- "Gadziu "kochamy cię... Poczułeś się podczas walentynkowego koncertu w Chełmnie, jak młody wilk?
- Bardzo nam się podobała reakcja publiczności, zwłaszcza młodej, która niekoniecznie powinna znać nasze stare kawałki, a śpiewała razem z nami. Było super!
- Słyszałam, że po raz pierwszy graliście podczas święta zakochanych?
- To prawda. I to był nasz pierwszy raz w plenerze, gdy jest tak zimno.
- Wasza najnowsza płyta "Londyn 08:15" już po dwóch tygodniach była najlepiej sprzedającym się albumem w Polsce. Pewnie nie powstałaby, gdyby nie przypadek?
- Młodzi Polacy chcieli zorganizować koncert w Londynie. Zaprosili nas. Kiedy okazało się, że zagra "IRA" odezwał się jakiś stary związek polonijny, któremu nazwa zespołu skojarzyła się z Irlandzką Armią Republikańską. Rozgorzała dyskusja, chociaż inaczej się nas pisze i wymawia. Doszło do zabawnej sytuacji, bo sprawą zainteresowały się media. Dubliński "Sun" obśmiał to, jak Polacy zrobili pod górkę polskiemu zespołowi i swoim rodakom, którzy chcieli się na obczyźnie przy naszej muzyce pobawić. Dodali, że oni nas zapraszają do Irlandii. Tamtejsza rozgłośnia radiowa zrobiła z nami wywiad. Wyszło na to, że Polacy boją się swoich.
- Wybieracie się więc na wyspy?
- Nie narzucamy się, nie próbujemy robić kariery, chociaż zaproszenie mamy do hali "Astoria" w Londynie. Płyta "Londyn 08:15" jest jedną z najpopularniejszych w Anglii. Piszą do nas Polacy, którzy tam mieszkają, że grają ją na imprezkach, dziękują nam za nią i chcieliby nas usłyszeć na żywo. Jeżeli ktoś zapewni nam odpowiednie warunki, abyśmy tam dobrze brzmieli, to chętnie pojedziemy.
- W tym roku zespół obchodzi 20-lecie istnienia.to jakoś uczcić?
- Wszystko zaczęło się od sceny opolskiej w 1988 roku , potem błyskawicznie znaleźliśmy się na szczycie. Nie wiemy jeszcze, co zrobimy na okrągłe urodziny "IRY". Na trasę koncertową musiałyby być duże pieniądze, ktoś musiałby je wydać. A wydając je na pewno chciałby jeszcze więcej zarobić. Marzłoby się nam zabrać w taką trasę przyjaciół z innych zespołów, ale to już w naszym kraju niewykonalne.
- Fani liczą, że będzie tak wybuchowo, jak podczas świętowania pana 40-tki?
- Wszystko jest możliwe. My graliśmy wtedy koncert na szczycie wieżowca we Wrocławiu, podobnie jak kiedyś Beatlesi, na dachu biurowca w Londynie. Ja nawet nie widziałem ognia, a obejrzałem to, co zostało już po jego ugaszeniu. Było gorąco!
- Na wiele lat praktycznie zniknęliście z rynku muzycznego. Ciężko było zejść ze sceny, skoro było się jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich kapel?
- Nasz debiut przypadł na pierwsza falę muzyki polskiej, zwłaszcza rockowej. Powstało wtedy dużo kapel grających właśnie taką muzykę. Na początek lat 90. przypadły zmiany ustrojowe, ta muzyka świetnie wpasowała się w klimat tych czasów. A potem nastąpił trudny moment, gdy spadło zainteresowanie muzyką rockową. Rynek muzyczny opanowała komercja. Początkowo promowano muzykę polską, potem obwieszczono jej koniec. Musieliśmy zawiesić działalność. Zdawałem sobie sprawę, że ludzie nie zawsze będą oklaskiwać to, co robię.
- Przestaliście grać?
- Osiem lat temu wyjechałem z kilkoma kolegami z zespołu do Ameryki. Dzięki temu, że całymi dniami ciężko pracowaliśmy, nocami mogliśmy grać. Nie było lekko zmusić się do tego po kilkunastu godzinach harówki, ale może dlatego, że nigdy nie zarzuciliśmy muzyki, teraz znów jesteśmy i gramy.
- Trudniejszy był debiut czy powrót na scenę?
- Z jednej strony drugi raz zaczynać jest łatwiej, choćby dlatego, że już funkcjonuje nazwa. Z drugiej strony, nazwa jest znana, ale pojawia się pytanie: a co oni nowego zrobili? Chyba jednak prościej debiutować.
- Co wpłynęło na to, że postanowiliście: wracamy o sobie przypomnieć?
- Ktoś mi powiedział, że jakiś fan klub prowadzi stronę poświęconą naszemu zespołowi.łem tam, wszedłem do księgi gości, poczytałem, co ludzie piszą. Było dużo młodzieży, która nigdy nie miała okazji usłyszeć nas na żywo a zachwycała się płytami. Pisali, że poszliby na nasz koncert. Dla nas to było ryzykowne, ale zdecydowaliśmy się wyjść jeszcze raz na scenę.
- I jak was przyjęto?
- Różnie. Na niektórych koncertach w klubach było 100 osób, na innych - 400. Ale widzieliśmy, że jest zapotrzebowanie na naszą muzykę.
- Jak się czujecie, gdy ponownie jesteście i znów was oklaskują?
- Media popadają w skrajności.dnia nas kochają, drugiego odrzucają, by - gdy trendy się zmienią - znów nas przytulić. Taki już chyba polski problem. Ale my robimy swoje i jesteśmy szczerzy.