To pierwszy poważny sukces rosyjskiej szkoły, na którą postawił Polski Związek Hokeja na Lodzie. Nowy zarząd nie żałował grosza i latem sprowadził ze wschodu cały sztab szkoleniowy.
Pierwszą reprezentacją zajęły się wielkie sławy: Igor Zacharkin i Wiaczesław Bykow, którzy jednak cudu w olimpijskich kwalifikacjach do Soczi nie sprawili. Juniorów objął mniej znany, ale także ceniony w środowisku Andriej Parfionow. I właśnie on odniósł pierwszy poważny sukces.
Polacy wcale nie byli faworytami turnieju w Doniecku. Wyżej notowani w światowym rankingu byli gospodarze, Włosi, Kazachowie, a Wielka Brytania od lat jest dla nas niewygodnym rywalem.
Przed dwiema ostatnimi kolejkami weekend wszystko było jasne: dwa zwycięstwa dawały awans bez oglądania się na innych rywali. Z Chorwacją poszło łatwo - 5:0. Za to z Włochami to był horror. Przed ostatnią tercją rywale prowadzili 2:1, ale dwie bramki Kacpera Guzika (decydująca na 2,5 minuty przed końcem) przesądziły sprawę.
Wcześniej biało-czerwoni ograli 6:3 Kazachstan, 6:2 Wielką Brytanię i przegrali jedyny mecz 0:2 z Ukrainą, w którym zresztą mieli wyraźną przewagę.
Rosyjski trener nauczył młodych Polaków walki do końca i konsekwencji. W ich grze nic nie psuły niesprzyjające okoliczności. W meczach z Wielką Brytanią i Włochami to rywale prowadzili 2:0, ale to nasi hokeiści cieszyli się z wygranych.
Za rok Polacy powalczą w światowej II lidze. Swój udział w tym sukcesie maja także wychowankowie toruńskichSokołów: Michał Kalinowski strzelił dwa gola (przeciwko Wielkiej Brytanii i Chorwacji), do tego dołożył asystę, co dało mu miejsce w dziesiątce najlepszych napastników turnieju. Piotr Huzarski strzelił jednego gola, a Jakub Gimiński był wyróżniającym się obrońcą.
Gwiazdami mistrzostw byli najlepszy strzelec Kacper Guzik (GKS Katowice, 5 goli) i najlepszy podający Filip Starzyński (Bismarck Bobcats, 6 asyst)