Po wyborach miało być spokojnie, ale nie jest. Taka już uroda polskiej polityki, że nie daje chwili wytchnienia. Po skandalu wokół Młodzieży Wszechpolskiej z minionego tygodnia mamy nowy, tym razem wokół Samoobrony. Skandal obyczajowy i dość paskudny. Jeżeli w wyniku prokuratorskiego śledztwa potwierdzą się zarzuty o molestowaniu seksualnym kobiet w biurze posła Łyżwińskiego, jednego z najbliższych współpracowników Andrzeja Leppera, będzie jeszcze paskudniej. Nie tylko dlatego, że zatrudniano kobiety żądając "świadczeń w naturze", co jest zwyczajnym przestępstwem, ale również dlatego, że możemy mieć kolejne polityczne przesilenie.
Jarosław Kaczyński postąpił odważnie, ale też ryzykownie zawierając koalicję z Samoobroną. O tym ryzyku pisali i mówili wszyscy. Sam premier, wówczas jeszcze prezes partii, też miał świadomość tego ryzyka. Nie tylko dlatego, że partia Leppera była i jest nadal, mimo wykazywanego czasem pragmatyzmu, ugrupowaniem populistycznym i demagogicznym, co skutkuje między innymi niemożliwością zreformowania budżetu, gdyż trzeba zaspokajać postulaty koalicjantów. Także dlatego, że jest ona w sposób niezwykle specyficzny uformowana kadrowo. To jest drużyna Leppera, której główny trzon stanowią ludzie zaprawieni w politycznych bojach na blokadach, w protestach, czasem nawet bardzo drastycznych.
O panujących w Samoobronie stosunkach, a raczej o licznych wątpliwościach dotyczących najoględniej - rzecz ujmując - sfery moralnej głośno było od dawna. Nie mówiono wprawdzie o usługach seksualnych, choć ten wątek pojawił się na słynnych taśmach nagranych w pokoju Renaty Beger, gdy mowa była o zgwałceniu sekretarki. Zarzuty odnosiły się dotychczas do niepłacenia długów, wątpliwości dotyczyły finansowania partii, członkowie Samoobrony generalnie mieli sporo zatargów z wymiarem sprawiedliwości. Być może dlatego ten nowy skandal nie wywołał specjalnego zdziwienia i przyjęty został jako coś dość oczywistego, zwłaszcza w odniesieniu do głównego bohatera afery, bo już bardziej powściągliwie w stosunku do samego wicepremiera.
Ci, którzy wcześniej Leppera i stosunki panujące w Samoobronie krytykowali, byli z partii wyrzucani albo sami z niej występowali i jakoś nad sprawami przez nich podnoszonymi przechodzono do porządku dziennego. Jak będzie teraz? Czy w imię spokoju w koalicji i dla jej zwartości sprawa jakoś tam zostanie zamieciona pod dywan, czy rzeczywiście zostanie wyjaśniona? Wydaje się, że premier jest zdecydowany na jej pełne wyjaśnienie. Jednak nawet, gdy wszystko skupi się na jednym pośle, to cień spadnie także na całe kierownictwo partii, a pośrednio na rząd i największego koalicjanta, czyli PiS. To jest właśnie cena ryzyka, jakie podjął Jarosław Kaczyński wchodząc w alianse z Samoobroną. Zyskał możliwość przeprowadzenia kilku ważnych dla PiS ustaw, ale musiał przy okazji ośmieszyć hasło moralnej odnowy. Po prostu nie z każdym można porywać się na moralną odnowę. Z Samoobroną, jak się okazuje, nie można, nigdy bowiem nie wiadomo, co jeszcze się nam pokaże. Czy przypadkiem takie sprawy wypływają teraz, czy mają one charakter zemsty, wewnątrz partyjnych porachunków? Być może na obecny skandal złożyły się wszystkie te przyczyny. Tak to już jest, gdy przegrywa się wybory, partia słabnie, zaczyna się kryzys. Właśnie sytuacje kryzysowe powodują, że ludzie albo ośmielają się mówić głośno o tym, o czym wcześniej mówić nie chcieli, bo się na przykład bali, albo załatwiają jakieś porachunki. Tu żadnego scenariusza jeszcze wykluczyć nie można, ale problem dla całej koalicji jest. I kto wie,czy koalicja ten kryzys przetrwa.
__