Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hobbit wraca po raz trzeci i ostatni. Od jutra w kinach "Bitwa pięciu armii"

Joanna Pluta
thehobbit.com
Ostatnia część trylogii o przygodach hobbita jest jednym z najbardziej oczekiwanych filmów roku. Polscy widzowie sami ocenią, czy warto było czekać na wielką bitwę przez tyle czasu.

Fani twórczości J.R.R. Tolkiena przyzwyczaili się już chyba, że od trzech lat co roku 25 grudnia idą do kina, aby spędzić niemal trzy godziny, pławiąc się w niezwykłym świecie pełnym elfów, orków, hobbitów i krasnoludów. Tak było od 2012 roku i już jutro się to skończy. Czeka nas bowiem premiera trzeciej, ostatniej części "Hobbita".

Miliony fanów czekają na film
Peter Jackson, najwyraźniej kochający twórczość Tolkiena do szaleństwa (nie on jeden, najpo-pularniejszy fanpage Tolkiena na Facebooku ma ponad 1,6 miliona fanów), swoją przygodę ze Śródziemiem zaczął od sfilmowania wielkiej trzyczęściowej sagi "Władca pierścienia".

Za "Hobbita" zabrał się dużo później, mimo że to właśnie ta niewielka książeczka jest prequelem tego wszystkiego, co dzieje się na kartach "Władcy".

Co ciekawe, liczący około 300 stron "Hobbit" został przez Jack-sona rozłożony na trzy części. Złośliwi twierdzili, że reżyser chce się po prostu nachapać. Złośliwi też mówili, że w dwóch pierwszych częściach trylogii "Hobbit: Niezwykła podróż" i "Hobbit: Pustkowie Smauga" jest więcej dłużyzn niż akcji. Coś w tym jest - są tacy, którym zdarzy się na chwilę przysnąć w kinowym fotelu - jednak prawdziwi fani Tolkiena nie zmrużą oka nawet na chwilę.

Prace nad tą książką Tolkien zaczął w latach trzydziestych XX wieku. Początkowo miała to być książka dla dzieci. Autor sam chyba nie przewidział, jak wielu fanów w różnym wieku będzie miała kiedyś na całym świecie. "Hobbit, czyli tam i z powrotem" został wydany w 1937 roku dzięki zaangażowaniu jednej ze studentek autora, która fragmenty opowiadania przesłała do wydawnictwa Allen&Unwin. Proza zebrała sporo pochwał, również od najmłodszych czytelników, a tuż po jej wydaniu Tolkien miał już zamówienie na ciąg dalszy tej niezwykłej historii.

By zrealizować opowieść o przygodach hobbita Bilbo Bagginsa, który musiał opuścić ciepłą i bezpieczną norkę w bajkowo zielonej krainie Shire, by udać się w podróż na Samotną Górę, Jackson wpadł po raz pierwszy już w 1995 roku. Chciał, by właśnie to była pierwsza część trylogii, z której dwie pozostałe byłyby adaptacjami "Władcy pierścienia". Pomysł porzucił, by wrócić do niego w 2008 roku.

Początkowo chciał zrobić z "Hobbita" dwie części, ale okazało się, że jest jeszcze tyle dobrego materiału zdjęciowego, którego aż żal nie wykorzystać, że ostatecznie zdecydował o produkcji trylogii.

Półtora roku na planie zdjęciowym
Zdjęcia do filmów rozpoczęły się 21 marca 2011 roku w Nowej Zelandii, a skończyły się 6 lipca roku następnego. Po decyzji o podzieleniu filmu na trzy części, w wakacje 2013 roku ekipa musiała wrócić na plan, żeby dokręcić brakujące sceny.

Od początku pojawiały się spekulacje, jakoby ekipa Petera Jacksona część scen kręciła w Polsce. Mówiło się, że podobno reżyser przyjechał wraz ze swoimi współpracownikami do Biebrzańskiego Parku Narodowego i oglądał okolice. Domysły ucięli pełnomocnicy Jack-sona, którzy do wiadomości publicznej podali, że reżyser nigdy w swoim życiu nie był w Polsce.

Nowa Zelandia za to, która jest tłem dla większości scen widocznych w trylogii, dzięki Jacksonowi stała się potęgą turystyczną - podobno o niemal 50 procent wzrósł ruch turystyczny w tamten rejon świata. W końcu każdy chce zobaczyć tereny, w których powstawała superprodukcja.

Fabuła "Bitwy pięciu armii", którą już od jutra będzie można oglądać w kinach w Polsce, rozpoczyna się w momencie, gdy krasnoludzka kompania prowadzona przez Thorina jest po nieudanej próbie zabicia smoka Smauga. Bestia atakuje miasto Esgaroth, a pod Samotną Górę zbliżają się armie, które stoczą ze sobą wielką bitwę.
I ta właśnie wielka bitwa trwa przez większą część filmu. Jackson znów pokazał, jak zna swój fach i jakim jest specem od rozmachu.

Wielka kasa za wielką produkcję
Film miał swoją światową premierę już 1 grudnia. Według danych portalu Stopklatka, już w ubiegły weekend na koncie ostatniej części przygód walecznego hobbita było nieco ponad 350 mln dolarów. Największą jak dotąd popularnością produkcja cieszy się w Niemczech. Nieźle jest też we Włoszech i Hiszpanii. W styczniu obraz wyemitują kina w Chinach. Czy film pod względem kasowym dorówna swoim dwóm poprzednim częściom? Wszystko wskazuje na to, że tak. Nikt, kto zobaczył wcześniejsze filmy nie powstrzyma się, by obejrzeć finał.

Zdania wśród tych, którzy widzieli film są podzielone. Są tacy, którzy mówią, ze dłużyzny są nie do zniesienia, że efekty specjalne są zbyt płaskie, a film bardziej przypomina grę komputerową niż kino. Inni w tym wszystkim widzą zalety, twierdzą też, że nie można przejść obojętnie obok rozmachu, z jakim obraz został stworzony.

Najzagorzalsi fani fantastycznego świata liczą również, że Jackson nie powiedział ostatniego słowa i teraz na warsztat weźmie inne dzieła Tolkiena. Wy też na to czekacie?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska