Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Ej, no weź spróbuj, co ci szkodzi?" No i spróbował. Wielki powrót Macieja Mellera

Dariusz Nawrocki
Dariusz Nawrocki
Maciej Meller
Maciej Meller Fot. Radek Zawadzki
Rozmowa z Maciejem Mellerem z Inowrocławia, byłym gitarzystą grupy Quidam, który nagrał płytę z Mariuszem Dudą z Riverside i Maciejem Gołyźniakiem z Sorry Boys.

Pamiętasz, kiedy pierwszy raz wziąłeś gitarę do ręki? Kto ciebie zaraził miłością do muzyki? Jak to się zaczęło?

- Przypadkowo. W ogóle nie interesowałem się muzyką i nagle w piątej klasie podstawówki "wyłowił" mnie mój nauczyciel muzyki ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Żninie (gdzie się urodziłem i mieszkałem do około 20 roku życia), pan Marek Nowak. Tworzył zespół muzyczny zupełnie od podstaw i spytał, czy miałbym ochotę dołączyć. Nie miałem, ale reszta kolegów jakoś mnie namówiła na tę pierwszą próbę i... zostałem. Gitarę wybrał mi właśnie Marek i to kolejny przypadek albo po prostu miał "czuja". Na początku obserwowałem siebie i otoczenie, ale coraz bardziej wciągałem się w ten świat, zacząłem coraz więcej samemu w tym "dłubać". Zaczęły się pierwsze fascynacje muzyczne, kasety, rozmowy o muzyce. I tak już zostało.

Czego słuchałeś będąc nastolatkiem?

- Na początku był chaos, ale z chaosu dość szybko wyłonili się The Beatles i to oni do dziś są moimi największymi bohaterami. To oni chyba przygotowali grunt pod wszystko co miałem poznać i polubić w przyszłości, oni dali "bazę", na której potem zbudowała się fascynacja innymi (bardzo różnymi!) gatunkami i zespołami. Jestem pewien, że tak już zostanie. To niesłabnąca fascynacja i niewyczerpujące się źródło inspiracji.

Pierwsze zespoły, w jakich grałeś...

- Nie licząc tych szkolnych składów w podstawówce, to właściwie od razu był Deep River, który wkrótce potem przekształcił się w Quidam. Od 1991 roku, kiedy tylko pojawiłem się w Inowrocławiu, byłem związany z tym jednym zespołem.

Jak wspominasz czas spędzony w Quidam? Uznanie w prog-rockowym świecie, zagraniczne trasy koncertowe, wspólne koncerty z Colinem Bassem...Trochę się działo. To była z pewnością wielka muzyczna przygoda, o jakich wręcz marzą muzycy.

- Czas spędzony w Quidam to ponad 20 lat, około 10 wydawnictw płytowych, które ukazały się na rynku, do tego płyty i koncerty ze wspomnianym Colinem Bassem. Niezliczone godziny prób, wizyty z koncertami w całej Europie, ale także w Brazylii, Meksyku czy USA. Cieszę się, że miałem okazję rozwijać się w tym zespole i współtworzyć jego historię. To kim jestem dzisiaj, to w ogromnej mierze zasługa czasu spędzonego właśnie w Quidam. Połowa mojego życia.

Po wielu latach wspólnego grania podjąłeś decyzję o odejściu z Quidam. Dlaczego?

- Powodów było kilka. Do tych najważniejszych zaliczyłbym brak możliwości poświęcania zespołowi odpowiedniej ilości czasu, żeby robić to na równie wysokim poziomie jak do tej pory. Ale co ważniejsze, czułem, że w tej quidamowej formule zrobiło mi się za ciasno, potrzebowałem więcej przestrzeni i oddechu. Po 20 latach uświadomiłem sobie, że się wypalam i spalam. Zapragnąłem zrobić krok w tył i spojrzeć na swoje muzyczne życie z innej perspektywy niż środek Quidam-u. Uznałem, że ta historia dla mnie dobiegła końca i czas na nowe muzyczne "znajomości". Minęły chyba ze 4 lata i nie żałuję. Dziś postąpiłbym tak samo. To była dobra decyzja. Podobnie jak dobry był czas spędzony w tym zespole.

Jest jeszcze zespół DeLuzers. Ciągle aktywny. Lubisz coverowe granie?

- DeLuzers powstał po odejściu Emilii. Chcieliśmy chyba "zalepić" tę dziurę po jej odejściu, zająć się czymś lżejszym, po prostu pograć cudze rzeczy, które lubimy. Zrobiło się na tyle fajnie, że nawet jak już Quidam wrócił w nowym składzie, postanowiliśmy równolegle kontynuować tamtą działalność. Choć charakter zespołu na przestrzeni lat nieco się zmienił, aktualna pozostaje zasada "gramy to co lubimy". Jest fajna ekipa ludzi, prawie niezmieniona od 15 lat. Tak, lubię coverowe granie.

Po kilku latach mniejszej aktywności muzycznej wracasz i to z wielkim przytupem. Jak zrodził się pomysł nagrania płyty wspólnie z Mariuszem Dudą i Maciejem Gołyźniakiem?

- Tuż po odejściu z Quidam mój serdeczny przyjaciel Maciek Gołyźniak zaczął mnie niezobowiązująco zachęcać do zrobienia czegoś wspólnie. Miałem plan, żeby trochę odczekać i dopiero wtedy zacząć coś działać, ale poszedłem za głosem serca, który mówił mi "Ej, no weź spróbuj, co ci szkodzi?". Zacząłem Maćkowi wysyłać szkice utworów (właściwie to same partie gitar), które miałem w szufladzie. On odsyłał mi niektóre z tych rzeczy z dogranymi przez siebie bębnami, ale także swoje pomysły, do których później ja dogrywałem gitary. Duża kumulacja energii twórczej się pojawiła, bo w krótkim czasie tych szkiców mieliśmy kilkanaście. Zaczęliśmy rozmawiać o kolejnych muzykach, a ja natychmiast zaproponowałem Mariusza Dudę, który również był moim przyjacielem mniej więcej od czasów Gitariady w Aleksandrowie Kujawskim w 1994 roku, i z którym zawsze chciałem coś wspólnie nagrać (nie licząc mojego gościnnego udziału na pierwszym albumie Lunatic Soul). Mariusz przystał z ochotą, ale na początku rozmawialiśmy o 2-3 utworach. Zmienił chyba jednak zdanie, kiedy posłuchał tego, co już z Maćkiem zrobiliśmy. Część rzeczy bardzo mu się spodobała, dograł swój bas i jakieś pierwsze próby wokalne. Wszystko odbywało się drogą mailową i na tym etapie można powiedzieć, że mieliśmy jakieś pół płyty. Kiedy zapadła decyzja, że robimy pełny album, spotkaliśmy się na dwóch długich próbach w Warszawie i tam powstała druga brakująca połowa. Pozostało tylko wszystko nagrać i zmiksować.

Mariusz Duda, nie ukrywam, to aktualnie mój muzyczny guru. Jak współpracuje się z tak utytułowanym muzykiem?

- Mimo że znamy się bardzo długo, tak naprawdę to pierwsza nasza współpraca w tak dużym zakresie. Przyznam szczerze, że o ile muzycznie wszystko poszło wspaniale, to logistycznie bywało baaardzo trudno. Wszystko za sprawą ogromnie napiętego kalendarza, w który co by nie mówić wskoczyliśmy dość nagle. Jest Riverside, Lunatic Soul, trasy, płyty, promocje, wywiady. Niestety, nie ominęły nas także przykre doświadczenia losowe... Wszystko spowodowało, że ta płyta powstawała tak naprawdę około 3 lat! Na samym początku ustaliliśmy jednak we trójkę, że będziemy pracować w wolnych chwilach, zachowując niejako swoje dotychczasowe priorytety. W trudnych chwilach przypominaliśmy sobie o tym, a efekt finalny zrekompensował z nawiązką wydłużony czas oczekiwania. Mariusz był takim naszym "dyrektorem od koncepcji" - nie dość, że zagrał i zaśpiewał, to jeszcze wybrał utwory, napisał teksty, wymyślił tytuł i cały koncept, domknął całość i jak zwykle był w tym znakomity. Zresztą wszyscy świetnie wywiązali się ze swoich ról, bo Maciek Gołyźniak na przykład był z kolei "dyrektorem od brzmienia" i to co upilnował przy nagraniu i miksach, a co usłyszycie na płycie - czapki z głów. Dodam tylko, że obaj Panowie M. są o wiele bardziej ode mnie utytułowani i doświadczeni w pracy studyjnej czy scenicznej i ten wspólny czas był dla mnie bardzo cenny. Zresztą wydaje mi się, dla każdego z nas, bo wiele się od siebie i w tej sytuacji nauczyliśmy.

Wkrótce na półki sklepowe trafi płyta "Breaking Habits" grupy Meller Gołyźniak Duda. Co na niej znajdziemy? Czym ta muzyka różni się od tego, co graliście wcześniej? Zdradź nam kilka szczegółów.

- 18 listopada tego roku płyta LP i CD trafi do sklepów. To około 40-parę minut muzykowania. Muzykowania po hasłem "przełamywania swoich nawyków" ("Breaking Habits"). Muzykowania trójki przyjaciół, grających razem, w jednym pomieszczeniu i czasie, którzy świetnie się przy tym bawili, rejestrowali wszystko szybko, na tak zwaną "setkę" i bez zbędnego "głaskania" materiału w późniejszej obróbce. I prawie połowa płyty to improwizacje zagrane w studio, bez wcześniejszych przygotowań. Choćby takie a nie inne podejście różni ten materiał od tego co robiliśmy (bądź robimy) w swoich zespołach. Żywe, organiczne i prawdziwe granie, jakiego nie ma zbyt wiele obecnieOczywiście nadal kochamy dźwięki Riverside, Lunatic Soul, Sorry Boys czy Quidam i pewnie coś z tego przeniknęło do twórczości Meller Gołyźniak Duda, ale to już jest inny twór.

Będzie też trasa koncertowa?

- Może coś małego zorganizujemy? Najpierw jesteśmy ciekawi jak świat przyjmie naszą muzykę. Na dniach ukazuje się nowa płyta Riverside "Eye of the Sounscape" i pewnie będą jakieś plany na 2017 rok. Kolejny Lunatic Soul jest "w drodze". Maciek Gołyźniak kończy właśnie miksowanie nowej płyty Sorry Boys, którą pewnie zespół będzie promował też w 2017 roku. Jeśli w tym wszystkim uda się znaleźć czas na kilka szalonych spotkań muzycznych w kameralnym gronie, na pewno wszyscy będziemy chętni. Póki co zapraszam wszystkich do śledzenia naszych poczynań w portalach społecznościowych, a gdyby ktoś miał ochotę zaryzykować, obie wersje płyty można już zamawiać na stronie wydawcy: www.rockserwis.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska