Rozpoczynamy trudny, ale odpowiedzialny marsz po dobre rządzenie. Chcemy uczciwego i moralnego państwa - mówił w Krakowie Jan Rokita. - Walka o silną Polskę, to walka o silną polską gospodarkę - mówiła Aldona Kamela Sowińska. - Nasz komitet powstał na znak protestu przeciwko temu, co dzieje się w polskiej polityce - takie zdanie wygłosił Wojciech Kornowski mniej wprawdzie znany jako polityk, bardziej jako właściciel klinik okulistycznych, ale gdy Ojczyzna w potrzebie, każde ręce przydadzą się na pokładzie.
Gdyby ktoś miał wątpliwości przy jakiej okazji te wszystkie, niewątpliwie słuszne słowa padły, czy przypadkiem prezydent nie zarządził już wyborów do Sejmu i Senatu spieszę uspokoić, że zdarzyło się to przy okazji inauguracji kampanii do Parlamentu Europejskiego przez kilka komitetów wyborczych. Dowodzi to jedynie, że tak naprawdę bitwa idzie o inną stawkę, a ta Europa jest trochę przy okazji. Trudno przecież, by na przykład Jana Rokitę, polityka ambitnego, ale jednak przytomnego, ogarnęła chęć maszerowania po rządzenie i to jeszcze po dobre rządzenie w całej Europie. Aldona Kamela Sowińska była wprawdzie ministrem skarbu i nawet podobno zręcznie i dokładnie policzyła nam majątek narodowy, ale nie będzie go liczyć we wszystkich krajach. Są jednak jakieś granice, nawet w zjednoczonej Europie.
Stawką zasadniczą w wyborach 13 czerwca jest zweryfikowanie przedwyborczych sondaży, pierwsza prawdziwa przymiarka przed krajowymi wyborami parlamentarnymi. Być może dlatego, jedynie ci, którym nie daje się większych szans, mówili podczas inauguracji o Europie, na przykład Unia Polityki Realnej postawiła sprawę jasno: nie chcemy euro, nie chcemy konstytucji europejskiej, chcemy pozostać na etapie, gdy Unia jest układem 25 państw. Można się zgadzać lub nie, ale przynajmniej wiadomo, po co ci się do tej Europy wybierają.
Źle by się jednak stało, gdyby początek kampanii wyznaczył jej zasadniczy ton. W końcu do Unii Europejskiej wstąpiliśmy zaledwie kilkanaście dni temu i jest o czym rozmawiać. Nawet o tym, co mówi Unia Polityki Realnej, a także o tym, że poseł europejski, to nie to samo co poseł do parlamentu krajowego. Tam jest reprezentantem całej europejskiej społeczności i walczyć o polskie interesy będzie mógł wówczas, gdy znajdzie się w odpowiednio silnej frakcji, potrafi kolegów przekonać do swych racji i cała międzynarodowa frakcja go poprze. Takie są po prostu reguły gry. Napinanie muskułów i twierdzenie, że kandyduje się wyłącznie po to, by godnie bronić interesów Polski, jest zwyczajnym nieporozumieniem. Już widzieliśmy, że gdy się tych interesów broni zbyt długo, to po prostu mikrofon wyłączają, nie przejmując się zbytnio, tym, że być może, jeszcze wiele ważnych i wielkich słów zostało niewypowiedzianych. Ci, którzy najgłośniej mówią o godnej obronie narodowego, najprawdopodobniej nie zdziałają nic, bowiem nie pasują do żadnej z istniejących frakcji i powiększą grupę niezrzeszonych lub zrzeszonych przypadkowo, która w każdym parlamencie jest zmorą, choć może w PE mniejszą niż w polskim, gdyż tam jednak reguły gry są przestrzegane, a u nas zwyczajny chaos, nieustanna gorączka, o codziennej głupocie już nie wspominając.
Byłoby o czym mówić podczas tej kampanii, gdyby politycy na moment zechcieli oderwać się od spraw krajowych, a przynajmniej nie zajmować się wyłącznie nimi. Wśród naszych polityków panuje jednak przekonanie, że wyborca interesuje się wyłącznie własnym podwórkiem, co już nie jest do końca prawdą. Wydaje się bowiem, że polskie społeczeństwo, przytomne i zaradne, zmodernizowało się szybciej niż klasa polityczna, której ciągle jeszcze wydaje się, że mówi do stada baranów.
Kampania
Janina Paradowska, "Polityka"