Zaczyna się zwykle w lipcu. Przychodzi nagle, razem z pierwszą falą upałów. Tak, sezon ogórkowy jak zwykle zaskoczył dziennikarzy. Sezon ogórkowy, czyli to, co dla was znaczy: mizeria, bryndza, kaszana, a dla nas po prostu: tragedia.
Dziennikarzom śmierć głodowa zagląda w oczy. Pozbawieni żeru wolno konają w pozbawionych klimatyzacji redakcjach.
Pisać, pisać, pisać. Byle co. Byle pisać. Trzeba wreszcie usiąść i napisać. Tylko co?! Przecież nic się nie dzieje!!! Co można napisać w upał?! Przy upale wypadałoby chyba stworzyć coś oryginalnego, co powali odbiorcę (o ile wcześniej nie powali go upał). Tylko skąd wziąć przy takiej temperaturze pomysły? Z braku bieżących sensacji sięga się po żelazny repertuar wakacyjny. A więc, że upał, że teatry zamknięte, że upał, że wyjechali na wakacje wszyscy nasi parlamentarzyści, że upał...
Kiedy jednak żelazny wakacyjny repertuar się wyczerpuje, czas na radosną twórczość zamkniętego w pozbawionej klimatyzacji redakcji dziennikarza. I tu się dopiero zaczyna. Czas na opowieści dziwnej treści, opowieści z krypty, historie z palca wyssane, itp. Że Yeti, że UFO, że potwór z Loch Ness... A kiedy się już napocisz, człowieku, i oddasz gazetę do druku, dowiesz się następnego dnia od pani w kiosku: Trzeba się było tak zgrzewać? Kto w wakacje czyta gazetę ? No, tak.