W tym roku Polska była krajem partnerskim targów i odgrywała na nich rolę szczególną. Nie dość, że przygotowywaliśmy ceremonię otwarcia imprezy, to jeszcze krajowe organizacje turystyczne miały do dyspozycji ogromny pawilon. Obok Warszawy, Krakowa, Łodzi, Poznania, czy Wrocławia swoje stoisko wystawiła tam i Bydgoszcz.
Niestety, zdaniem niektórych uczestników targów miasto kompletnie zaprzepaściło szansę na promocję. - Przez całą sobotę krążyłem po pawilonie - mówi radny Lech Zagłoba-Zygler. Według jego relacji przy zdecydowanej większości stoisk coś się działo, tylko bydgoskim nikt nie wyrażał zainteresowania.
- Ręce mi opadły, kiedy sprawdziłem naszą ofertę - mówi. - Na blacie leżało kilka ulotek - jakiegoś hotelu i lotniska, a całość uzupełniały skromne broszury z informacjami o mieście. A jakby tego było mało, pani przebrana za marynarza miała na otoku czapki reklamę Technikum Żeglugi Śródlądowej w... Nakle. Moim zdaniem trudno to nazwać reklamą Bydgoszczy. Inne miasta przyciągały zwiedzających zdecydowanie bogatszą ofertą katalogów, gadżetów, występami na żywo, czy tak oczywistym chwytem jak chleb ze smalcem i ogórkami, albo cukierkami.
Odpowiedzialna za prezentację stoiska Ewa Słowińska, szefowa Bydgoskiego Centrum Informacji, z zarzutami się nie zgadza. - Oferta promocyjna była zdecydowanie bogatsza, niż twierdzi pan Zygler, a do tego w całości uzgodniona z radnymi z komisji promocji i współpracy z zagranicą. Mieliśmy też akceptację prezydenta Chmary - mówi.
Więcej w czwartkowym, papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej"...
Czytaj e-wydanie »
