https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Intymność biznesowa

Małgorzata Oberlan
Zakład Pniewskiemu psuje polski rząd i Unia. Europie nie zależy na polskim mięsie, więc czepia się higieny. A za płotem masarni straszą świńskie racice i kości...

     Na terenie swojej firmy w Cielętach Lech Pniewski nie ma ochoty porozmawiać, nawet przez kwadrans. Za to telefonicznie chętnie wykrzyczy swoje racje. Był w Niemczech i Francji, oglądał tamtejsze ubojnie i masarnie. - W piwnicach kiełbasy robią, nafaszerowane sterydami, a Polakom stawiają kosmiczne wymagania - denerwuje się. - Chyba zamknę ten interes.
     Dobry pan
     
Pięć kilometrów od Brodnicy, popegeerowska bieda: stare bloki, szaro, brudnawo. - I ochlajstwo wielkie! - wymieniają zalety wsi chłopcy. Najlepiej idzie "czyste zwykłe" od Dziadzi, czyli ćwiartka czystego spirytusu, po 10 zł flaszeczka. Chłopcy i starsi mieszkańcy mają dobre zdanie o Pniewskim. - Pracę daje, dobrze płaci - powtarzają. - Potrafi i ze 100 zł dać na urodziny. Jak twierdzą, w zakładzie pracuje około 20 osób, w tym wielu praktykantów. Większość z Cieląt. Nie rzuca się kamieniem w tego, który daje robotę. A że smród, brud? - To pani chyba z miasta jest. Zawsze tak przy mięsie jest - tłumaczy szczupły chłopak w ortalionie.
     Szare bloki od tyłów zakładów, gdzie mieści się ubojnia, dzieli kawałek gołego pola. Tyły ubojni ciekawsze są niż siedzenie przy drodze i liczenie samochodów. To ulubione miejsce na wybieganie się blokowej dzieciarni. Tu można sobie popatrzeć, jak otwiera się brama, wyładowują zwierzęta i zabijają. - No pewnie, że widać - zapewniają chłopcy. - Pistoletem dostają. Dalszy ciąg atrakcji to głosy zabijanych zwierząt. Czasem nawet zdarzy się taki wic jak ten z bykiem, który uciekał przeznaczeniu przez pola. Połowa wsi go goniła.
     Flaki rzadko
     
Od frontu Zakład Przetwórstwa Mięsnego prezentuje się porządnie. Ale dzieciaki mają rację: tył jest zdecydowanie najciekawszy!
     Otwarty, okrągły otwór szamba wyjaśnia zagadkę wszechobecnego smrodu. Cuchnie bowiem nie tylko krwią, skórą i tak dalej (jak to w rzeźni), ale i po prostu kałem. Tuż przy płocie, koło drewnianej ubojni leżą odchody zwierząt. Część jeszcze świeża. Straszy zagracona szopa i jakiś złom, bezładnie porozkładany w różnych miejscach. Rury, z których nie wiadomo co się sączy, z otworami na zewnątrz. Dziwne graty (części drzwi, okien, pręty) już zżera rdza. Pod ogrodzenie ktoś powymiatał śmieci, a zostawił w miarę czysty środek terenu. Plastikowe butelki, papiery, worki i inne barachło musiało tkwić tu długo pod śniegiem. Słoneczna niedziela odkryła śmietnisko.
     - Ale to nawet spod śniegu śmierdzi - chłopcy wskazują na dół średnicy 2-3 metrów, na swoim ulubionym "wybiegowisku". Kilka metrów od betonowego płotu kłębią się szare resztki sierści i brązoworóżowawe cząstki. - To racice i paznokcie. I kości jeszcze. Czasem zdarzają się jakieś flaki, ale rzadko.
     Paznokieć pod blokiem
     
Dół ma 7 metrów głębokości. Jest już przepełniony, bo odpady wychodzą ponad poziom gruntu. Wiatr roznosi je daleko. Ostatnie zawieruchy potrafiły rzucić świńskie paznokcie nawet pod bloki. - Takie doły to zawsze tu były. Bo gorsze rzeczy to wkładają do tego kontenera i czasem wywożą - chłopcy znają każdy szczegół funkcjonowania "tyłów". W końcu to ich teren.
     Zielony kontener, z napisem "odpady szczególnie szkodliwe" kryje tzw. mokre odpady. - Wiemy, że w małych przetwórniach bywają opróżniane rzadziej niż wskazują przepisy. Z oszczędności, bo zapełnić pojemnik o pojemności 200-250 kg nie jest teraz łatwo. Większości małych firm spadł przerób, to i odpadów mniej. A transport z Olszówki też kieruje się swoją ekonomią - wyjaśnia dr Dąbrowski z Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego w Brodnicy. Zajmuje się kontrolami, Cielęta akurat zna bardzo dobrze.
     Nie interesuje
     
Inspektorat nie ma sobie nic do zarzucenia. Cielęta mają pod kontrolą, nie zaniedbali. - Ten zakład kontrolowany był w 2001 roku kilkanaście razy. Sam dozorowałem - od razu zapewnia Dąbrowski. Pniewski dostawał zalecenia pokontrolne (jakie, doktor nie powie), został też ukarany mandatami (iloma i za co, doktor nie powie). Wniosek ostateczny: jeśli firma zrealizuje zatwierdzony już program modernizacji ("do prawie że unijnych wymagań") - może wchodzić do Europy.
     Higiena uboju i produkcji? Tu Inspektorat nie ma nic do powiedzenia. - Doły? - kiedy relacjonuję doktorowi znalezisko na polu, przyznaje, że jest kompletnie zaskoczony. Długa pauza w rozmowie. - Inspekcji nie interesuje teren za murem zakładu - brzmi ostatnie zdanie doktora.
     Gdzie jeszcze?
     
Odpady z ubojni i masarni powinny trafiać na tzw. grzebawiska. Ponieważ są one obiektami wymagającymi szczególnej opieki - wiadomych względów, dąży się do ich ograniczania. Duże zakłady, jak choćby Polmeat w Brodnicy, utylizują odpady u siebie. Na to jednak małych firm, jak ta w Cielętach, przerabiających 6,5 tony tygodniowo, nie stać.
     Dziś w Kujawsko-Pomorskiem zostały dwa grzebawiska: w Strudze i Olszówce. Brodnickiemu powiatowi najbliżej do tej drugiej, położonej w powiecie golubsko-dobrzyńskim. Jak twierdzą w Inspektoracie Weterynaryjnym w Brodnicy, sygnały o tym, że "Olszówka nawala", mieli już wielokrotnie, z różnych miejsc (szczególnie zimą). Olszówka oszczędza, ubojnie oszczędzają, Inspektorat wykazuje się zrozumieniem. - No, stało się. Ale tam nie może być dużo sierści i innych odpadów - dr Dąbrowski nie chce uwierzyć w to, co widać na polu w Cielętach.
     Europa!
     
Kiedy Lech Pniewski przed 3 laty otwierał zakład, liczył na sukces. Pierwszy rok był udany, nawet bardzo. - Kryzys zaczął się pod koniec 2001 i jest coraz gorzej - opowiada. - Przerób mamy mniejszy o połowę. O połowę musiałem zmniejszyć zatrudnienie. Zostawiłem 2 pracowników i 3 uczniów, bo po co mi ludzie do pustego stołu? Powiatowy Urząd Pracy wypłacił mu refundację (zatrudnienie absolwentów) po 2 latach! W tym roku nie chce podpisać z nim umowy nawet na 1 refundację. Ludzie ubożeją i 3 sklepy firmowe zakładu w Cielętach nie przynoszą spodziewanego dochodu.
     - Europa, Europa. W którym kraju europejskim dobija się tak przedsiębiorcę podatkami i ZUS-em. Wymagania unijne? Sami nie wiedzą, czego chcą. Inspekcja kazała mi płytki założyć. Założyłem. Dziś mówią, że złe - Pniewski ma dużo żalu do wyrzucenia z siebie. W kraju, gdzie kilogram kurczaka kosztuje 3 zł, a rząd dalej importuje mięso i zboże z Zachodu, odechciewa się interesów. Pniewski myśli poważnie o zamknięciu masarni, skoro zaczął do niej dokładać. - Kto nam te kurczaki nasłał? - pyta jeszcze.
     Ktoś podrzucił?
     
Dr Zbigniew Ulicz, powiatowy inspektor weterynaryjny w Brodnicy (5 lutego br.): - Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z dnia 20 stycznia 1999 roku w sprawie warunków uboju zwierząt rzeźnych oraz rozbioru i składowania mięsa, odpadów typu sierść, paznokcie, racice itp. nie wolno składować. Ani na terenie zakładu, ani poza. Właściciel zakładu ma obowiązek oddawać je systematycznie do utylizacji.
     Również 5 lutego br. dr Zbigniew Ulicz zapewnił "Gazetę", że zakład w Cielętach spełnia obecnie obowiązujące normy uboju i przetwórstwa, oprócz uboju bydła, którego zakazano mu od 1 stycznia br. _- Właściciel dostawał od nas zalecenia pokontrolne. Jakie - nie zdradzę, bo to narusza intymność biznesową pana Pniewskiego. Odpady w dole za płotem? Nie wierzę. Być może ktoś złośliwie mu podrzucił. _Dr Ulicz obiecał, że "za jakiś czas" skontroluje leżący 5 km dalej zakład.
     

  • Zdaniem inspektorów Unii Europejskiej 30 proc. polskich zakładów mięsnych nie spełnia wymogów unijnych. Szczególnie surowe w krajach "15" są normy tyczące uboju zwierząt, i te sanitarne, i te związane z ochroną zwierząt. Np. nieczystości muszą być odprowadzane do oczyszczalni, a zwierzęta czekające na ubój nie mogą słyszeć odgłosów zabijania. Szacuje się, że po 2004 r. w Kujawsko-Pomorskiem działać będzie tylko kilka ubojni. Zakład w Cielętach obecnie łamie na pewno część norm unijnych, dotyczących uboju i higieny produkcji.
         

  • Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska