W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy zapadł wyrok na Wojciecha L., oskarżonego o dwa zabójstwa dokonane w lipcu i sierpniu 2012 roku.- Zaatakował bezbronne, starsze osoby, które nie miały szansy się bronić. Jego ofiarą padła ciotka, wprawdzie przyszywana, ale jednak najbliższa mu osoba, dla której L. był niemal, jak syn - sędzia Hanna Warkomska uzasadniała wczoraj wyrok. - Zabił z zimną krwią, bo - jak wyznał na przesłuchaniu - "Coś w niego weszło". To coś w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Sędzia określiła wyrok dożywotniego więzienia, jako karę "eliminującą z życia w społeczeństwie". Sam skazany nie skomentował wyroku, nie powiedział przepraszam, nie wyraził skruchy. Tylko skinął głową, na znak, że rozumie treść sentencji.
Do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy Wojciecha L. doprowadzili policjanci. Oskarżony od września 2012 roku, kiedy został zatrzymany na bydgoskim osiedlu Miedzyń, przebywa w areszcie. Po odczytaniu przez sędziego Marka Krysia wyroku dożywocia, głos zabrała sędzia Hanna Warakomska: - Ta kara praktycznie eliminuje Wojciecha L. z życia w społeczeństwie, bo mając 56 lat o przedterminowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero za 25 lat. Tak surowa kara była jednak konieczna, bo Wojciech L. dopuścił się zabójstw bez żadnych skrupułów - wyjaśniała sędzia Warakomska.
Dożywocie dla Wojciecha L. to wyrok łączny. Formalnie został skazany m.in. za dwa zabójstwa dokonane latem 2012 roku. Sąd orzekł karę 25 lat więzienia za zabójstwo, które miało miejsce 26 lipca 2012 roku w mieszkaniu przy ulicy Ogrodowej w Bydgoszczy. L. udał się tam, by prosić swoją ciotkę o pożyczkę. Gdy 82-letnia Teresa W. odmówiła, zabił ją.
Przeczytaj także: Prokurator chce dla Wojciecha L., który zamordowal dwie osoby, dożywocia
Śledczym, którzy przesłuchiwali go dwa miesiące później, powiedział, że zadziałał jakiś impuls. "Coś we mnie wstąpiło" - tymi słowami tłumaczył swoje zachowanie. Podczas wizji lokalnej wyjaśnił, że siedział przy stole z ciotką, oboje pili herbatę. Potem wstał, sięgnął po młotek blacharski i uderzył ją w głowę. Okradł krewną i wyszedł z mieszkania.
L. od kiedy został eksmitowany z mieszkania, które wynajmował przy ulicy Przemysłowej w podbydgoskich Białych Błotach, pomieszkiwał w lesie. W pobliżu magazynu firmy Prefabet, na skraju Puszczy Bydgoskiej zorganizował sobie szałas, a w nim legowisko.
Głównym powodem eksmisji były zaległości w opłatach za mieszkanie. L. zresztą wyznał przesłuchującym go policjantom, że problemy finansowe i życiowe (relacje z konkubiną, z którą mieszkał w wynajmowanym lokum) spowodowały u niego narastającą frustrację i złość. Skarżył się, że właściciel mieszkania wyrzucają L. z nieopłaconego lokalu, miał rzekomo ukraść mu cenne płyty Elvisa Presleya i wojskowe oficerki.
Gdy L. wyniósł się do lasu, mieszkańcy Białych Błot odetchnęli z ulgą. Wcześniej byli terroryzowani przez uciążliwego i agresywnego L., który przybierał się na militarną modłę i obnosił z faszystowskimi emblematami. Nie krył fascynacji nazizmem, historią wehrmachtu, Hitlerem.
Latem 2012 roku kilka razy przy jego szałasie w lesie pojawiał się Edward B., spacerowicz, mieszkaniec osiedla na Miedzyniu. Mężczyzna zwracał uwagę L., by ten nie rozrzucał śmieci wokół swojego obozowiska, ani nie rozpalał ognisk w środku lasu. L. zaatakował 74-letniego Edwarda B. 13 sierpnia, czyli niespełna miesiąc po zabiciu Teresy W. Zaczęło się od kopniaka wymierzonego grzybiarzowi w głowę. Mężczyzna padł na ziemię. Wtedy L. rzucił się do niego i zaczął go dusić .
Na jednej z ostatnich rozpraw w procesie opisywał narzędzie zbrodni. Odnosił się do fotografii, które stanowiły dowody w sprawie tego morderstwa. - Na tych zdjęciach nie ma tej linki - tłumaczył L. - To była taka nylonowa plecionka zielona, albo szara... Nie wiem, co z nią zrobiłem. W każdej kieszeni miałem po metrze różnych linek.
Tego samego dnia poszedł do pobliskiego sklepu spożywczego w Białych Błotach. Twierdzi, że chciał kupić papierosy. Zaatakował ekspedientkę gazem łzawiącym i groził jej nożem. Kobieta w ostatniej chwili zdążyła rzucić w napastnika miską pełną warzywnych resztek i uciec na zaplecze. W ten sposób ocaliła życie.
Wyrok, który zapadł dzisiaj, jest nieprawomocny.
Czytaj e-wydanie »