Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głupki umierają młodo

ADAM WILLMA
Stanisław Kulwicki: - Wśród polskich hodowców nie ma solidarności
Stanisław Kulwicki: - Wśród polskich hodowców nie ma solidarności Fot. Autor
Gołębniki nie są miejscem dla mieczaków. - Pocztowe lotniki to hobby dla ludzi o stalowych nerwach, męska rozrywka - uważa Konrad Gołębiewski.

Może dlatego kobiety rzadko dają się wciągnąć w krainę gołębiego puchu.

Lot poślubny

Głupki umierają młodo

Aleksandra Kulwicka - na początku próbowała walczyć. - Przed ślubem mąż nic mi nie powiedział o swoim hobby, dlatego na miałam wrażenie, że to jakieś szaleństwo. Faceci zamykają się w pokoju i przez sześć godzin rozmawiają o jednej samicy. Innym razem przez cały dzień oglądają obrazki z oczami gołębi.
Janina Rydzewska, od 35 lat żona hodowcy. - Mieliśmy jechać w podróż poślubną nad morze. Ale kiedy przyszło co do czego, mąż oświadczył, że latem to wykluczone. Najwcześniej w październiku, bo nie może zostawić gołębi. Trzasnęłam drzwiami, nie rozmawialiśmy ze sobą przez tydzień. Do dziś nie pojechaliśmy w tę podróż. I nie pojedziemy, bo gołębi jest dziś trzy razy więcej niż wówczas.
- W latach 80. mąż pojechał na drugi koniec Polski, żeby kupić magnetowid. To było pierwsze wideo we wsi. Miałam wyobrażenie, że będziemy sobie oglądać kasety z dziećmi, ale okazało się, że chodzi o filmy z gołębiami. Gdy dzieci dostały rozwolnienia, mąż poradził, żeby dać im kilka tabletek węgla. Ale kiedy kał gołębia budzi podejrzenia - natychmiast wsiada w samochód i jedzie z próbką do laboratorium - śmieje się Kulwicka. - Któregoś dnia zrozumiałam, że z tym nie wygram. Wyjścia były dwa - albo się miotać w małżeństwie, albo pokochać gołębie.
Wybrałam to drugie.
Michał, syn Aleksandry, wychował się między gołębiami. Dziś, przed zajęciami na uczelni, bierze ze sobą klatkę z ptakami i wypuszcza kilkadziesiąt kilometrów od domu na krótkie loty treningowe. - Jest w nich coś niesamowitego. Robią jedno dwa okrążenia, a później idealnie wybierają kierunek i pędzą do domu.
A przy gołębniku czuwa już Stanisław Kulwicki. Aleksandra: - Przy długich lotach mąż siedzi do zmroku i patrzy w niebo. Później wstaje o 4.00, gdy tylko zacznie świtać i znowu patrzy. Gdy przyleci gołąb, tuli go w rękach jak dziecko i dziękuje mu. Dzisiaj go rozumiem.

Ojciec przybłęda

Głupki umierają młodo

Dobre małżeństwo jest ważne dla hodowcy. - Bez harmonii w domu nie ma dobrych wyników - podkreśla Konrad (nomen omen) Gołębiewski, nestor i nauczyciel hodowców z Fordonu. - Ja miałem żonę wspaniałą. Mówiła "ty jesteś moim królem, rób co uważasz". I nie skąpiła pieniędzy na gołębie. Z tych pieniędzy mógłbym pewnie postawić dom. Ale wówczas nie miałbym tych wyników, które miałem.
Gołębiewski to stary mistrz, który zdradza swoje tajemnice tylko wybranym. Wystarczy mu dotknąć gołębia, aby wiedzieć o nim wszystko. Zanim przeszedł na emeryturę, jeździł jako zawodowy kierowca. W różnych częściach Polski wyszukiwał właścicieli czempionów, kupował młodzież. Trzy razy pozbywał się gołębnika, odpoczywał przy pszczołach, żeby później budować hodowlę ptaków na nowo. Ale największy sukces nadszedł przez przypadek. Do gołębnika wpadł przybłęda z Leszna. Gołębiewski nie zdążył nawet spisać numeru z obrączki, bo po dwóch dniach ptak zniknął. - Pozostawił po sobie genetyczną bombę. Prawdziwego championa. Czasem tak bywa. Z przybłędy, przeciętnego w lotach, tworzy się niezwykła mieszanka.
Ale romantyczne historie to rzadkość. Dzieje gołębich rodów częściej pisane są ciemnymi kazirodczymi związkami. - Nie można zdać się ma przypadek, to za dużo kosztuje - mówi Stanisław Kulwicki. - Inwestuje się w najlepsze geny, dlatego w zeszycie mam wszystkie szczegóły o pochodzeniu każdego mieszkańca gołębnika.
Dobrzy lotnicy powstają po zmieszaniu genów w iście diabelskim kotle.
Sprawdzona metoda to związek córki z wypróbowanym ojcem lub dziadkiem. Tak rodzi się ptak, któremu oferuje się partnerkę z innego kazirodczego związku. Pisklę z tej rodziny często dziedziczy zdolności po dziadkach.

Głupki i championy

Głupki umierają młodo

Albo i nie dziedziczy. - I rodzi się głupek - wyjaśnia Stanisław Kulwicki.
Głupek szarpie skrzydłami, wyrywa się z rąk swojego pana. Mądry pozwala rozciągnąć skrzydło, obejrzeć lotki, zajrzeć w oczy. Jest posłuszny.
Głupek ma apetyt na każdą samicę. Szkoda mu czasu na budowanie gniazda. Mądry wybiera jedną partnerkę, buduje wielkie gniazdo, znosi materiał spoza gołębnika.
Mądry troszczy się o jaja. Zmienia samicę w gnieździe. Głupek nie martwi się o pisklaki. Martwi się o siebie.
Mądry wraca. Nawet deszcz i grad nie są dla niego przeszkodą. Potrafi znaleźć ziarka na drodze, odpocząć i ruszyć w dalszy lot. Głupek wybiera życie w nowym gołębniku.
Głupek umiera młodo. Przy którymś locie ginie z wycieńczenia. Porywa go jastrząb, albo kot. Mądry żyje kilka lat, dopóki zajmuje dobre miejsca w konkursie. Później musi ustąpić miejsca lepszym.
- Emerytury dla gołębia nie ma - przyznaje Stanisław Zarębski. - Hodowcy nie stać na to, żeby trzymać ptaka, który nie zalicza konkursów. Musi wyciągać z gołębia, co się da.
- Gołąb, który nie lata, nie ma egzystencji, chyba że jest dobrym reproduktorem - przyznaje Gołębiewski. - Żona miała do mnie żal. Mówiła, "tak kochasz gołębie, a potrafisz im łeb ukręcić". Ale tylko w ten sposób ma się wyniki.
Natura bywa jednak przekorna.
- Mam gołębia urodzonego w 1992 roku. Dobry lotnik, ale geny przekazywał słabe. Nic dobrego po sobie nie pozostawił. Aż w ubiegłym roku dał trójkę świetnej młodzieży. Człowiek o słabych nerwach w hodowli długo nie wytrzyma, bo za każdy błąd trzeba tu zapłacić ze swojego portfela. Czasem wiele lat mija, zanim urodzi się dobry lotnik. A w tym czasie człowiek przeżywa klęskę za klęską. Nie każdy to wytrzymuje - uważa Gołębiewski.

Jasiek z Niemca

Po 1989 roku w gołębnikach zawrzało. Hodowcy kupowali marki i franki, guldeny i ruszali na Zachód po świeżą krew. Najlepiej z Belgii, światowej mekki gołębiarstwa.
Zdzisław Zarębski z Torunia: - Prawda jest brutalna. Masz pieniądze, możesz ustawić się w kolejce po jajka w najlepszych belgijskich hodowlach. Żeby mieć wyniki, potrzebne są gołębie z czempionów.
Stanisław Kulwicki na tym otwarciu zbudował swoje stado. - Któregoś dnia koleżanka mieszkająca w Niemczech przywiozła mi cztery gołębie w prezencie od tamtejszego hodowcy. Spodziewałem się przeciętniaków, bo kto wyzbywa się najlepszych gołębi? Ale gdy włożyłem rękę do kartonu, oniemiałem z wrażenia. To była doskonała parka. Na kartonie napis, żeby trzymać je razem do końca życia. Hodowcy z Niemiec to inna bajka. Jeśli komuś udaje się wyhodować czempiona, inni czekają w kolejce, żeby podsunąć mu do sparowania swoje najlepsze gołębia. Jest poczucie wspólnoty, dzięki której droga do genetycznej doskonałości się skraca. Wśród polskich hodowców nie ma tej solidarności. Jest zazdrość, nieuczciwość i pazerność. Przestałem nawet jeździć na wystawy, bo nie chcę któregoś dnia zastać pustego gołębnika.
Ojciec rodu, na część ofiarodawcy nazwany został Helmutem. Ale prawdziwy mistrz narodził się, gdy Kulwicki zmieszał krew niemiecką z czeskim przybłędą. Tak narodził się Jasiek, legenda gołębnika, jeden z nielicznych, który dostąpił imienia zamiast numeru. Miał na koncie cała półkę z pucharami, dopóki nie zginał w katastrofalnym locie, w którym deszcz zabił dziesiątki gołębi.
- Nadać gołębiowi imię to błąd - uważa Aleksandra Kulwicka. - Człowiek przywiązuje się i przeżywa. Jaśka wypatrywaliśmy całą rodziną. Miał coś niesamowitego w charakterze.
Słuch po Jaśku zaginął, ale pozostali potomkowie. Niezwykła córka - 944 i wnuk - 15 828, którzy nadają ton w gołębniku.

Tęsknota na medal

Ale geny to nie wszystko. Aby gołąb się spieszył, potrzebna jest jeszcze motywacja. Wypróbowaną metodą jest zdjęcie samicy z jaj. Wówczas zrobi wszystko, aby jak najszybciej wrócić do gniazda. Albo inaczej - krótko przed wyjazdem na start, do samczyka wpuszcza się dwie samiczki, z którymi wcześniej miał intymne związki. Samica będzie gnała ile sił w skrzydłach, żeby wyprzedzić konkurentkę.
Konrad Gołębiewski nie ma zaufania do samic. Lata wyłącznie z samczykami. Z nimi sprawa jest jeszcze prostsza. Po długiej separacji, do klatki samczyka wpuszcza się na pół godziny najbliższą mu samiczkę. Czasu wystarcza kochankom tylko na grę wstępną - pocałunki i tańce. Jest po co wracać. Gdy samczyk wróci, przebywszy 800 kilometrów, w nagrodę przysługuje mu noc z wybranką.
Zarębski: - Wtedy osiągają niewiarygodne rezultaty. Najlepsze wracają z Antwerpii w ciągu jednego dnia. Dziś nie ma możliwości, żeby nie korzystać z wdowieństwa. Konkurencja jest zbyt silna.

Stawka

Dla polskich gołębi otworzył się świat. Klatki z ptakami przewożone są pod holenderską granicę i tam rozpoczyna się wyścig do domu.
Wśród hodowców rozpoczął się wyścig do pieniędzy. Zwycięzcy konkursów w Belgii czy w Niemczech zbierają fortuny dla swoich właścicieli
Najzamożniejsi - zamiast leciwych zegarów w drewnianych skrzynkach, mogą pozwolić sobie na zestaw urządzeń, który elektronicznie rejestruje przylot ptaka i informuje o tym hodowcę sms-em.
Dobry gołębnik to kilkanaście tysięcy złotych. A w gołębniku korytko, w którym, obok ziarna, można znaleźć dari, sorgo, konopie, australijską fasolkę, wszystko zaprawione zestawem ziół i witamin.
- Gdzie tu sport? - zastanawia się Gołębiewski. - Niektórzy hodowcy wypuszczają na konkursach po 300-400 gołębi. To przecież absurd.
Po cichu mówi się o dopingu podczas konkursów. Ale prawdziwe pieniądze dopiero nadejdą. Za belgijskie i niemieckie czempiony płaci się dziesiątki tysięcy euro. Wielokrotnie większe pieniądze wypłacane są z zakładów. Stawka większa niż życie.
Katastrofa podczas międzynarodowej wystawy nic tu nie zmieni. Gołębiarze to twardziele. Pod dachem zawalonej hali, oprócz ludzi, zginęły setki najlepszych ptaków. Ale w marcu wyklują się nowe. Czempiony i głupki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska