Ludzie oszczędzają pieniądze i kupują najtaniej, gdzie się da. Także w bramach, od przygodnych sprzedawców. Nie zawsze są to towary świeże. Czasem brudne, a nawet zakażone.
Przeczytaj również: Mleko na zdrowie. Pić czy nie pić?
Znam dostawców
Inaczej jest w stałych, znanych nam punktach handlowych. - Są klienci, co kupują towar za 50 zł, a są i tacy, dla których wydanie złotówki to problem - mówi Janusz Zembrzuski, prowadzący warzywniak przy ul. Wybickiego 10. - W lipcu i sierpniu handel szedł słabo. Teraz trochę lepiej. Jeśli przeceniamy owoce czy warzywa, to takie, które stuprocentowo można spokojnie zjeść. Widziałem jednak na giełdzie, że wyrzucony przez hurtowników towar - nadgniły, spleśniały - wybierali jacyś ludzie. Pewnie po to, aby gdzieś sprzedać...
Janusz Zembrzuski zaopatruje się na giełdzie, bo chce wiedzieć do kogo - w razie czego- może zgłaszać uwagi. - Na razie, odpukać, żadnych problemów nie mam - mówi. - Jaja biorę z ferm. Są ostemplowane.
- Takie właśnie są pewniejsze. Bo w fermach prawidłowo żywi się kury, pilnuje diety - zauważa Andrzej Banasiak, dyrektor sanepidu. - Największe ryzyko jest, gdy kupimy niestemplowane jaja od kogoś, kto przywiózł niedużą ilość. Sprzedaje i znika. Jaja mogą być nieświeże albo zakażone salmonellą. Bakterii nie widać. O tym zapomniały osoby, które przyrządziły w domu potrawy z jaj: ciasto z kremem, podane gościom, innym razem jajecznicę lekko ściętą albo tatar. Takie trzy przypadki zarejestrowaliśmy, bo chorzy wymagali pomocy lekarskiej. Doszliśmy do przyczyn tych zakażeń. W każdym z tych przypadków na skorupce jaj była salmonella. Jaja nie zostały umyte i wyparzone przed użyciem do potrawy. A powinno się tak postąpić z każdym jajkiem, obojętnie gdzie kupionym.
Także wojewódzki inspektor sanitarny Jerzy Kasprzak twierdzi, że do zakażeń częściej dochodzi w domach, z braku higieny.
- Kontrolujemy też sklepy i piekarnie. Mniejsze częściej, bo mniej inwestują w urządzenia chłodnicze - dodaje Banasiak.