W finale zmierzyły się bez wątpienia dwie najlepsze ekipy turnieju hokejowego. Więcej szans dawno jednak Szwecji, która w Soczi imponowała spokojem, konsekwencją i umiejętnością wykorzystywania słabości przeciwnika.
Kanadyjczycy dotąd grali nierówno, skutecznie, ale też nikogo nie rzucili na kolana. Okazało się, że najlepsze zachowali na mecz o złoto. W niedzielę zagrali koncertowo, na pewno najlepszy swój mecz w turnieju. Obrońcy tytułu dominowali wyraźnie, ich akcje były bardziej błyskotliwe, precyzycjne i groźniejsze.
W celnych strzałach było 36:24, ale też Szwecja miała bardzo mało czystych okazji strzeleckich. To pierwszy zespół od pokonanych w 1998 roku Rosjan (0:1 z Czechami), który w finale olimpijskim nie zdobył bramki. A przecież w drodze do finału trafiali do siatki aż 17 razy.
Kanadyjczycy strzelili konsekwentnie po jednym golu w tercji. W drugiej części wynik podwyższył Sidney Crosby. Dla uznawanego za najlepszego hokeisty świata było to pierwsze trafienie w turnieju, ale lepszy moment trudno było sobie wymarzyć. Crosby jest jednym z dziesięciu hokeistów w tej drużyny, którzy zdobyli złoto także cztery lata temu w Vancouver.
Dla Kanady to drugi z rzędu i już dziewiąty tytuł mistrzów olimpijskich w historii. To najbardziej utytułowana drużyna w historii. Szwedzi zdobyli w hokeju dziewiąty medal, a trzeci srebrny.
KANADA - SZWECJA 3:0 (1:0, 1:0, 1:0)
Bramki: Jonathan Toews (13.), Sidney Crosby (36.), Chris Kunitz (50.)