Nie jestem entuzjastą profesorów na czele Ministerstwa Finansów, co niejednokrotnie publicznie mówiłem. Naukowcy-ekonomiści mają ogromną inteligencję i, na ogół, niewielki kontakt z życiem. Do gospodarki trzeba mieć nie tylko teoretyczne przygotowanie, ale i, a może przede wszystkim, instynkt wsparty wiedzą czerpaną z życia. Dla mnie idealny tandem na czele Ministerstwa Finansów to facet z kwadratową szczęką, pochodzący z biznesu, wspierany przez profesora ekonomii. Stało się inaczej, na czele jest profesor. Mam nadzieję, że zwoła kilku biznesmenów, żeby porównywać koncepcje programowe z życiem.
W zapowiedziach Kołodki ucieszyły mnie najbardziej punkty wzięte z instrukcji obsługi dobrej gospodarki. Deficyt budżetowy ma być mniejszy. Super, im więcej łatwych pieniędzy w rękach rządu, tym większe ich marnotrawstwo i większy bałagan ogólny.
Im mniejszy deficyt, tym szybszy rozwój. Kołodko chciałby, żeby było 5 proc. wzrostu, my też. Wzrost gospodarczy tworzy miejsca pracy, pracujący tworzą wzrost. Łańcuch szczęścia, po prostu. Państwo też na tym korzysta. Pracujący płacą podatki, kupują towary obciążone VAT-em, jeżdżą samochodami i dzwonią. Wszystko kręci się szybciej, a to jest sens i mechanizm działania sprawnej gospodarki.
Nowy minister finansów zadeklarował niechęć do konfliktów z Radą Polityki Pieniężnej i poparł niezależność Banku Centralnego. Są to sygnały dobrze odbierane przez świat. Próby ręcznego sterowania przez rząd kursami walut lub stopami procentowymi nigdzie nie dały nigdy dobrych skutków, choć każdy rząd po cichu marzy o ich stosowaniu.
Pewien niepokój budzi zapowiedź umarzania zaległych należności wobec państwa ze strony przedsiębiorstw, które popadły w finansowe tarapaty. Taka praktyka, jeśli zostanie wprowadzona, obejmie przede wszystkim, czy raczej wyłącznie, wielkie zakłady państwowe. Mają one świetnie opłacane dyrekcje, gdzie pracują nie ci, co potrafią, tylko ci, co trzeba. Nikt tam nie ma bladego pojęcia o gospodarowaniu, za to wszyscy wiedzą, gdzie jest kasa. Kasa jest państwowa i wystarczy wyprowadzić kilka tysięcy ludzi pod ważny urząd, żeby się do niej dostać. Dodatkowe ułatwienia nie pomogą tym zramolałym dinozaurom, tylko przedłużą ich wegetację.
Sugeruję nowemu ministrowi finansów rozejrzenie się wokół siebie i zmobilizowanie kolegów z rządu. Nieprzyjazne, nieudolne i niesprawne państwo jest głównym wrogiem gospodarki. Wyczyszczenie pajęczyny paraliżujących przepisów i przyspieszenie pracy urzędników nic nie kosztuje, a może przynieść cud. Jeśli to nastąpi, już dzisiaj proponuję nazwę: "Cud Kołodki".
Jedno jest pewne. Nowy szef Ministerstwa Finansów wystartował dobrze. Pod jego programem może podpisać się każdy, niezależnie od poglądów politycznych. Pieniądze takich poglądów nie mają, a o nie tutaj chodzi. Trzymajmy więc kciuki za Kołodkę. Jego sukcesy staną się naszymi.
