https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hydraulicy i politycy

Janina Paradowska, "Polityka"

     Francja powiedziała konstytucji europejskiej - nie i większość polskich elit politycznych wpadła w zachwyt. Roman Giertych wołał nawet - niech żyje Francja! Otóż Francja w referendum leczyła swoje własne rozliczne kompleksy, w tym kompleks rozszerzenia UE zwany także potocznie problemem polskiego hydraulika, który jakoby zabiera pracę francuskiemu rzemieślnikowi. Nie wiadomo, dlaczego polscy politycy wznoszą okrzyki na cześć dyskryminacji polskiego hydraulika, przecież powinni bardziej martwić się o pracę dla Polaków niż dla Francuzów, których rozbudowane, socjalne państwo ledwo dyszy. My zaś dajemy sobie w UE radę i nie musimy mieć żadnych kompleksów. Może więc lepiej wołać - niech żyje Polska w Unii Europejskiej! - co zresztą byłoby zgodne z opiniami większości Polaków.
     Tak się bowiem od dawna dzieje, że poglądy większości klasy politycznej, zwłaszcza zaś opozycji zmierzającej do władzy, nieustannie rozmijają się w poglądami większości obywateli. Widzieliśmy to przed referendum akcesyjnym, kiedy wśród klasy politycznej dominował eurosceptycyzm, widać to i teraz, kiedy co bardziej krewcy już wołają - niech żyje Francja. Tymczasem polscy obywatele - pokazują to wszystkie badania opinii publicznej - nieustannie konstytucji w większości mówią - tak. Nie dlatego, że traktat znają, ale dlatego, że jest on symbolem udanej integracji i świadectwem, że nasza obecność w UE po prostu się Polsce opłaca. Ten stan rzeczy może być kolejnym wyrazem braku zaufania obywateli do polityków, co byłoby objawem wyjątkowego zdrowia naszego społeczeństwa i świadczyłoby, że staje się ono odporne na partyjną propagandę.
     Ledwie Francuzi powiedzieli - nie, już rozpoczęła się w Polsce dyskusja, czy nie lepiej u nas referendum z tej sprawie nie urządzać, a przynajmniej nie urządzać go w tym roku i poczekać, kto jeszcze odrzuci. Zaoszczędzimy kilkadziesiąt milionów złotych, schowamy się za plecami innych i wreszcie skorzystamy z dobrej rady prezydenta Chiraca, który właśnie poniósł polityczną klęskę, byśmy siedzieli cicho. Nie wiedzieć czemu tak bardzo niegdyś oburzeni słowami Chiraca nasi politycy chcieliby teraz pokornie zastosować się do jego rad.
     Reakcja opozycji na francuskie - nie - zdaje się świadczyć niestety głównie o naszym prowincjonalizmie, o kompleksach polityków, którzy generalnie Europę słabo znają, języki obce znają jeszcze słabiej albo nie znają wcale, a o polityce zagranicznej pojęcie mają raczej mgliste. To ze strachu płyną słowa o polityce zagranicznej, która musi być twarda wobec wszystkich, tak jakby Polskę otaczali sami wrogowie, z którymi trzeba się wyłącznie bić, jakby nigdzie nie było sojuszników. Wizja Polski okrążonej zdaje się być opozycji najbliższa. Ktoś kiedyś powiedział, że do współczesności próbuje ona przymierzać sienkiewiczowskie schematy, nie zauważając, że wieki minęły i świat się mocno zmienił. Czasem mówi się, że ta wizja jest głównie przedwyborczym napinaniem muskułów. Można jednak z równym prawdopodobieństwem założyć, że to są głębokie przekonania, a jednocześnie urazy i kompleksy niższości. Z takimi przekonaniami nie da się jednak prowadzić skutecznej polityki zagranicznej, ani na szczeblu rządowym, ani prezydenckim. Na początek prezydenckiej kampanii wypada więc wszystkim kandydatom zadać jedno pytanie - ile znają języków obcych i jakie? To dziś jedna z ważniejszych kwalifikacji, by skutecznie prowadzić polskie sprawy i nie czuć się zakompleksionym outsiderem. Jeżeli francuskiego może się nauczyć hydraulik, niech się nauczy też kandydat na prezydenta.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska