rozpamiętywać. Powiedzieć sobie: - Dzidzia, będzie dobrze.
     
Pójdę na stadion, będę biegać
     Dzidzia jest piękna. Tylko ma te ręce trzęsące. - To nic - mówi. - Tylko nerwy. Chciałaby kiedyś nie mieć takich nerwów. Być psychologiem albo psychoterapeutą, ale przez te samobójcze myśli nawet zasadniczej zawodowej nie może skończyć. Dwa razy zaczynała fryzjerską, raz specjalność: sprzedawca.
     - Nieraz obiecuję sobie: zacznę żyć, pójdę na stadion, będę biegać. I w ten dzień, w który mam iść na Olimpię, łykam coś...
     - Mam już rozpoznanie: nieprawidłowo kształtująca się osobowość. Czasami aż się siebie boję. I tych myśli. Widzę ojca, jak skacze do mamy.
     Trzy szybkie, mama leży. On krzyczy albo śmieje się z niej. Mama ucieka z domu. Jest noc. Mama najczęściej ucieka w nocy, Ankę zostawia w łóżeczku. Więc ojciec wyciąga Ankę z tego łóżeczka na mróz, na kocyk przed klatką schodową: Teraz będziemy czekać na mamusię.
     - Później, gdy byłam starsza, dziwiłam się mamie, dlaczego wraca? Co ona w nim widzi?
     (Anka o ojcu: - Śmierdział. Mówiłam mu: umyj się pod pachami, bo pół pokoju zajeżdża. A on, że to kobiety podnieca).
     - _Miałam 13 lat, jak zaczął sprawdzać, czy jeszcze jestem dziewicą... Wiesz, ja nie mówię, że byłam dobrym dzieckiem. Byłam uciążliwa. Kiedyś zapomniałam o wyrzuceniu śmieci, to przewrócił mnie, skopał. Zapisałam sobie w pokoju nad łóżkiem: Tato uderzył mnie i kopał w głowę... _On dopisał: A powinienem zabić.
     
Za puszczanie
     - Ja dopiero teraz przejrzałam na oczy - mówi matka. - Dopiero teraz, kiedy uciekłam od niego. W te ostatnie święta. Byłam u rodziców, choinka, prezenty. Zapomniałam, że może być tak pięknie. Bo on świąt raczej nie uznawał. I tylko tę Anię szarpał. Ania jest bardzo mądra, zauważyła pani? Ona jest mądra tą mądrością życiową wbijaną do głowy pięścią.
     - Ja nie biłem tak, żeby bolało - zapewnia ojciec. - Ja czasami tylko dawałem córce do zrozumienia, żeby na przykład nie paliła w tak młodym wieku. Bo matka to w ogóle uwagi by nie zwróciła. Matka ją opuściła.
     On już to wszystko opisał prezesowi sądu, Prezydentowi RP i Michalinie Wisłockiej. Jak ta jego żona, szmata po prostu, wyjeżdżała sobie do słonecznych Włoch, jak się puszczała z pięknym Antonio.
     - Puszczałam się? Mój Boże. Pracowałam na czarno, żeby było za co żyć - mówi mama Anki. - Raz przy takiej Włoszce, schizofreniczce. Bałam się, ale co było robić? Kiedy ona akurat bardzo dobrze płaciła. Zaraz wszystko wysyłałam do Polski, żeby on miał i dzieci miały. Tu są przekazy, proszę bardzo: 258 euro, 259, 414... Co dwa tygodnie wysyłałam. A teraz on takie rzeczy opowiada? No ale on już taki jest. Ja do pracy, a on nigdy. Tylko by siedział przed telewizorem i oglądał "Milionerów". Wydaje mu się, że kiedyś zagra, spłaci długi... Tych długów ma już tyle, że nikt nie zliczy. On chyba przez te długi w kółko zmienia nazwisko. Z Włodarczyka na Nowakowskiego, na Żakowskiego, Bykowskiego... Ja już nie chciałam mieć z tym nic wspólnego, dość miałam tych debetów, komorników. Chciałam odejść...
     W 1996 wzięli rozwód, ona myślała, że po rozwodzie będzie łatwiej odejść. - Ale gdzie tam, byłam z nim, debet dla niego zrobiłam, bo chciał mieć malucha za tysiąc pięćset złotych, teraz z tego to i z dziesięć tysięcy się zrobiło... To nie było żadne rozejście się, tylko takie w papierach. Bo ja wtedy jeszcze za słaba byłam, żeby go rzucić. Urodził się Jaś, myślałam: jakoś to będzie. Jeździłam do tych Włoch, słałam pieniądze. Mówił, że wyremontuje mieszkanie, że założy firmę produkującą znicze. A on tylko wizytówki zdążył wyprodukować... I wziąć sobie nową żonę.
     Anka na ojca patrzeć nie może, ale też mu ulega, też ją umie podejść. Ostatnio podszedł ją na telefon. - Załóż telefon na siebie - _mówił. Więc założyła, żeby on mógł dzwonić do "Milionerów" i "Życiowej szansy"... Obiecywał: - Wygram, to oddam. Teraz za grudzień jest do zapłacenia 888 złotych i 76 groszy, a za styczeń - 1981- złotych, 17 groszy.
     
- Tak Anię omotał - _mówi matka. - A teraz jeszcze Jasia chciałby omotać, Jasia chciałby zabrać, żebym mu na niego płaciła alimenty.
     
Lepiej ojcu, lepiej matce
     Ojciec zawsze Jaśka traktował wyjątkowo, to jego oczko w głowie, krew z krwi. Jaśka by nie oddał do domu dziecka. I mama by nie oddała.
     Anka widzi, jak teraz walczą o niego w sądzie. Jeżdżą z Jaśkiem do biegłych psychologów, pedagogów, psychiatrów.
     - Dziecko jest prawidłowo rozwinięte, zadbane, odpowiednio żywione - zachwycają się specjaliści z Torunia.
     - Zaniedbane, przyzwyczajone do samotności, nie nauczone gryzienia pokarmów - wytykają specjaliści ze Świecia.
     Ci z Torunia oddaliby dziecko ojcu: - Jest opiekuńczy, czuły, troskliwy. Daje większe gwarancje...
     Ci ze Świecia - oddaliby matce. Bo ojciec alkoholizuje się, manipuluje, kłamie, jest egocentryczny, impulsywny, niezdolny do miłości.
     
Teraz zaczniemy
     **Na razie Jaś jest przy mamie. Ale ojciec mówi, że jeszcze do niego wróci, wszyscy wrócą.
     Choć ona wynajęła już kawalerkę w bloku niedaleko swoich rodziców, nauczyła Jasia gryźć biszkopty, pracuje w firmie przyznającej pożyczki w 48 godzin, i daje słowo, że nie chce mieszkać w kamienicy z pokojem przedzielonym na pół, z dawnym mężem, jego żoną, dzieckiem żony... Chce zapomnieć o byłym mężu. Kiedy ma wolny weekend, jedzie do Ani na oddział dziesiąty. - Już dojrzałam - _mówi. - Zobaczysz, zaczniemy nowe życie.
     
- Kiedyś zobaczę _- Anka przytakuje. - Tylko jeszcze nie teraz. Teraz godzinami leżę i patrzę w sufit. Tak mnie wzięło. Sama za to nie mogę.
     P.S. Wszystkie nazwiska ojca zostały zmienione.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska