Przez wszystkie przypadki odmieniano określenie - "wolny mandat", co znaczy, że poseł nie jest związany instrukcjami wyborców. Może być jednak przez inną partię kupowany stanowiskami i obietnicą miejsc na listach wyborczych. Taką logikę wówczas prezentowano. Może nie było to bardzo moralne, ale politycznie było niewątpliwie słuszne. Wreszcie marszałek Marek Jurek pchnął sprawę weksli do Trybunału Konstytucyjnego i wszyscy o niej zapomnieli.
Może nie do końca zapomnieli, gdyż kulisów wszystkich koalicyjnych rozmów nie znamy, ale obecnie sprawa wróciła i przy okazji wydało się, że wracała wcześniej. Lepepr nastawał podobno, by wniosek z trybunału wycofać, choć nie wydaje się on groźny. Delegalizacji z tego powodu nie będzie. Tym razem nie bardzo wiadomo, z jakiej przyczyny weksle wróciły. Do wyboru prezesa NIK jeszcze trochę czasu pozostało, a wiadomo, że wybory personalne są w koalicji czasem wyjątkowo nerwowym. To jest moment, kiedy koalicjanci mogą rzucić się premierowi do gardła (a może tylko do nogawek?), ale nie da się ukryć, że stają się wyjątkowo dokuczliwi i zawsze coś tam dla siebie wyrwą. W każdym razie marszałek Ludwik Dorn ponoć rozważa, czy nie wycofać skargi z trybunału i czeka, co powie prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie weksli, choć pod innym kątem.
Gdy PiS przyspiesza albo spowalnia z wekslami, z seksaferą albo z innymi sprawkami swoich koalicjantów, gdy o nich nieoczekiwanie przypomina, jest to sygnał, że coś się dzieje, że idzie jakiś targ, ktoś chce obsadzić jakieś stanowiska, ktoś ma o coś do siły przewodniej pretensje. Teraz też dostaliśmy sygnał, że koalicja targuje się i zapewne w wyniku tych targów znów jakiś kawałek państwa zostanie partyjnie zawłaszczony, bo taki był efekt dotychczasowych tak zwanych "ustaleń koalicyjnych". U nas tak już jest, że gdy mówią: "program", myślą: "stołki dla swoich". I nawet często o tym głośno mówią, w czym obecna ekipa różni się od poprzednich, które o stołki nigdy nie walczyły z aż tak otwartą przyłbicą. Pewnie i obecnie Samoobrona zgłosiła jakieś zapotrzebowanie na stanowiska, bo po uroczystych obchodach jubileuszu piętnastolecia, będących wspomnieniem sławy i chwały lat minionych, wicepremier Lepper musi jakoś wierny aparat nagrodzić.
Powrót weksli podgrzał więc atmosferę i nawet zepchnął w cień zapowiedź premiera, że znów możemy w Unii Europejskiej zaprezentować nasze weto, by jednak umrzeć za tak zwany pierwiastek, czyli system liczenia głosów. Nie umarliśmy za Niceę, to będziemy za pierwiastek, co może nie przemówić do wyobraźni sporej części obywateli. Nicea pachnie jednak wielkim światem, za który być może warto umierać. Pierwiastek przypomina lekcje z matematyki, które wielu nie najlepiej się kojarzą. Trzymajmy więc kciuki, byśmy za ten pierwiastek nie umierali, a jeżeli już, to przynajmniej nie w samotności.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"