"Ladies and gentlemen! Nauczcie się żyć. W ciągu 80 lat swojego żywota tracicie łącznie cztery lata na przezywanie się, dwa lata na stanie w kącie, jeden rok na myślenie o niebieskich migdałach, osiem lat na telewizję w godzinach snu, miesiąc na zabawę zapałkami, 20 dni na bazgranie po ścianach nowych domów, a tylko 11 dni na śmiech..." - tak brzmiało wygłoszone w londyńskim Hyde Parku przemówienie Tytusa de Zoo, bohatera książeczek Papcia Chmiela. Tytus przywiązywał do śmiechu wielką wagę. Nie tylko on. Znaczna większość ludzi poczucie humoru uważa za bardzo ważną cechę charakteru. Ponoć w biurach matrymonialnych, kiedy szukający swej drugiej połowy zgłasza, jakie cechy powinien mieć przyszły partner, poczucie humoru wymienia na pierwszym miejscu.
Głuptasy i inteligenci
Według badań OBOP-u Polacy są narodem dowcipnym i wesołym. Tylko 5 procent badanych przyznało, że nie lubi dowcipów. Tymczasem dość często słyszymy, że jesteśmy ponurakami. Właśnie to wyczytać można w prasie, usłyszeć w radiu czy telewizji. Ponieważ psychologowie uważają, że poczucie humoru jest ściśle związane z inteligencją, powstaje pytanie: czyżbyśmy zgłupieli?
Amerykańscy naukowcy uważają, że odkryli część mózgu odpowiedzialną za nasze poczucie humoru. Dean Shibaty z Uniwersytetu Rochester twierdzi, że za zrozumienie dowcipów odpowiada niewielka część przedniego płata mózgu. Zdaniem amerykańskich naukowców ta sama część mózgu odpowiada za nasze osądy emocjonalne.
- Nie wydaje mi się, żeby poczucie humoru zależało od inteligencji - mówi Aleksander, licealista. - Bo owszem, są dowcipy, których zrozumienie wymaga pewnej sprawności intelektualnej i błyskotliwości, ale niektórzy ludzie mogą uważać, że są zbyt inteligentni na śmianie się z czegoś. Dla mnie tylko głupki śmieją się z kawałów o blondynkach czy policjantach, że o babie nie wspomnę. Cóż to za bzdura! Przychodzi pół baby do lekarza, a lekarz pyta: "Co pani jest?", a ta połówka odpowiada: "Ba!". Idiotyzm!
- Moim zdaniem poczucie humoru po prostu nie istnieje - twierdzi znany rysownik Andrzej Podulka, wydawca gazetek z dowcipami. - Bo czym jest poczucie humoru? To po prostu zdolność człowieka do takiej reakcji jak niekontrolowany wybuch śmiechu. Taką zdolność ma każdy. Jeden większą, inny mniejszą. A jeśli człowiek zaczyna się zastanawiać, czy dana rzecz jest śmieszna, to nie ma miejsca na poczucie humoru. Czasem oczywiście sens jakiegoś dowcipu nie dociera od razu. Dopiero jak się w to wgłębiamy, to zaczyna nas śmieszyć i wybuchamy śmiechem.
Śmiech z bliźniego
Jak wynika z badań OBOP-u to, z czego śmiejemy się najczęściej, to dowcip sytuacyjny i śmieszne sytuacje życiowe. Te zaś zdarzają się w życiu każdego. Wiele z nich pokazywanych jest w telewizji. Czy to w programie Ukryta kamera, czy w Śmiechu warte, czy w Na gorącym uczynku ("red handed").
- Kocham śmiać się - opowiada Sebastian, student politechniki - ale taki na przykład program Śmiechu warte doprowadza mnie do szału. Ten humor jest po prostu beznadziejny. Co jest śmiesznego w tym, że ktoś się przewrócił? Gdy dzieje się to raz - śmieszy, drugi - też śmieszy, ale w tym programie dziesiątki razy ktoś "pada na ryj". Setki razy ktoś dostaje czymś w głowę. Tysiące razy kogoś coś oblewa.
Są jednak sytuacje, które jednych śmieszą, a drugich oburzają. Choć bywa, że do czasu.
- Babcia poprosiła, bym z bratem wyrzucił jej starą wersalkę, a wniósł nową - opowiada Krzysiek, student prawa. - Obaj z kuzynem często się wygłupiamy. Kiedy babcia powiedziała, że tę starą wersalkę możemy wyrzucić, postanowiliśmy jej nie rozkręcać, tylko połamać. Chcieliśmy szybciej uporać się z robotą. Drzwi na klatkę schodową były otwarte. Odgłosy łamania wersalki były głośne i babcia co chwila prosiła: "Ciszej chłopcy! Co sąsiedzi sobie pomyślą". I wtedy... wpadliśmy na szatański pomysł. Zaczęliśmy kopać wersalkę, robiąc tym jeszcze większy hałas i wrzeszczeć: "Babka dawaj rentę, bo cię zabijemy!". Dusiliśmy się przy tym ze śmiechu, a babcia błagała o spokój, zasłaniając się sąsiadami. Przestaliśmy po 15 minutach, kiedy popłakaliśmy się ze śmiechu. Babcia była na nas zła. Ale wbrew temu, co mówiła, nikt z sąsiadów nie zareagował. Pewnie dlatego, że znają nas od dzieciństwa i doskonale wiedzieli, że to są żarty. Babcia do dzisiaj utrzymuje, że jest na nas wściekła. Ale ostatnio sama zażartowała: "Przyjdźcie mi przesunąć szafę. Może dam wam rentę!".
Śmiech to zdrowie
Mówi specjalista od terapii śmiechem Aleksander Łamek:
W powiedzeniu "śmiech to zdrowie" jest wiele prawdy. Śmiech oddziałuje na wiele narządów naszego ciała i usprawnia ich funkcjonowanie. Przeciętny człowiek oddycha tylko górną częścią płuc. Jest to, oczywiście, sposób nieprawidłowy. Takie oddychanie powoduje, iż wdychamy niewielką ilość powietrza. I przez to nasz organizm zostaje słabo dotleniony. Ponadto po płytkim wdechu następuje płytki wydech. To oznacza, iż zalegające w głębi płuc dwutlenek węgla i toksyny nie są z nich usuwane. Kiedy osoba oddychająca tak płytko zaczyna się śmiać, wtedy zamiast średnio pół litra powietrza wdycha go półtora litra. Dzięki temu nasz organizm, w tym i mózg, zostaje lepiej dotleniony. I wtedy mózg lepiej pracuje, poprawia nam się koncentracja, sprawność i refleks.
Gdy się śmiejemy, wprawiamy w ruch mięśnie klatki piersiowej, w tym m.in. mięśnie żebrowe i brzucha. Praca tych mięśni powoduje, iż z jamy brzusznej krew przetacza się w kierunku serca, w ten sposób wspomagając krwiobieg.
Dzięki śmiechowi lepiej też funkcjonuje nasz system odpornościowy. Śmiech działa relaksująco na nasz organizm i redukuje stres. Śmiech redukuje także chrapanie, gdyż oddziałuje bardzo dobrze na mięśnie podniebienia i gardła.
Ponadto śmiech wpływa pozytywnie na wysoki poziom ciśnienia oraz choroby serca.
Han Solo do jedzenia
Kiedyś źródłem kawałów był rodzinny kawalarz - dusza towarzystwa. Dziś często jest nim Internet. Ludzie e-mailem przesyłają sobie dowcipy, w tym rysunkowe, a także śmieszne filmiki i pliki dźwiękowe. Furorę robi "Detektyw Inwektyw", czyli Tomasz Łysiak z Radia Wawa. Raz dzwoni do sklepu ogrodniczego i podaje się za fana reggae, który chce kupić trawę, i dziwi się, że 9 złotych kosztuje pół kilo, na końcu zaś dowiaduje się, że to jest trawa do wysiewu, a nie do palenia. Innym razem na polecenie Lorda Vadera dzwoni do Ciechanowa do zakładów chłodniczych i chce zamrozić Hana Solo, buntownika, który Lorda denerwuje. Pracownica zakładów chłodniczych najwyraźniej nie oglądała Gwiezdnych wojen, gdyż ze śmiertelną powagą spytała, czy Han Solo to jest coś żywnościowego, a potem powiedziała, że zamrożenie kosztuje 2 złote i 20 groszy.
Za co Kain zabił Abla?
- Moim zdaniem świat dowcipu zamiera - mówi Jola, studentka pedagogiki. - Nie powstają nowe dowcipy, a wszystkie krążące wice są odgrzewanymi starociami lub tłumaczeniami z innych języków. Ilekroć opowiem coś w domu, tylekroć rodzice mówią mi, że to stary kawał, który ma taaaką brodę. Ostatnio dostałam e-mailem kawał, który mnie ubawił. Był o tym, jak to pewna staruszka przyszła do dyrektora PKO i powiedziała, że chce założyć konto i wpłacić na nie wszystkie swoje oszczędności, a jest tego kilka milionów. Dyrektor spytał ją, skąd emerytka ma tyle forsy, a babcia powiedziała, że z zakładów, bo zakłada się i zawsze wygrywa. "Z panem też mogę się założyć - powiedziała babcia - o 50 tysięcy! Że do jutra do 12 w południe pańskie genitalia staną się kwadratowe." Dyrektor stwierdziwszy, że jest to niemożliwe, przyjął zakład babci. Następnego dnia przed 12 babcia zjawiła się w dyrektorskim gabinecie w towarzystwie jakiegoś pana i powiedziała, że to świadek zakładu. Dyrektor mówi: "Wie pani, że pani przegrała?" Babcia na to: "Panie dyrektorze. Przedmiotem zakładu jest 50 tysięcy, wiec sam pan rozumie, że ja muszę pańskie jaja zobaczyć." Dyrektor zażenowany odpowiada, że owszem. Cały czerwony na twarzy obnaża się przed babcią. W tym czasie towarzyszący jej facet zaczyna walić głową w ścianę. Cóż się okazuje? Założył się z babcią o 100 tysięcy, że tego dnia o 12 będzie ona oglądać wdzięki dyrektora PKO. Opowiedziałam ten kawał koledze, który powiedział mi, że słyszał go w jakimś filmie. Nie wiem, czy nie w "Pulp fiction". A potem opowiedziałam ojcu, od którego usłyszałam, że jest to przeróbka starego kawału o Dobrym Wojaku Szwejku, który wygrywał wszystkie zakłady. Tak więc znowu usłyszałam od ojca: "Za co Kain zabił Abla? Za opowiadanie starych dowcipów".
Gabinet oralny i Tora Obora
Jakiś czas temu Super Express opublikował artykuł, z którego wynika, że dziś nie powstają kawały polityczne, a tylko same przeróbki starych. Coś w tym jest, bo dowcip o Breżniewie i Carterze, którzy kazali zamrozić się na 100 lat, a po odmrożeniu stwierdzili, że na granicy polsko-chińskiej spokój, przerabiano później na Gorbaczowa i Busha. Kawały o Edwardzie Ochabie opowiadano o Lechu Wałęsie. "Patrz jaka wielka gęś!" "Cicho głupia! To nie gęś. To pelikan! Z tego się robi atrament!" Ale czy rzeczywiście nie powstają nowe żarty polityczne?
- Zupełnie się z tym nie zgadzam - mówi Andrzej Podulka. - Owszem, jest sporo kawałów, które zmieniają właściciela, ale jest też wiele nowych. W końcu kawał "Jak nazywa się siedziba samoobrony? Tora Obora" to kawał jak najbardziej współczesny.
- Polityczne kawały powstają zawsze - mówi Przemek, student nauk politycznych. - Kiedy zaczynałem studia, głośno było o aferze Clintona z Moniką Lewinsky. Wtedy zaczął krążyć dowcip: "Jak nazywa się pokój Clintona w białym domu? Gabinet oralny".
Talitubisie
Nie wszystkich śmieszy to samo. Bywa, że to, co jednych bawi do łez, innych oburza. Często tyczy to tzw. pieprznych kawałów, ale o wiele częściej kawałów o pewnych środowiskach.
Zdarzają się blondynki zgorszone kawałami o blondynkach. I policjanci tępiący kawały o policjantach. Jednak niektóre blond panie kolekcjonują kawały o sobie tak jak i niektórzy gliniarze są zbieraczami kawałów o policjantach i z lubością oglądają 13 posterunek. Zbiory kawałów o Żydach zebrał Żyd Horacy Safrin. Są jednak kawały i grupy kawałów, które wywołują zażarte dyskusje.
- Dwie największe kłótnie towarzyskie dotyczące dowcipów przeżyłem przy okazji dwóch katastrof - opowiada Sebastian, student dziennikarstwa. - Zaczęło się od kawałów o Kursku. Ten Kursk wszystkich zdołował. Każdemu z ludzi na moim roku było smutno, przykro i strasznie. Ci ludzie, którzy tam zginęli, byli niewiele od nas starsi. Ale... kawały mnie śmieszyły. Były bardziej językowe. Z gatunku nieprzetłumaczalnych. Ale oczywiście dyskusja wybuchła: czy z takich rzeczy można jakkolwiek żartować?
Równie zażarta dyskusja rozgorzała w Internecie, na jednej z grup dyskusyjnych poświęconych humorowi i dowcipom. Dotyczyła najpierw Kurska, a potem ataku na World Trade Center, kiedy to pojawiły się w Internecie obrazki z talitubisiami zamiast teletubisiów, fotomontaże z bin Ladenem i kawały: "Co mówi Arab do taksówkarza? Wysadź mnie pod ambasadą".
Zdaniem psychologów śmiech jest reakcją i lekiem na bezradność, jaka towarzyszy nam, gdy spotykamy się ze złem. Śmiech daje złudne poczucie bezpieczeństwa i panowania nad sytuacją. Coś w tym jest!
Najtrudniej śmiać się z siebie
Ludzie z wiekiem uczą śmiać się z siebie. Są garbaci, którzy opowiadają kawały, że biegł garbaty do autobusu, przewrócił się, pobujał, pobujał i usnął. Są łysi, którzy twierdzą, że każdy łysy ma na nazwisko Pawłoski. O ile łatwiej śmiać się z pewnych cech własnego charakteru czy wyglądu, o tyle trudno im śmiać się z własnego imienia czy nazwiska, choć zdarzają się wyjątki.
- Ja już się nauczyłem - wyznaje Andrzej Podulka. - Moje nazwisko jest czeskie, bo stamtąd pochodzą moi przodkowie. Przez całą szkołę średnią byłem Poduszką. Któregoś razu czytelnik przysłał mi dowcip o mnie. Byłem narysowany przygnieciony przez sporą kobietę. Podpis głosił: "Jestem pod Ulką". To stare skojarzenie i sam je znałem. Często go używam, gdy chcę pomóc komuś zapamiętać moje nazwisko. Ostatnio miałem zabawną historię z tym związaną. Otóż weterynarz, do którego jeżdżę z moimi psami i kotami, długo nie mógł zapamiętać, jak się nazywam, więc opowiedziałem mu o tym, że jestem "pod Ulką". Kiedy ostatnio do niego zadzwoniłem ucieszył się i poznawszy mnie po głosie, zawołał: "Witam pana, panie... Nadulka!".
Stare szpilki
- Kiedyś było więcej dowcipów - mówi Ewa, polonistka w jednym z liceów. - Wychodziło takie pismo "Szpilki", w którym zamieszczane były dowcipy rysunkowe. Poza tym każdy mógł tam coś śmiesznego przysłać. Nawet istniało powiedzenie: "to się nadaje do szpilek".
- Kiedy oglądam stare "Szpilki" to niewiele mnie śmieszy - wyznaje Andrzej Podulka. - Mam wrażenie, że dziś jesteśmy weselsi. Poza tym śmiejemy się częściej. I chyba ze wszystkiego. Nie zgadzam się z tym, że kiedyś to były kawały! A te dziś są kiepskie.
- Kawały w gazetach czytam chętnie - opowiada licealista Bartosz. - Lekturę "Cogito" również zaczynam od rubryki "Trzeba odetchnąć". Bo to krótkie i dobrze czyta się w autobusie.
Jest powiedzenie "Obyś żył w ciekawych czasach". Każde pokolenie uważa, że te ciekawe czasy to dziś, a w życiu czasem naprawdę trzeba odetchnąć. Biskup Krasicki w Monachomachii mawiał: "I śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar nie z osób natrząsa".
Jedenaście dni na śmiech
Małgorzata Karolina Piekarska
95 procent Polaków uwielbia dowcipy. 71 procent czyta kawały zamieszczane w gazetach, 64 procent uważa, że w telewizji jest za mało programów rozrywkowych. Tylko 5 procent naszego społeczeństwa uważa się za ponuraków.