Nie jest przecież wyjaśniona sprawa prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa, nie pochwalono się, czy kogoś wreszcie aresztowano z tego skorumpowanego ponoć ministerstwa, czy też afera wymyślona została w celu skompromitowania Leppera. Teraz mamy ujawnienie, na cztery dni przed wyborczą ciszą, taśm z brania łapówki przez byłą posłankę partii opozycyjnej, co jest oczywiście robótką na polityczne zamówienie tak czystej wody, że właściwie nie ma, o czym mówić. Zwykle mówi się w sądzie lub, gdy jest akt oskarżenia. Przynajmniej w krajach cywilizowanych. Jednak sam premier w przeddzień ujawnienia denerwował się, że posłankę na korupcji nakryto, a tak niewiele się o niej mówi. Premier powiedział: będziemy gryźć ziemię, żeby wygrać. I gryzą, Jak mogą.
Czasem jednak dzieje się dziwnie. Oto minister sprawiedliwości miał wypadek samochodowy i trafił akurat w ręce lekarza, którego jeszcze niedawno zupełnie niesłusznie zatrzymywano jakoby za łapownictwo. Lekarza zresztą specjalnie proszono, by się ministrem zajął, gdyż jest wybitnym specjalistą. Ministra wszechstronnie zbadano, opatrzono, ale ten zamiast podziękować, kazał oznajmić poprzez swoje służby resortowe, że akurat ten lekarz go nie obsługiwał, choć wiadomo, że obsługiwał. To jest dopiero złość i zapamiętanie. Przechodzące chyba już w nienawiść do lekarskiego środowiska. I przy okazji wyjątkowa małość. Jak się okazuje, można być popularnym politykiem i bardzo nieciekawym człowiekiem. Normalnie każdy, nawet nie będąc ministrem, wysłałby przynajmniej list z podziękowaniami, albo po prostu sięgnął po słuchawkę telefonu, by zrobić to w bezpośredniej rozmowie. W tym przypadku jest tylko zawziętość. A przecież miały obowiązywać wysokie standardy, także etyczne.
I tak kampania wyborcza dobiega końca. Szczęśliwie uratowały ją debaty między Aleksandrem Kwaśniewskim, Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Bez nich kampanii by nie było, wyjąwszy coraz gorsze spoty telewizyjne. Dzięki debatom mieliśmy przynajmniej okazję zobaczyć osobowości liderów, sprawdzić, czy są przygotowani do rządzenia państwem, a także przeżyć kawałek emocjonującego politycznego widowiska. Najciekawsza i merytorycznie najlepsza była debata między Kwaśniewskim a Tuskiem. Była to jednocześnie debata najtrudniejsza, gdyż Tusk chciał pokazać swój dystans do LiD, nawet zaapelował do zwolenników Lewicy i Demokratów, by głosowali na niego, a jednocześnie powiększał dystans do PiS, z którym ponad dwa lata temu obiecywał koalicję. Teraz hasło jest inne: trzeba odsunąć PiS od władzy. Były więc ostre starcia, jak to w debacie, ale widać było, że nie ma niepotrzebnej agresji. Po prostu w stosunku do Kwaśniewskiego trudno nawet być agresywnym, on zawsze był politykiem kompromisu i nawet często mu zarzucano, że jest zbyt kompromisowy. Kwaśniewski uratował nam kampanię, dzięki czemu pierwszoplanowej roli nie odegrały w niej służby specjalne, choć się do tego najwyraźniej szykowały.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"