- Są ambicje, ale jakoś nie ma woli, żeby powstał uniwersytet - tłumaczy dr Grzegorz Kaczmarek, socjolog z Akademii Bydgoskiej. - Trzeba sobie powiedzieć, że król jest nagi.
I rektorzy bydgoskich uczelni powiedzieli to sobie w czwartek, po obiedzie. Obiad był w pałacu, w Ostromecku: najpierw koncert, a później łosoś z kaparami, sałatki, zimne mięsa. Rektor Akademii Bydgoskiej prof. Adam Marcinkowski jeszcze próbował wyliczać, ile byłoby zysku z połączenia bydgoskich uczelni w uniwersytet. Ale władze Akademii Techniczno-Rolniczej wyliczały tylko, ile by można było na tym stracić.
- To przewlekanie sprawy - narzekał Grzegorz Gruszka, poseł SLD. Nie chce już słuchać rektorskich sporów. - Zróbmy coś w końcu - mówił. - Przepchnijmy sprawę uniwersytetu rzutem na taśmę, pod koniec tej kadencji.
Łączenie klubów
Na comiesięczne spotkania w ostromeckim pałacu zwane "Obiadami czwartkowymi" zaprasza Felicja Gwincińska, przewodnicząca Rady Miasta. Przychodzą biznesmeni, ludzie kultury, nauki, polityki. Dyskutują o tym, co dla miasta najważniejsze. W ostatni majowy czwartek dyskutowali o uniwersytecie. Na początku rektor AB, prof. Marcinkowski jeszcze zachęcał: - Moglibyśmy pomnożyć swój potencjał naukowy i stworzyć uniwersytet, który znalazłby się w pierwszej dziesiątce polskich uczelni. Miasto by ożyło. Młodzież nie musiałaby wyjeżdżać z Bydgoszczy, żeby zdobyć uniwersytecki dyplom.
Kilka miesięcy temu prof. Marcinkowski wysłał list do rektora Akademii Techniczno-Rolniczej prof. Zbigniewa Skindera, w którym zaproponował połączenie obu uczelni. Warunki łączenia miały dyktować władze ATR, tymczasem jedyne, co dyktują, to wstrzemięźliwość.
Ile mają dwie akademie (porównywalne dane ubiegłoroczne)
Liczba studentów:
AB - 8.400 dziennych i 10.200 zaocznych
ATR - 6.600 dziennych i 3.900 zaocznych
Środki na badania statutowe, własne i działalność wspomagającą badania:
AB - 2,7 mln zł
ATR - 8,2 mln zł
Nakłady na badania w przeliczeniu na 1 nauczyciela akademickiego:
AB - 3.033 zł
ATR - 14.300 zł
Projekty i programy międzynarodowe:
AB - 11
ATR - 31
Wydane książki, monografie, skrypty:
AB - 56
ATR - 38
Złożone wnioski, patenty:
AB - 2 wnioski
ATR - 21 patentów, 45 wniosków
Liczba kierunków studiów dziennych:
AB - 16
ATR - 12
Liczba studentów wyjeżdżających na praktyki zagraniczne:
AB - 20
ATR - 280
- Jeśli chłopak spotyka się z dziewczyną, to nie proponuje jej małżeństwa w dwa dni. Najpierw muszą ze sobą trochę pochodzić - _tłumaczył kilka miesięcy temu dr Franciszek Bromberek, rzecznik prasowy ATR.
- Trzeba czasu, rzetelnej oceny. To nie jest łączenie dwóch gminnych klubów sportowych - mówił rektor Skinder na ostatnim obiedzie w Ostromecku. A prorektor Antoni Bukaluk dał do zrozumienia, że nie są to kluby sobie równe. - ATR ma więcej na badania własne i więcej na granty.
Grzegorz Kaczmarek (socjolog z AB): - To wyrachowane spojrzenie. Kiedyś tak nie rachowano, może dzięki temu są uniwersytety?
A może z powodu atmosfery umysłowej?
Uniwersytet w Bydgoszczy mógłby mieć już ponad 100 lat, a nawet i 200. Pierwszy projekt powstania uczelni akademickiej gotowy był około 1794 roku, ale realizację przerwała insurekcja kościuszkowska. Niemal wiek później, wiosną 1872 roku dr Wilhelm Niemann, notariusz z Brzegu pisał w tygodniku "Im Neuen Reich": "Bydgoszcz licząca 30 tysięcy mieszkańców, otoczona ogromną przestrzenią, pozbawiona wyższego zakładu akademickiego, podobna jest do umysłowej pustyni". Ówczesna Rada Miejska chciała to zmienić, jeszcze tego samego roku przegłosowała postulat powołania uniwersytetu i wysłała petycję do władz centralnych w Berlinie. Bydgoszczanie gotowi byli wpłacać datki na cele uniwersytetu, ale jakoś się do tego nie wzięli. "Die Post" informował, że Bydgoszczy brakuje odpowiedniej atmosfery umysłowej i lokalnej gleby naukowej, bez której żaden uniwersytet nie może powstać.
Później w mieście jeszcze wiele razy będzie ktoś próbował siać, by z lokalnej gleby wykiełkował uniwersytet: w 1901 roku, w 1920, w 1993... Bez skutku.
Dwa lata, może mniej
W 1994 pojawiają się głosy, że uniwersytet powstanie w dwa lata, wystarczy połączyć już istniejące uczelnie. Wyższa Szkoła Pedagogiczna jest chętna, ATR nie wyraża zainteresowania, Akademia Medyczna nie mówi "tak", ale popiera ideę. Popierają ją też władze kościelne, mówi się o powołaniu katedry lub wydziału teologicznego. Wizja uniwersytetu podoba się władzom: za łączeniem się uczelni w uniwersytet jest każdy kolejny wojewoda i minister edukacji. Na hasło "uniwersytet" otwiera się miejska kasa. Powstają komitety, fundacje. Jedna fundacja chce od miasta 60 tys. złotych na opracowanie koncepcji nowej uczelni, 12 tys. na utrzymanie biura, 10 tys. zł na delegacje, 15 tysięcy na wydanie barwnych reprodukcji, które miałyby być sprzedawane na rzecz uniwersytetu... Druga wymyśla druk cegiełek. Drukuje i wrzuca je do szuflady. (- Nie można było ich rozprowadzać, bo wzywały do rozbudowy Wyższej Szkoły Pedagogicznej, a w tym czasie WSP już nie było. Przemianowano ją na Akademię Bydgoską - wspomina jeden z byłych pracowników uczelni).
Do szuflady trafia też Studium Organizacyjne planowanego Uniwersytetu Bydgoskiego. A miało być tak pięknie: 8 wydziałów, 242 profesorów, 685 adiunktów, 400 wykładowców, lektorów, instruktorów... nowy rektorat, nowe katedry, poletka doświadczalne dla instytutów biologicznych, zwierzęciarnia, obserwatorium klimatyczne, aula w układzie amfiteatralnym, stadion olimpijski, zespół basenów, korty, ośrodek odnowy biologicznej. Miało też działać Akademickie Centrum Kulturalne: teatr, Dyskusyjny Klub Filmowy, Klub Małych Form Artystycznych...
Kurs, nie dyplom
- _Bydgoszcz musi mieć uniwersytet - dowodził na ostatnim obiedzie czwartkowym prof. Henryk Wrembel, prezes Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego. Przez wiele lat wykładał za granicą, więc wie, że tam liczy się dyplom uniwersytetu. - Bydgoszczanie wyjeżdżający na Zachód z dyplomami akademii będą mieli problem ze znalezieniem pracy - tłumaczy. - Uniwersytet coś znaczy. Natomiast akademie kojarzą się z kursami dla robotników.
Zwolennicy powołania uniwersytetu od lat powtarzają to samo: uniwersytet, to prestiż, ranga. Poza tym ruch, biznes, miejsca pracy: trzeba nowych akademików, kwater dla studentów, barów, stołówek, pubów, bibliotek, punktów kserograficznych.
Podczas, gdy Bydgoszcz mówi o uniwersytecie, inni uniwersytet budują. W 1994 - powstał Uniwersytet Opolski (z połączenia WSP i Instytutu Teologiczno-Pastoralnego), w 1999 - Uniwersytet Warmińsko-Mazurski (z połączenia olsztyńskiej WSP i Akademii Rolniczo-Technicznej). W 2001 roku - Uniwersytet Zielonogórski (z WSP i Politechniki) oraz Uniwersytet Rzeszowski (z połączenia WSP, rzeszowskiej filii UMCS i Wydziału Ekonomii Akademii Rolniczej w Krakowie).
- Wszyscy mówią, że uniwersytet musi powstać. I robią wszystko, żeby nie powstał - tłumaczy prof. Marek Jerzy, przez 30 lat związany z bydgoską ATR, teraz kieruje Katedrą Roślin Ozdobnych w poznańskiej Akademii Rolniczej. W latach 90-tych angażował się w powołanie uniwersytetu z połączenia bydgoskich uczelni. Narażał się władzom, mówił bez ogródek, że trzymają się swoich gronostajowych kołnierzy, które tak naprawdę są z królików. - Bronią się przed uniwersytetem, bo boją się zmian i utraty stanowisk. Połączenie się uczelni oznacza mniej rektorów, prorektorów. I skończyłaby się praca na dwóch etatach - teraz można zarabiać na jednej uczelni i dorabiać na drugiej - mówi.
Przeciąganie, zarabianie?
AB ma trzy wydziały (w tym dwa z prawem do habilitowania), ATR - sześć wydziałów (w tym trzy z prawem do habilitowania). Razem mają ponad 220 samodzielnych pracowników naukowych i blisko pół tysiąca adiunktów.
- Wspólnie moglibyśmy stworzyć dobry uniwersytet - zapewnia rektor Akademii Bydgoskiej. Ale rektor ATR nie jest przekonany. Narzeka, że trudno mówić o połączeniu, skoro teraz nie ma żadnej współpracy między uczelniami. Próbuje grać na zwłokę nie mówiąc ani tak, ani nie. - Dlaczego mają się łączyć dwie bydgoskie akademie, a nie cztery? Dlaczego mamy tak szybko podejmować decyzję? Nie jesteśmy gotowi.
- To udeptywanie ziemi w miejscu, nikt nie chce zrobić kroku w przód - narzeka Tomasz Zieliński, pełnomocnik prezydenta miasta ds. powołania uniwersytetu.
Gdzie ten uniwersytet?
Gdzie ten uniwersytet?
1989 - 1990 - zaczyna się mówić, że miastu jest niezbędny, że ożywi, odświeży, wzmocni środowisko akademickie,
1993 - powstaje Zespół ds. Utworzenia Uniwersytetu w Bydgoszczy. Na czele zespołu staje prof. Jerzy Sypniewski,
1994 - powstaje Społeczny Komitet ds. Powołania Uniwersytetu w Bydgoszczy, na czele staje prof. Henryk Gasiul.
Radny Jerzy Drożniewski proponuje nazwę wszechnicy - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego,
1996 - porozumienie rektorów bydgoskich uczelni z władzami miasta: ATR ma przekazać przyszłemu uniwersytetowi Wydziały Rolnicze, w ten sposób w Bydgoszczy mógły powstać uniwersytet (na bazie Wyższej Szkoły Pedagogicznej i wydziałów rolniczych) oraz politechnika (na bazie wydziałów technicznych ATR),
1997 - Senat ATR nie zgadza się na włączenie swoich wydziałów w przyszłe struktury uniwersyteckie. WSP decyduje więc, że sama będzie tworzyć uniwersytet. Przyjmuje plan: w 1999 roku rozpocznie się przekształcenie uczelni, w 2002 - osiągnie pełen poziom akademicki,
1998 - zarząd miasta ogłasza ogólnopolski konkurs na koncepcję programowo-przestrzenną Uniwersytetu Bydgoskiego (komisja wyróżnia 6 prac, kończy się tym, że wszystkie trafiają na wystawę w Bibliotece Głównej WSP)
2000 - Senat ATR przyjmuje uchwałę, zgodnie z którą ma się przekształcić w Uniwersytet Technologiczny, Bydgoszcz miałaby więc już dwa uniwersytety,
2003 - nie ma ani jednego.
- Przeciąganie sprawy pozwala uczelniom brać pieniądze z miasta, budynki pod uniwersytet, mieszkania dla pracowników - twierdzi prof. Marek Jerzy. - Mówiłem władzom miasta, żeby nie dawały się nabierać.
Kto kogo i kiedy?
Prezydent Konstanty Dombrowicz zapewnia, że miasto będzie pomagać tym uczelniom, które stworzą uniwersytet. Poprzedni prezydenci też zapewniali wsparcie. Od 1997 roku miasto przekazało 34 mieszkania dla pracowników naukowych i ponad 470 tysięcy złotych na budowę Miejskiej Akademickiej Sieci Komputerowej. Do tego w wykazie darowizn jest osiem działek i budynków z przeznaczeniem na bazę uniwersytecką. W samym tylko 2001 roku przekazano nieruchomości warte 6 milionów złotych, dzięki temu Akademia Bydgoska ma majątek przy Chodkiewicza, Grzymały-Siedleckiego, Ogińskiego, Berwińskiego, Szymanowskiego 12 (w uchwale Rady Miasta jest nawet informacja o przekazaniu pieniędzy na adaptację budynku, który miałby wejść w skład przyszłego centrum uniwersyteckiego).
- Przecież my przy Szymanowskiego 12 nie mamy żadnego budynku - dziwi się dr Mariusz Zawodniak, rzecznik prasowy Akademii Bydgoskiej (jadę, sprawdzam, przy Szymanowskiego jest jeden blok zamieszkany przez ludzi, za nim ogródki działkowe, po drugiej stronie plac: opony, akumulatory, parking. Żadnego choćby zalążka centrum uniwersyteckiego). - Może radni się pomylili?
- A czy tam nie ma baraków? To chyba o te baraki chodzi - zastanawia się radny poprzedniej kadencji. Patrzy w mapę, próbuje sobie przypomnieć, jak to było z tą nieruchomością przy Szymanowskiego. Nie może. Ale za to przypomina sobie, że tuż przed końcem poprzedniej kadencji miasto podarowało Akademii kilka mieszkań, pięknych, po 100 albo i 150 metrów. Mogłyby skusić niejednego profesora. - Tyle, że tam już mieszkali ludzie.
Inny radny też pamięta sprawę mieszkań. - Ale tam nie było ludzi - mówi. - Tam był syf. Mieszkania, jak meliny.
- Co my teraz mamy z tymi mieszkaniami - wzdycha dr Zawodniak z AB. Trzech profesorów rzuciło klucze, jeden grozi, że rzuci pracę.
Jak nie łączyć, to dzielić?
23 czerwca w bydgoskim ratuszu ma się odbyć sesja rady miejskiej poświęcona powołaniu uniwersytetu.
- Nic z tego nie będzie, cud się nie zdarzy - słyszę.
Choć na spotkaniu w Ostromecku próbowano jeszcze szukać rozwiązań: może miasto się przyłoży, może uczelnie? Jeśli akademie nie chcą się połączyć, to może się podzielą? - Każda mogłaby dać z siebie trochę, złożyć się na wspólny uniwersytet - przekonywał Stefan Pastuszewski, literat, działacz samorządowy. Teraz AB ma fizykę, i ATR ma fizykę. Oba kierunki są słabe. - Gdyby jedna akademia oddała swoje kadry drugiej akademii, w Bydgoszczy powstałaby mocniejsza fizyka, uniwersytecka.
- Dzielmy się ze sobą bez obaw, że stracimy - wzywał Grzegorz Kaczmarek.
Ale rektor Skinder raczej nie chce ani łączyć się z Akademią Bydgoską, ani dzielić. - Nie ma nic gorszego niż dzielenie - mówi.
I po obiedzie
- Wiadomo, że ATR nigdy nie zgodzi się na mezalians z Akademią Bydgoską. Wyżej się cenią, więcej mają - mówi wprost jeden z bydgoskich naukowców. ATR samej ziemi ma ponad tysiąc hektarów. - Liczy, że gdy wejdziemy do Unii dostanie dotacje, od 160 do 440 złotych za hektar. Szkoda byłoby się tym dzielić z AB.
- Nie chcemy być dla nikogo balastem - rektor AB, prof. Marcinkowski jeszcze niedawno miał nadzieję, że uda się połączenie z ATR, ale teraz już nie jest optymistą. - Jeśli tak mamy być postrzegani, to dziękujemy. Wolimy tworzyć uniwersytet sami.
- Na początek mógłby powstać uniwersytet niepełny, kieszonkowy - _tłumaczy Stefan Pastuszewski.
- Nie mówmy, że on będzie kieszonkowy -_ prosi Grzegorz Kaczmarek. - Niech on będzie oryginalny.
Przy przygotowaniu tekstu korzystałam z biuletynów Fundacji na rzecz Utworzenia Uniwersytetu w Bydgoszczy, w tym "Z historii starań o uniwersytet w Bydgoszczy" Stefana Pastuszewskiego.
