Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak anarchista dostał krzyż za wolność

Rozmawiała Lucyna Talaśka-Klich
Zdjęcia zrobione przez SB, po zatrzymaniu Skiby w Jarocinie, na tle autentycznych dokumentów.
Zdjęcia zrobione przez SB, po zatrzymaniu Skiby w Jarocinie, na tle autentycznych dokumentów. Z archiwum Skiby
Każdy ma w swoim życiu epokę kamienia rzucanego. Ale tak nie rozwiąże się żadnych problemów. Rozmowa z Krzysztofem Skibą, artystą wszechstronnie rozrywkowym.
- W opozycji było wielu świrów - mówi Skiba.
- W opozycji było wielu świrów - mówi Skiba. Arleta Zmyślona

- W opozycji było wielu świrów - mówi Skiba.
(fot. Arleta Zmyślona)

- "Świat się skończył, jeśli tak niepoważny człowiek jak Krzysztof Skiba dostał od samego prezydenta RP Krzyż Wolności i Solidarności" - stwierdził Czytelnik. I koniecznie chciał wiedzieć, za co ten zaszczyt. No to za co?
- Przez ponad rok, w Instytucie Pamięci Narodowej sprawdzano nasze teczki, czyli dokumenty dawnej Służby Bezpieczeństwa wytworzone w celu zwalczania opozycji. W gdańskim oddziale - tych dotyczących mnie i moich kolegów - było piętnaście. W Łodzi, gdzie studiowałem, miałem nawet teczkę personalną o kryptonimie "Jantar". Ten Krzyż to odznaka czysto honorowa, przyznawany jest od 2010 roku za walkę z systemem komunistycznym, czyli za walkę o wolność i niepodległość w latach 80. Otrzymało go już ponad tysiąc osób, ale szum zrobił się dopiero wtedy, kiedy dostaliśmy go z Pawłem Konnakiem (artysta multimedialny, showman twórca formacji artystycznej Totart, znanym m.in. z programu "Lalamido, czyli porykiwania szarpidrutów", który prowadził ze Skibą - przyp. red.). Widać byliśmy godni.
Ludzie naiwnie myślą, że o wolność walczyli jacyś poważni faceci w garniturach. Nic bardziej mylnego! W opozycji było wielu świrów i wariatów takich jak my, bo tylko tacy ludzie nie czują zagrożenia i nie mają nic do stracenia. Władzę zawsze obalali desperaci, a nie "grzeczni i porządni obywatele". Porządni obywatele pokornie chodzili w PRL na pochody pierwszomajowe i głosowali na partię, żeby mieć święty spokój. Z komunistami walczył aktywnie margines społeczeństwa, a my jako anarchiści byliśmy marginesem tego marginesu.

- Dostaliście medal za anarchię?
- Uczestniczyliśmy w ruchu anarchistycznym, który zwalczał system PRL. To nie była prawdziwa Polska tylko podległe władzy w ZSRR wasalne państwo. Wprowadzono stan wojenny i godzinę milicyjną. Działacze "Solidarności" siedzieli w więzieniach. Mieliśmy po 18-19 lat, a po ulicach jeździły czołgi generała Jaruzelskiego. Trudno nie zostać w takich warunkach anarchistą! (śmiech). Byli tacy co ciągle nawoływali do porozumienia z władzą, a myśmy się chcieli bić. Wspólnie z kolegami założyliśmy Ruch Społeczeństwa Alternatywnego (RSA), radykalną organizację walczącą z komuną.

- Niektórzy twierdzą, że to nie była walka tylko żarty w waszym stylu?
- Żarty i kpiny też były, ale to głównie już w czasach Pomarańczowej Alternatywy, czyli pod koniec lat 80. Na początku stanu wojennego nie było nam do śmiechu. Nastroje buntownicze zagłuszono pałkami. W takiej sytuacji większość społeczeństwa siedziała cicho i chciała tylko przetrwać do pierwsze-go. Nasze podziemne drukarnie tropiła SB, a po ulicach goniło ZOMO.
Najsłynniejszą akcją RSA było wdarcie się z własnymi sztandarami na oficjalny pochód pierwszomajowy w 1985 roku w Gdańsku. Wybuchł chaos i panika. ZOMO-wcy zaatakowali nie tylko naszych ludzi, ale niechcący i tych, którzy szli w legalnym pochodzie. Doszło do 2-godzinnej bitwy z ZOMO. Podpalono dwa radiowozy milicyjne. Władze przestały panować nad sytuacją, co wywołało niepokój siedzącego na trybunie radzieckiego ambasadora.

- A wasze happeningi? Na czym polegały?
- Happeningi to przede wszystkim było ośmieszanie władzy, choć także zabawa. 1 czerwca 1988 roku, w Łodzi, z kolegami zorganizowaliśmy niezależne obchody Dnia Dziecka. W żółtych kalesonach wlazłem na kiosk "Ruchu" trzymając transparent: "Światu pokój, dzieciom mieszkanie!". To hasło jest wciąż aktualne (śmiech). Zamknięto nas wówczas na 48 godzin w areszcie i dostaliśmy wysokie kolegia za "zakłócanie porządku". Nielegalne happeningi uliczne Pomarańczowej Alternatywy to było obnażanie głupoty systemu. Milicja nie wiedziała, jak się zachować w sytuacji, gdy na demonstrację przyszli ludzie przebrani za krasnoludki. Często udawało nam się wciągać milicję w absurdalne działania. Przykładem happening "Galopująca inflacja". Biegaliśmy po ulicy z napisami "Galopująca inflacja". Milicja nieświadomie wpisała się w nasz przewrotny scenariusz i przystąpiła energicznie do zatrzymywania. Mogliśmy następnego dnia wydać oświadczenie z informacją, że kłopoty gospodarcze Polski się skończyły, bo MO kierując się instynktem ekonomicznym "zatrzymała galopująca inflację". Takich happeningów organizowaliśmy bardzo dużo. One odegrały bardzo ważną rolę, bo przełamywały strach w terroryzowanym przez władze społeczeństwie.

- Na dłużej milicja zatrzymała pana w 1985 roku, za rozrzucanie ulotek na festiwalu w Jarocinie. Co na nich było?
- Wezwanie do bojkotu wyborów oraz informacje o RSA i walce z przymusem służby wojskowej. Byliśmy w wieku poborowym i nie chcieliśmy iść do wojska generała Jaruzelskiego. W PRL wojsko wykorzystywano do rozpraw ze społeczeństwem. To wojsko rozwalało bramy zakładów pracy w grudniu 1981, a w 1970 strzelało do robotników. W tamtych czasach składało się przysięgę "na wierność sojuszom z ZSRR", a sama służba wojskowa służyła do łamania kręgosłupów moralnych i "prostowania" niepokornych osobników. Walka z wojskiem to było jak porywanie się z motyką na słońce, ale się udało. Dziś mamy armię zawodową. Mój kolega, Wojciech Jacob Jankowski, który w PRL odmówił służby wojskowej ze względów politycznych, został skazany na 3,5 roku więzienia. Dzisiejsi studenci nie mają nawet pojęcia, że wyrzucenie obowiązkowych szkoleń wojskowych z uczelni to zasługa dawnych działaczy takich jak Skiba i jego koledzy z RSA i Ruchu "Wolność i Pokój" (śmiech).

- Po zatrzymaniu w Jarocinie trafił pan do aresztu. Za kratami - gdyby nie amnestia - miał spędzić trzy lata. Nie przeszło panu wtedy przez myśl, że to już nie zabawa?
- Nie. Ja byłem rewolucjonistą i wiedziałem, jak się w tej sytuacji trzeba zachować. Dlatego odmawiałem zeznań i na okrągło powtarzałem, że to pomyłkowe zatrzymanie. Milicja niestety dobrze wiedziała co robiłem, bo ulotki rozrzucałem na festiwalu przez trzy dni i zostałem zauważony przez funkcjonariuszy SB. Zgubiła mnie brawura. Z aresztu wyszedłem po trzech miesiącach.

- Nie obawiał się pan wtedy, że walka z komuną może zakończyć się przegraną?
- Rzeczywiście to mogło się nie udać. Mogliśmy do dziś żyć w sowieckich łagrach albo w kraju takim jak Kuba Fidela Castro.

- Ale kompromis zawarty przy Okrągłym Stole pan krytykował.
- Bo wówczas wydawał mi się zgniłym kompromisem. Jednak z perspektywy czasu oceniam go inaczej. To była jedyna droga, żeby uniknąć stosu trupów. Dojrzałem i wiem, że skuteczniejsze są metody pokojowe.
Jednak każdy ma w swoim życiu epokę kamienia rzucanego. Rzucaniem kamieniami nie rozwiąże się żadnych problemów. Ja mam to dawno za sobą.

- Kiedyś wróg był oczywisty - władza. Czy współcześni buntownicy mają z kim walczyć?
- Na przykład z korporacjami, które łamią prawa pracowników. Ale to jest praca od podstaw. Mało komu chce się walczyć o coś dla środowiska, poświęcać prywatny czas. Odwaga staniała. Władza też ludzi wkurza, ale w tym wypadku lepiej walczyć przy urnie wyborczej.

- A nie na barykadach?
- Nie ma komuny, która tępiła każde niekontrolowane przez siebie działanie, obowiązują nas demokratyczne reguły i powinniśmy o tym pamiętać. Wolność trzeba szanować. Bawi mnie to, że ci, którzy za komuny siedzieli cicho, dzisiaj głośno protestują i użalają się, jak to im źle. Dlaczego? Bo dziś nic im za to nie grozi! Skoro patriotą może być kibol podpalający Tęczę na placu Zbawiciela w Warszawie, to oznacza że patriotyzm sprzedano na politycznym targowisku. Poza tym nie potrafimy dyskutować z przeciwnikami politycznymi. Wielokrotnie słyszałem "to nie jest prawdziwy Polak" o kimś, kto ma inne poglądy. Czy np. Angela Merkel mówi "to nie jest prawdziwy Niemiec" o kimś, z kim się nie zgadza? Musimy się jeszcze nauczyć, że Polacy są różni i mają różne poglądy.

- Nie chce pan mieć na to większego wpływu, zostać na przykład posłem?
- Jakież to nudne zajęcie! Nie marzy mi się ani bycie posłem, ani prezydentem, ani sołtysem. Wolę pozostać artystycznym świrem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska