Pomyślałem sobie, że to nie dowcip, tylko podzwonne dla Samoobrony. Sądziłem, że nieboszczka spoczywa w pokoju, ale nie. Mimo efektowanego kopniaka, jaki dali jej wyborcy, powracają stare sprawy partii ludu naszego. Kilka dni temu przeżyłem szok słysząc, że byłej minister płacy... przepraszam - pracy Annie Kalacie PZU wypłaciło za wypadek samochodowy 1 300 000 (milion trzysta tysięcy) złotych. Mimo że ta dzielna minister z Samoobrony - w rządzie PiS - domagała się od PZU 10 lat temu - cztery razy mniej. Jak doszło do tak cudownego rozmnożenia pieniędzy? Nie, to nie był cud tylko tzw. lobbing - czyli legalne wywieranie wpływu w kuluarach na decyzje podejmowane przez organy władzy publicznej. Mechanizm był prosty - PiS poszukiwało swojego człowieka na szefa PZU. Pan prezydent wskazał kandydaturę niejakiego Netzla, który nie miał nic wspólnego z ubezpieczeniami. 19 grudnia 2006 r. o jego awansie zadecydował głos pani minister Kalaty. Dwa tygodnie później akta jej sprawy przesłano z PZU w Pruszkowie do Warszawy. W kwietniu 2007 r. prezes Netzel podpisał ugodę z minister, a w czerwcu wypłaca jej 1,3 mln złotych. Niebawem prezes wylatuje (z hukiem i odprawą) z PZU, a minister Kalata - z rządu. Na szczęście pieniądze pozostają z nimi.
Nie muszę tłumaczyć, że ta historia to absolutny, niefortunny zbieg okoliczności i przypadek. Prezes Netzel nie ma sobie nic do zarzucenia, podobnie jak pokrzywdzona przez los Kalata. To jest tylko tak wielkie nieporozumienie, jak swego czasu w rodzinie Icaksonów. Oto Abram wpada nieoczekiwanie do domu, a tam Rachela w łóżku z przystojnym gojem. Abram patrzy, oczom nie wierzy, wreszcie płaczliwym głosowem pyta:
- Rachela, co ty tu robisz z tym gojem?!
Żona patrzy na niego z politowaniem i zwraca się do przyjaciela:
- No widzisz - mówiłam ci, że to idiota.