
- Żeńskie końcówki i nazwy zawodów wciąż wzbudzają sprzeciw u wielu z tych, którzy zapominają, że są to całkowicie normalne i poprawne formy językowe- tłumaczy ekspertka.

Wprowadzanie feminatywów wiąże się nieuchronnie z przyzwyczajaniem się do nowych form nazewnictwa przez odbiorców, co dla części pracodawców i pracowników jest wyzwaniem.

Najbardziej „żeńskie” wyniki dotyczyły zawodów postrzeganych stereotypowo jako kobiece, np. nauczycielka.

Respondentki były nieco mniej skłonne wybierać feminatywy w przypadku terminów, które mają w języku polskim kilka znaczeń. Przykładami są „sędzina” przez wiele osób uważana za termin zarezerwowany wyłącznie dla żony sędziego, oraz „pilotka”.