Rozporządzenie ministra edukacji w tej sprawie jeszcze nie dotarło do wszystkich włocławskich szkół. Niektórzy szefowie podstawówek wręcz twierdzili, że to tylko propozycja, a nie obowiązek. Ale jak dowiedzieliśmy się w Wydziale Oświaty, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta, rozporządzenie weszło w życie 25 sierpnia, a więc kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego.
Czy w tej sytuacji szkoły mogły przygotować się do nowego wymogu? To raczej pytanie retoryczne. - Dyrektorzy w miarę możliwości będą się jednak starali zapewnić młodszym dzieciom warunki do pozostawienia w szkole książek i przyborów - zapewnia Bożena El-Maaytah, naczelnik Wydziału Oświaty, Sportu i Turystyki.
Nie ma miejsca
Czy więc nasze dzieci będą nadal zmuszone do dźwigania ciężkich tornistrów? Niekoniecznie. W Szkole Podstawowej nr 10 uczniowie "zerówki" bez problemu mogą zostawić szkolną wyprawkę. Dzieci z klas I -III taką możliwość też będą miały, bo szkoła zamierza im udostępnić szafki. - Ale szafki nie będą dla każdego ucznia - zastrzega dyrektor Elżbieta Dratwińska.
Niestety, uczniowie klas starszych, z klas IV-VI będą musieli dźwigać tornistry z książkami i ćwiczeniami. Dla nich schowków nie będzie. Dlaczego? Szkoła nie ma ani pieniędzy na takie inwestycje, ani miejsca, żeby szafki zamontować. Korytarze bowiem są ciasne, w klasach też nie ma miejsca na dodatkowe meble.
Tylko bloki i farby
W Szkole Podstawowej nr 19 też nie ma mowy na razie o indywidualnych szafkach dla uczniów. - Nie mamy warunków - odpowiada krótko dyrektor Ewa Bałoń. - Młodsze dzieci zajmują stare skrzydło. Zgodnie z duchem reformy musieliśmy utworzyć w nim kącik zabawy, kąciki zainteresowań. Nie ma miejsca na schowki. Dzieci w naszej szkole mogą natomiast zostawiać duże bloki, farby, niektóre przybory.
Także w Szkole Podstawowej nr 7 nie ma na razie mowy o szafkach dla wszystkich uczniów. Jedynie dzieci z "zerówek" mogą zostawiać swoje rzeczy w klasach.
Tornistry do kontroli!
Jak w tej sytuacji ulżyć uczniom, by nie dźwigali za dużo? W Szkole Podstawowej nr 10 dyrekcja poprosiła nauczycieli, by zerkali w uczniowskie tornistry i sprawdzali, czy dzieci nie noszą niepotrzebnych książek, ćwiczeń, zeszytów, bo okazuje się, że rodzice nie zawsze kontrolują, co dzieci pakują do szkoły.
W Szkole Podstawowej nr 19 z kolei pedagodzy dobierając podręczniki nie zapominają o tym, żeby nie przeciążąć uczniów i na przykład decydują się na jeden podręcznik w lekkiej oprawie, by dzieciaki nie nosiły za dużo kilogramów.
Dyrektorzy też twierdzą, że w starszych klasach szafki nie spełnią swego zadania, gdyż uczniowie w klasach IV-VI mają zadawane przez nauczycieli prace domowe i muszą korzystać z książek. Czyli jak zwykle - przepisy sobie, a życie sobie.
Polski system oświaty rózni się od amerykańskiego. To, co sprawdza się w szkołach za oceanem, u nas może nie zdać egzaminu. Zamiast wprowadzać nowe wymogi wobec szkół, MEN mogłoby zweryfikować program. I nie byłoby problemu!