Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Guma bez cukru

Redakcja
Czuję się, jak tajny pracownik CIA. Siedzę, sprawdzam. A później ktoś mnie sprawdzi. I ten sprawdzający też zostanie sprawdzony.

     
     
Nowa matura. Zaczęła się pięć tygodni temu. I jeszcze potrwa.
     - Za długa - mówią o niej uczniowie.
     - Za długa - mówią nauczyciele.
     Próbują żartować, że nie mogłaby być krótsza, bo jest pierwsza i musi im się wryć w pamięć.
     Przerwa na stres
     
Piotr Burliński, maturzysta z VI LO w Bydgoszczy zaczął zdawanie 18 kwietnia, a skończy dopiero jutro. - Mam egzamin z francuskiego.
     Kto wybrał rosyjski, będzie zdawał pojutrze, a kto włoski - musi czekać do ostatniego dnia maja.
     Później będzie czekanie na wyniki - mają przyjść do końca czerwca. Więc nowa matura, to jak ćwiczenie cierpliwości. Małe wprawki maturzyści mają już na egzaminach pisemnych. Narzekają, że ciągną się, jak guma bez cukru. Szczególnie te z języków obcych. - Masz 120 minut na rozwiązanie pierwszego arkusza zadań, a później 45 minut przerwy. Dostajesz drugi arkusz, znów masz 120 minut na rozwiązanie i aż 45 minut na odpoczynek - mówią uczniowie.
     Nie bardzo wiedzą, co począć z przerwą, która ma długość szkolnej lekcji. Najpierw każdy się czegoś napije, chwyci jakąś kanapkę, ale po 15 minutach zaczyna się denerwować. Przerwa się dłuży. Zamiast pomagać, męczy, stresuje. Robi się giełdę i zgaduje, co będzie w kolejnym arkuszu. Albo analizuje, co już było: kto jak napisał, komu podeszło zadanie piąte, a komu nie.
     Wolno, wolno...
     
Narzekanie na nową maturę zaczęło się, zanim ruszyły egzaminy. Najbardziej krytykowany był ustny z polskiego - każdy z uczniów wybierał sobie temat na początku roku szkolnego i przez kilka miesięcy powinien pracować nad nim, żeby ładnie wypaść przed komisją. Do prezentacji mógł wykorzystać fragmenty filmów, reprodukcje, zdjęcia.
     Niektórzy wykorzystywali pieniądze - opracowania można było kupić i wykuć (w internecie już jesienią sypnęło ofertami za 50, za 100 złotych). Komisje miały być czujne i wyłapywać kupione tematy, ale były bezradne.
     - Coś tam podejrzewaliśmy, jeśli uczeń w czasie prezentacji "klepał" wszystko z pamięci, a później wił się w odpowiedziach. Ale nikt nikogo za rękę nie złapał - mówi nauczycielka języka polskiego (20 lat stażu w ogólniaku, w ubiegłym roku w jej szkole pięć osób oblało ustny z polskiego, w tym roku wszyscy przeszli).
     - Początkowo komisje były zachwycone - mówi Zbigniew Kujawski, dyrektor II LO w Bydgoszczy. Każdy nauczyciel podkreślał, że lepiej słuchać prezentacji na nowej maturze, niż odpytywać na starej.
     Po kilku dniach niektórzy zmienili zdanie, bo ileż można siedzieć i słuchać. W wielu szkołach, pod koniec ustnych, poloniści się krzywili: nuuuda. Tematy zaczęły się powtarzać, uczniowie odwoływali się do tych samych lektur, filmów, wyciągali te same wnioski i podobne (albo te same) tabele, zdjęcia, reprodukcje. A komisja? Musiała to wytrzymać, nie okazywać zniecierpliwienia. Jakby ktoś z komisji nie wytrzymał i wyszedł - uczeń mógłby się odwołać. Jakby ktoś ziewnął, skrzywił się, uśmiechnął, przytaknął - też mogłoby być odwołanie.
     - Żeby chociaż można było napić się czegoś w czasie egzaminu. Żeby chociaż wody. Albo, żeby kawy - wzdychali nauczyciele. Ale nie. Skoro uczniom nie wolno, to komisji też nie. W czasie przerwy nauczyciele ratowali się cukierkami z kofeiną, żeby nie zasnąć.
     ...szybko, szybko
     
Iwona Waszkiewicz, dyrektor VI LO musi być w szkole od 4.00, bo wtedy przywożą paczki z arkuszami egzaminacyjnymi. Dlatego już nie jeździ do domu w bydgoskim Fordonie, tylko żeby mieć bliżej do szkoły, śpi u mamy, na Bartodziejach. Ale nie narzeka. - Matura to priorytet - mówi. I cieszy ją, że nauczyciele dobrze to rozumieją. Dyżurni na ochotnika zjawiają się w szkole tak samo wcześnie, jak ona.
     W tym czasie zaczyna też urzędowanie Maria Magdziarz, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która odpowiada za matury w całym kraju.
     A Irena Łaguna, dyrektorka Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Gdańsku, wstaje jeszcze wcześniej. Odkąd w liceach zaczęło się zdawanie, nie śpi dłużej niż do 2.15. O 3.30 jest w swoim gabinecie, bo nie wiadomo, czy przypadkiem nie zadzwoni dyrektor liceum z jakimś pytaniem - w szkołach skoro świt muszą pobrać testy od kurierów, a po egzaminach przeliczyć, spakować - pod wieczór kurier zabierze, zawiezie tam, gdzie testy będą sprawdzane. Wszystkie prace są kodowane, wszystkie oceniane poza szkołą. Gdzie? Tajemnica. Nikt nawet nie pyta. Ostatnio w ogóle pytań dotyczących nowej matury jest coraz mniej. Za to coraz więcej pretensji. Dzwonią głównie egzaminatorzy, mówią, że za ciężko pracują.
     Dyrektor Łaguna tłumaczy cierpliwie, że ona przecież nic na to nie poradzi.
     - Wszyscy jesteśmy cząstką jednego systemu, wszyscy ciężko pracujemy.
     I proponuje, że jakby ktoś chciał, może się z nią zamienić.
     W całym kraju maturę zdaje 317 tysięcy uczniów. Samych egzaminów pisemnych będzie ponad milion. Trzeba było przygotować 166 różnych wersji arkuszy egzaminacyjnych. I aż 46 tysięcy egzaminatorów. Tylko oni mają uprawnienia, żeby sprawdzać testy.
     Jeden dzień zalatanego językowca
     
Anna - anglistka, pracuje w szkole, w której w tym roku jest stara i nowa matura, ma dwójkę dzieci i uprawnienia egzaminatora. Próbuje godzić życie rodzinne, prowadzenie lekcji i zasiadanie w komisjach. Najpierw były komisje na nowej maturze, teraz są na starej. Nikogo nie obchodzi, jak sobie nauczyciele poradzą z maturalnym rozdwojeniem jaźni. Na ustnych anglista musiał nieźle się gimnastykować - nowa matura z angielskiego to rozmowa egzaminowanego z egzaminującym. I to egzaminator inicjuje, więc trzeba być na pełnych obrotach. Na pisemnych z kolei nic się nie robi. Anglista nie może być w komisji, gdy uczniowie zdają angielski, bo mógłby podpowiadać, więc anglistów sadza się na matematyce, geografii, chemii.
     - Nuda. Z nudów studiujemy topografię twarzy uczniów - mówi Anna.
     Ona tak postudiuje do 15.00 i biegnie sprawdzać testy z nowej matury. Ma szczęście, bo mieszka w Bydgoszczy i punkt, w którym pracuje jej zespół, jest tylko kilka ulic od domu. Ale są egzaminatorzy, którzy nie mają takiego szczęścia, muszą dojeżdżać. Na przykład z Bydgoszczy do Torunia, albo z Tucholi do Bydgoszczy, codziennie.
     - W powszednie dni sprawdzamy prace do godziny 20., w soboty i niedziele - zaczynamy od 9.00, kończymy o 18.00 - mówi Anna.
     I śmieje się, że być egzaminatorem, to jakby pracować w FBI albo CIA. Miejsce, w którym się spotykają, jest monitorowane, trzeba podpisać zobowiązanie o zachowaniu tajemnicy, trzeba pokwitować pobranie prac i pokwitować ich oddanie.
     Nad zespołem egzaminatorów czuwa weryfikator - sprawdza, czy egzaminatorzy dobrze sprawdzają.
     - Weryfikatora też ktoś sprawdzi - słyszę. Więc jest pełna koncentracja.
     A jak będzie błąd?
     
Michał Płotnicki, Radosław Ruciński, Piotr Burliński - jedni z najlepszych absolwentów jednego z najlepszych liceów w regionie. Skończyli VI LO w Bydgoszczy, o wyniki matury raczej są spokojni (szacują, że w testach zdobyli średnio 80-90 proc. punktów), więc nowa matura to nie jest dla nich bieg z wysokimi przeszkodami. Mogli ją polubić, widzą plusy. Choćby kodowane arkusze egzaminacyjne.
     - Gdy zobaczyłem, że na ławce nie ma już papieru kancelaryjnego i nie ma tematów pisanych kredą na tablicy, pomyślałem: O, przyszedł do nas Zachód - mówi Piotrek.
     Michałowi podoba się to, że nowa matura nie wymaga kucia. I jest obiektywna - na pisemnych wszyscy dostają te same zadania i prace są sprawdzane według tych samych kryteriów.
     - W końcu będzie można porównać szkoły, okaże się, która jaki ma poziom - mówi Radek.
     A słaby punkt?
     - Egzamin ustny z polskiego. Temat można kupić, a po egzaminie odsprzedać. W internecie jest już lawina propozycji, cena spada. Temat, za który komisja dała w tym roku maksymalną liczbę 20 punktów, idzie do ludzi już za 20-30 złotych.
     Czego się boją?
     Że przemęczeni nauczyciele pomylą się przy sprawdzaniu testów, przegapią punkty. A od wyniku nie można się odwołać. Nawet gdyby komuś się to udało - byłaby to raczej musztarda po obiedzie.
     - Wyniki przyjdą pod koniec czerwca, a ja do 1 lipca muszę złożyć dokumenty na uczelni - mówi Michał. Zanim będzie mógł zobaczyć swoją pracę, skończy się rekrutacja na studia.
      Trafi się takie pudło
     
Krystyna, egzaminator z języka polskiego, wychodzi z domu o 8.00, wraca o 21.00. W maju ma urodziny, pewnie nawet nie zauważy, że właśnie przybył jej kolejny rok. - Nic, tylko matura i matura.
     Ostatnio dostała akurat taką fatalną partię prac - całe pudło słabych wypracowań, pisanych przez dyslektyków. - Wyrazy dziwnie łączone albo jeszcze dziwniej dzielone, bez końcówek. Trzeba przeczytać każdą pracę trzy razy, żeby tylko gdzieś nie zgubić jakiegoś punktu - mówi.
     Anna (anglistka) pracuje z kalkulatorem, inaczej się nie da. Trzeba policzyć, ile jest wyrazów w wypracowaniu i obliczyć stosunek wyrazów ogółem, do wyrazów z błędami. Później te wyrazy z błędami tak człowiekowi zostają w głowie, że sam już nie wie, jak powinna wyglądać prawidłowa pisownia. Dlatego, poza kalkulatorem, koniecznie trzeba mieć pod ręką słownik.
     - I dobrze, że są weryfikatorzy - wzdycha. - Zawsze można zapytać, skonsultować.
     Wcześniej niektórzy bali się weryfikatorów. Myśleli, że weryfikator to kat.
     Bez obiadu, bez pomyłki
     
Bożena, weryfikator z języka polskiego: - Obawiałam się wrogiej atmosfery, ale miło się rozczarowałam. Egzaminatorzy przyjmują uwagi ze zrozumieniem. I bardzo się starają.
     Choć, wiadomo, każdy zmęczony, zabiegany - prosto ze szkoły jedzie sprawdzać prace (niektórzy dojeżdżają 60 kilometrów). Zje coś po drodze, albo i nie zje.
     Żeby uczeń zdał egzamin, musi mieć 30 proc. punktów możliwych do zdobycia. Każdą pracę na granicy zaliczenia czytają dwie osoby, później sprawa trafia do przewodniczącego zespołu sprawdzającego i do weryfikatora.
     - Nie ma mowy, żeby ktoś przez pomyłkę uznał egzamin za niezdany, żeby egzaminator komuś źle policzył punkty - zapewnia dyr. Magdziarz z CKE. Pamięta, że tylko raz zdarzyły się punktowe pomyłki - uczniowie zdając pierwszy egzamin gimnazjalny zapisywali rozwiązania zadań kolorowymi długopisami. Czytnik, który później weryfikował odpowiedzi w testach, nie reagował na kolor czerwony. - Trzeba było ponownie sprawdzać prace - _wspomina.
     W tym roku nauczyciele wszystkim do znudzenia przypominali: rozwiązania zapisywać czarnym długopisem!
      Ostrzegam: może być zwarcie!
     
Za sprawdzenie jednej pracy z języka polskiego egzaminator dostanie 10 złotych brutto, za test innych przedmiotów - 8.
     Praca w komisjach egzaminacyjnych dotąd była bezpłatna. Nauczyciele się burzą. Są już nawet pierwsze pozwy, np. nauczycielka z Krakowa wyliczyła, że za przeegzaminowanie 107 maturzystów należy jej się 1,8 tys. złotych i takiej kwoty żąda przed sądem pracy.
     -
Pozwów jest dużo, a będzie coraz więcej - przewiduje Stefan Kubowicz, przewodniczący sekcji krajowej oświaty i wychowania NSZZ "Solidarność". Ilu nauczycieli już domaga się pieniędzy - nie chce zdradzić. - Z ostrożności procesowej - tłumaczy. Zachęca nauczycieli, żeby nie bali się, zapisywali, jak długo pracują przy egzaminowaniu maturzystów, podliczali godziny i egzekwowali należność.
     - _Ostrzegam rząd
- mówi Kubowicz. - Może być zwarcie.
     Związek Nauczycielstwa Polskiego twierdzi, że jeśli teraz nie uda się wygospodarować pieniędzy dla nauczycieli pracujących w komisjach, przyszłoroczna matura może stanąć pod znakiem zapytania, bo nie będzie chętnych do egzaminowania.
     - Nauczyciele zostali nadmiernie obciążeni pracą i za tę pracę należy im się zapłata - dowodzi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Widzi po swojej żonie, ile ma maturalnych obowiązków - jest nauczycielem języka niemieckiego i rosyjskiego, będzie sprawdzać testy, każdy weekend będzie miała zajęty.
     Jak narysować ogrom
     
Dyrektor gdańskiej OKE przyznaje, że niektórzy egzaminatorzy przestraszyli się ciężkiej pracy - odmówili sprawdzania testów. Rezygnowali głównie egzaminatorzy z języka polskiego i angielskiego. - Ale poradzimy sobie, prace będą sprawdzone na czas - zapewnia.
     Dyrektor Magdziarz z CKE podkreśla, że nie tylko nauczyciele ciężko pracują. W CKE i OKE też nie mają lekko. Myśli nawet o spisaniu wszystkiego, co im w tym roku spadło na głowy. Pokaże to w internecie, niech ludzie zobaczą: w kwietniu trzeba było zrobić sprawdzian w szóstych klasach i egzamin gimnazjalny, później matury, a na 7 czerwca już trzeba przygotować dodatkowy sprawdzian dla szóstoklasistów, 15 i 16 czerwca - dodatkowy egzamin dla gimnazjalistów. A jeszcze trzeba pomyśleć o dodatkowej maturze dla tych, którzy nie podeszli w pierwszym terminie. A jeszcze te wszystkie testy sprawdzić, wpisać w bazę danych, wydać zaświadczenia, wystawić świadectwa maturalne... A jeszcze trzeba przeprowadzić egzaminy zawodowe w szkołach zasadniczych, a jeszcze przecież uczniowie mogą się odwołać. Na przykład z maturzystami jest sporo zachodu - jeśli ktoś poskarży się, że nie słyszał treści zadania, bo w sali było złe nagłośnienie, to zaraz ktoś z Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej musi pojechać, sprawdzić, co z tym nagłośnieniem. W jednym przypadku uczennica wywalczyła sobie w ten sposób powtórzenie egzaminu. Nie udało się za to maturzyście, który dowodził, że w sali była za niska temperatura i to osłabiło jego zdolności intelektualne. Komisja odrzuciła też skargę ucznia, którego w czasie egzaminu wytrącił z równowagi dzwonek na lekcje.
     Odwołania wciąż wpływają, a po ogłoszeniu wyników mogą zacząć wpływać wnioski od uczniów chcących zobaczyć, jak oceniono ich prace. W CKE sądzą, że okazywanie prac uczniom przeciągnie się do sierpnia. Tak więc oni tu długo nie zapomną wiosennych egzaminów. Dyr. Magdziarz planuje spisać wszystko, co jest jeszcze do zrobienia i pokazać ludziom. Może nawet pismem rysunkowym, żeby zrozumieli, jaki to ogrom.
     Małgorzata Święchowicz
     

     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska