https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ja w ogóle nie wiem o co chodzi...

Wojciech Mąka
Było tak: Najpierw Zajączek odebrał na dowód matki emeryturę - 620 złotych. Potem poszedł do sklepu i spłacił dług. Potem pił. Zajączek pił, bo on zawsze pije.
Było tak: Najpierw Zajączek odebrał na dowód matki emeryturę - 620 złotych. Potem poszedł do sklepu i spłacił dług. Potem pił. Zajączek pił, bo on zawsze pije.
Adam, Radek i Genek to grupa przestępcza, która napadła na pijanego Zajączka. Radek i Genek wyszli z paki, bo się przyznali. Adam siedzi trzeci rok, bo na nikogo nie napadł.

Grupę przestępczą rozpracował kierownik posterunku policji w miejscowości Z. To miejscowość na północ od Świecia. Dworzec kolejowy, kościół na rynku, restauracja "Wrzos" oraz bar "Ikar". Parę kilometrów od Z. jest osada D., do której z Z. prowadzi polna droga. Jakby pojechać w drugą stronę - jest miejscowość T. Jedzie się przez las. W tym lesie doszło do przestępstwa.

Było tak: Najpierw Zajączek odebrał na dowód matki emeryturę - 620 złotych. Potem poszedł do sklepu i spłacił dług. Potem pił. Zajączek pił, bo on zawsze pije.
Genek, kolega Zajączka, też pił, bo jest grabarzem.
Obaj byli w "Ikarze", a wieczorkiem przenieśli się do "Wrzosa". Przenieśli się, to znaczy przyjechali starym fordem orionem Zajączka od jednej knajpy do drugiej. Zajączek wisiał Genkowi pieniądze. Genek chciał Zajączka postraszyć. Więc wyhaczył we "Wrzosie" Radka. Powiedzieli Zajaczkowi, że razem pojadą do agencji towarzyskiej.

Listopadowego ranka Zajączek w samej koszuli dowlókł się do jakichś zabudowań. Przyjechał po niego kierownik komisariatu w Z., policjant Kowalski.
Kowalski to dobry znajomy pana Zajączka. Albo raczej odwrotnie - Zajączek to znajomy Kowalskiego.

Ktoś z miejscowości Z. opowiada o kierowniku komisariatu: - Kiedyś przechodził pod "Wrzosem". Jakiś koleś akurat wychodził i rzucił peta na chodnik. A Kowalski do niego, żeby posprzątał. Tamten się śmieje... Kowalski: "Posprzątaj!". Tamten: "Gościu, odwal się". Kowalski wyciąga legitymację, a tamten do niego: "Co mi tu machasz, jesteś po służbie, bez munduru". Kowalski komórka i zaraz z posterunku wylatuje dwóch gliniarzy po kolesia. No i zapłacił mandat. Taki jest Kowalski.

Na oczach dzieciaków
Po czterech latach od listopadowej nocy 2003 roku w osadzie D. życie płynie jak dawniej. Stary dom z cegły stoi, jak stał. Piesek na łańcuchu szczeka na obcych. Matka Radka i Adama parzy piekielnie mocną kawę i pali papierosy. Ojciec wraca z grzybów z pełnym wiadrem i pyta, po ile grzyby są w Bydgoszczy.
Ale nic już nie jest tak samo.

Matka: - Czwartek to był, cztery dni po tym, jak Zajączek wyszedł ze szpitala. Dwie policyjne suki, pięciu policjantów z Z. Tylu przyjechało. Podjeżdżają na podwórko. Radek jeszcze mieszkał u nas z żoną i trójką dzieci. Co robią, patrzę - zabierają synów w kajdanki i do samochodów. Radek tylko zdziwiony pytał Adama - Co ty, ty też? A po co? Na oczach tych dzieciaków zabrali ojca i wujka.
Teraz Radek wraca z pracy do domu o godzinie 18. Żona daje mu obiad.
Radek: - Zajączek dostał dwa razy "z liścia" i to wszystko.

I posypały się ciosy
Akt oskarżenia przygotowany przez prokuraturę rejonową w Świeciu zarzucił Adamowi, Radkowi i Genkowi, że działając wspólnie i w porozumieniu napadli na Zajączka. Pobili go tak, że miał obrażenia ciała powyżej siedmiu dni. Krwiaki na twarzy, zwichniętą prawą rękę. Był kopany. Zabrano mu kurtkę, 220 złotych, i dowody osobiste - jego i matki. Sprawcy mieli ze sobą długopis i kartkę papieru po to, żeby zmusić Zajączka do sporządzenia fikcyjnej umowy sprzedaży samochodu ford orion.

Opis napadu w akcie oskarżenia jest literacki. Prokurator napisał na przykład, że gdy Zajączek wysiadł z samochodu w lesie "od razu posypały się na niego uderzenia pięści".
Matka: - Skąd prokurator wiedział, że Zajączek miał obrażenia powyżej siedmiu dni? Nie ma opinii lekarza pierwszego kontaktu, nie ma obdukcji. Zajączek wyszedł ze szpitala po dwóch dniach. Dopiero wtedy policja sprawdziła go na alkomacie. No i był trzeźwy.

Radek: - Kopanie to bzdura. Nikt go nie kopał. W tej sprawie są inne rzeczy ważne. Myśmy ten jego samochód przez jakiś czas pchali, bo na gaz, nie miał na czym jechać. Policja zdjęła odciski palców. Moich odcisków nie ma. Nie ma odcisków Adama. Ja wyszedłem. Adam siedzi.
Inne ważne rzeczy są też ciekawe. Nikt nie znalazł dowodów osobistych, które miał Zajączek. Dowody z miejsca przestępstwa to paczka papierosów LM (Radek i Adam takich nie palą), niedopałek LM-a, odcisk buta, odcisk opon samochodu. Wszystko zebrane z miejsca w lesie, które wskazał Zajączek.

O co chodzi?
Adama na początku faktycznie wtopił Genek. Bo powiedział, że on też tam był. Ale Genek chciał zmienić zeznania. Wtedy, kiedy wyszedł z sali sądowej i wiedział, że dostał areszt.

Radek: - Sam pamiętam, mówił do kierownika posterunku, że chce zmienić zeznania, że Adama nie było na miejscu. To układ. Miał wskazać trzeciego i nie dostać aresztu. Wtedy, na korytarzu w sądzie, kierownik komisariatu powiedział Genkowi: teraz już za późno.
Pierwszy list Adama z aresztu, z grudnia 2003 r., to mała kartka. Wyraźne, spokojne pismo. Na dole czerwona pieczątka "Ocenzurowano". Zaczyna się tak: "Na początku tego listu wszystkich was pozdrawiam. Słuchajcie, ja w ogóle nie wiem o co chodzi." I dalej: "Tutaj nie jest tak źle, mógłbym siedzieć, ale ja nic nie zrobiłem".
Adama jako trzeciego uczestnika napadu wskazał na policyjnym okazaniu poszkodowany Zajączek. Radek: - Przecież on nas nie znał. Nie dość, że był wtedy pijany, to jeszcze było ciemno. On nic nie mógł pamiętać. Jak rozpoznał Adama?
W sądzie świadek Leoś powiedział, że jest zdziwiony, że taka sprawa w ogóle tam trafiła. Bo takie sprawy załatwia się na własnym podwórku. - I pokazał sądowi efekt bójki z poprzedniego dnia - mówi Radek.

Potem wszyscy na sali śmiali się z oskarżonego Genka, bo powiedział wysokiemu sądowi: "Ja tego dnia piłem już od rana, bo jestem grabarzem, i jest nam to zalecane przez sanepid."

Potem Genek opowiedział o swoim zaginionym liście do prokuratora. Napisał w nim, że Adama z nimi nie było. Podobno list zginął. Nie ma go w aktach. Genek jednak zeznawał twardo, że Adam nie brał udziału w napadzie. Sąd nie dał mu wiary, bo w jednym miejscu Genek się zagalopował i powiedział, że w samochodzie było ich czterech.

Matka: - Mieliśmy swoich świadków, kolegów Adama, którzy zeznali na korzyść syna. Sąd uznał, że nasi świadkowie są przekupieni.
Genek i Radek przyznali się. Genek dostał 2 lata i sześć miesięcy więzienia. Radek dwa lata i miesiąc. Obaj się przyznali. Wyrok Adama to trzy lata i trzy miesiące za kratkami. Do pierwszej rozprawy sądowej przesiedział w areszcie siedem miesięcy i jedenaście dni.
Genek i Radek wyszli po odbyciu połowy kary.
Adama nie chcą puścić.
Wódki nie pije.

Matka opowiada: - Adam to dobry chłopak. Wódki nie pije, bo nie lubi. Jedynie piwo, dwa... To owszem. Pracuje dorywczo, chciał wyjechać. Teraz co? Siedzi. I Adam, i Radek byli kiedyś ministrantami... Jest między nimi 8 lat różnicy. Nawet się razem nie trzymali, każdy miał innych kolegów. Adam w piłkę gra, w Niemczech na wyjeździe był nawet. No kiedyś z wojska mu się zdarzyło, że poszedł na lewiznę i wrócił po piwie. Policja go kiedyś też złapała po dwóch piwach, jak jechał maluchem z pracy. Ale to tylko były wykroczenia.
Kierownik posterunku Kowalski sporządził o Adamie negatywną opinię dla sądu. Napisał, że Adam pije.
Biedny nic nie znaczy
Matka mówi tak: - Jak ktoś jest biedny i mieszka na wsi, przed sądem nic nie znaczy.
Po wyroku na Adama apelowali w jego sprawie w Bydgoszczy. Sąd orzekł, że wszystko jest w porządku.
Nic nie dały listy do ministra sprawiedliwości Ziobry, do prymasa Glempa oraz do rzecznika praw obywatelskich. Postępowanie wyjaśniające w sprawie śledztwa prowadzonego przez kierownika komisariatu nic nie dało.
Nic nie dało 7 zażaleń.
Nic nie dało, bo rodziny Adama nie stać na dobrego adwokata.

Matka: - Zdobędę pieniądze. Całe szczęście, że bydgoski sąd, po piśmie Adama, nie zgodził się na zniszczenie dowodów.
Radek: - Jak siedzieliśmy razem w pawilonie, to widziałem co jest. Klawisze do Adama przychodzili i mówili "Weź się przyznaj, szybciej wyjdziesz". Nawet dyrektor zakładu mu tak radził. Przecież oni też tam mają swoich psychologów, wiedzą, kto kim jest. Kto będzie siedział, bo się nie chce przyznać, że coś zrobił?
Matka: - Adam się trzyma, taki silny jest. Ma wzorowe zachowanie. Sami nie wiedzą, co z nim zrobić. Dlatego go przenieśli.

Teraz Adam odsiaduje resztę kary w zakładzie półotwartym nad Zalewem Koronowskim. Pracuje w kuchni. Pod koniec września ma sprawę o zwolnienie warunkowe. Wyjdzie, jak się przyzna.
Jak się nie przyzna, wyjdzie w styczniu przyszłego roku.
Kilka miesięcy po akcji rozbicia grupy przestępczej posterunek w miejscowości Z. dostał nowy radiowóz.

Dziś na posterunku zostali tylko dwaj policjanci ze starego składu, bo reszta awansowała. Policjant J. dostał się do świeckiej drogówki. Ale jest kuratorem Radka. Kierownik posterunku Kowalski kupił sobie mieszkanie w Z.
Na początku września posterunek brał udział w akcji "Bezpieczna droga - bezpieczny powrót". Jednej nocy złapano sześciu pijanych rowerzystów. 26-letni rekordzista miał 3,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
PS. Imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska