Nie będą miło wspominać podróży do Grudziądza pasażerowie, którzy jechali na święta z Poznania, 21 grudnia.
Kierowca autobusu, który miał odjechać z dworca w Poznaniu o godz. 16.15, nie mógł pojazdu uruchomić. Spore grono pasażerów niecierpliwiło się. Przekazano im informację, że "autobus jest opóźniony z przyczyn technicznych". Wezwano więc pomoc techniczną.
Poznańskie pogotowie techniczne dwoiło się i troiło. Czas płynął, a pasażerowie czekali na dworcu, aż pojazd zostanie naprawiony.
Minęła godzina, dwie... I nic. Ludzie zaczęli głośno krytykować stan pojazdu PKS Grudziądz.
Wielu po godz. 18 ruszyło do kas, żeby im oddano pieniądze za bilety. Zrezygnowali z wyjazdu, gdyż wciąż nie było wiadomo, kiedy i czy w ogóle autobus zostanie uruchomiony.
Następny kurs do Grudziądza mieli dopiero na drugi dzień o godz. 6. Stracili czas i nerwy.
W Grudziądzu mieli nadzieję, że autobus odpali...
A w feralny piątek, jeszcze około godz. 20 dyżurny na dworcu grudziądzkim był "pod telefonem" z kolegami w Poznaniu. Miał nadzieję, że uda się zapalić silnik autobusu i ruszy w końcu w trasę powrotną. - Przecież kierowca musi wrócić z Poznania - tłumaczył dzwoniącym na dworzec PKS w Grudziądzu pasażerom. Niestety, otrzymał wkrótce informację, że rozrusznik w ogóle nie reaguje. Autobus ten rano bez problemu dojechał do Poznania, ale nie mógł po południu wrócić. W dyspozytorni mówili: - Awarie się zdarzają. Martwili się. I przepraszali.
Na drugi dzień, 22 grudnia pasażerowie ledwie pomieścili się w porannym autobusie PKS Elbląg o godz. 6 z Poznania. Zbrakło miejsca na walizki w luku bagażowym, bo pojazd musiał zabrać też osoby, które nie odjechały do Grudziądza poprzedniego dnia o 16.15...
Autobus tego przewoźnika dotarł do Grudziądza już bez żadnych problemów.
Czytaj e-wydanie »