- Ile prac Salvadora Dali przeszło przez pana ręce?
- W ciągu ostatnich 10 lat kupiłem 75 ilustracji do "Boskiej komedii", około 10 litografii i kilka miedziorytów.
- Kto może sobie pozwolić na oryginalnego Chagalla, Picassa czy Dalego?
- Praktycznie każdy. To jest bieżący towar w każdym większym domu aukcyjnym we Francji. Przy odrobinie szczęścia można kupić takie grafiki za kilkadziesiąt euro. W galeriach klient oceniany jest według wyglądu i w zależności od tego cena potrafić wzrosnąć wielokrotnie lub spaść. Jeśli kupuje się w domu aukcyjnym Richelieu-Drouot, do którego przyjeżdżają milionerzy ze Stanów, szejkowie arabscy i bankierzy z Izraela, ceny osiągają niebotyczne pułapy. To jest istny kombinat, w którym w tym samym czasie może odbywać się nawet kilkanaście aukcji.
Cena dzieła jest bardzo mylącym kryterium. Prawdziwe litografie wydrukowane w nakładzie nie przekraczającym 300 sztuk, a w dodatku podpisane ręcznie przez autora są warte 100 razy więcej niż identycznie wyglądające dzieła wyprodukowane z tej samej matrycy w kilku tysiącach egzemplarzy na zasadzie reprodukcji. Co ciekawe, to głównie te ostatnie są w Polsce pokazywane w ekskluzywnych wnętrzach z towarzyszeniem kamer i przy błyskach fleszy.
- Za co więc płacimy kupując sztukę?
- Wszystko jest kwestią nakładu i zastosowanej techniki. Na przykład litografie Dalego odbite w dużych nakładach pozbawione podpisu artysty są warte grosze, ale już podpis mistrza natychmiast podnosi wartość pracy o kilkaset euro. Autograf Dalego nawet na serwetce jest wart do 300 dolarów. Z Salvadorem Dali sytuacja była o tyle kłopotliwa, że artysta 3 razy w roku zmieniał miejsce zamieszkania. Ponieważ trudno było wozić za nim kamienie litograficzne, Dali przed wyjazdem pozostawiał podpisane in blanco papiery, na których później drukowane były litografie. Pracownicy, którzy odbijali grafiki, nagminnie oszukiwali mistrza i drukowali dodatkowe setki odbitek ze sfałszowanymi podpisami. Małżeństwo Dalich żyło bardzo wystawnie wydając każdego miesiąca miliony dolarów, więc masowa produkcja sztuki była niezbędna. Przebywając przez 3 miesiące w roku w Paryżu, Dali zatrzymywał się w hotelu Meurice, w którym najtańszy pokój kosztuje dziś więcej niż 500 euro za dobę. W swoich wspomnieniach Dali opisuje jak rytował grafikę do "Miłości Kasandry" : "usiadłem nago przed oknem i robiłem kreski, z których każda była warta 10 tys. dolarów, miedziane opiłki spadały mi na przyrodzenie i wplątywały się we włosy. Podniecało mnie to strasznie". Gdy Dali zaczął chorować, strumień pieniędzy wysechł, więc Gala wzięła sprawy w swoje ręce.
- Ile prac Dalego krąży po świecie?
- Prawdziwych kilkanaście tysięcy, liczba falsyfikatów jest nie do oszacowania. Często zarzuca się Dalemu masową produkcję dzieł sztuki, ale taką "masówkę" uprawiali również inni. Ogromnie dużo "produkował" Picasso, który potrafił malować kilka obrazów dziennie. Szczytem jest Chagall - który współpracował z prawdziwą fabryką grafik, łamiąc podstawowe zasady obowiązujące w sztukach graficznych. Dali również kilkakrotnie przekroczył granicę przyzwoitości. Po raz pierwszy, gdy wydał zbiór grafik ilustrujących "Boską komedię". Szacuje się, że to "ekskluzywne" dzieło zostało wydrukowane łącznie w ponad 8 tysiącach egzemplarzy.
- To nakład popularnej powieści w Polsce.
- Tak, dlatego można nazwać to przekrętem. W dodatku, łamiąc ustalenia umowy z wydawcą, Dali podpisał w Nowym Jorku 150 egzemplarzy trzema kolorowymi kredkami, co zwielokrotniło ich cenę. Co ciekawe, jeden z polskich domów aukcyjnych najspokojniej w świecie wystawił do sprzedaży egzemplarz podpisany zwykłym ołówkiem. To było ewidentne fałszerstwo.
- Skąd wiadomo, czy grafika którą kupiliśmy w Polsce, została rzeczywiście naznaczona ręką mistrza?
- To niezwykle trudne, bo Dali otoczony był przez cały sztab oszustów. Jednym z nich był niejaki "kapitan" Moore, który dostarczał mu między innymi kobiet do pozowania i orgii. Człowiek ten wygrzebywał ze śmietnika malarza wszystkie kawałki zarysowanego papieru i zbił na tym majątek. Głównym motorem oszustw była jednak żona Dalego - Gala. Kiedy po 1980 roku w zaawansowanym wieku Dali nie był już w stanie utrzymać w drżących rękach ołówka, Gala zatrudniła fachowców, którzy albo wykorzystywali stare płyty, albo tworzyli całkowicie nowe dzieła na wzór Dalego. Oszukiwała Gala, ale oszukiwali też współpracownicy Dalego. Kiedyś policja zatrzymała na granicy hiszpańsko-francuskiej ciężarówkę wypełnioną grafikami ze sfałszowanymi podpisami Dalego.
Prawdziwa (z lewej) i fałszywa (z prawej) grafika
- Czyli, że nie możemy być pewni, czy podpisy są oryginalne?
- Jest kilka sposobów, dzięki którym możemy rozpoznać ewidentne fałszerstwa. Jeśli nad "i" znajduje się kropka, a nie hiszpańska kreska, to mamy do czynienia z falsyfikatem. Oczywiście, ekspert posłuży się w tej kwestii katalogiem, w którym wyszczególniono 625 różnych podpisów malarza. Istnieją katalogi dzieł graficznych Dalego, w których można znaleźć spis falsyfikatów.
- Polska jest rajem dla fałszerzy?
- W Polsce i na Ukrainie znajdują się całe wytwórnie malarstwa produkujące podróbki polskich mistrzów z tzw. Ecole de Paris, które następnie wysyłane są do do Francji, podstawiane do zasiedziałych rodzin, które wstawiają je do domów aukcyjnych jako pamiątki rodzinne. Później te same obrazy wracają do Polski osiągając horrendalne ceny. Grafiki Picassa raczej nikt nie będzie u nas fałszował, choćby ze względu na trudność w uzyskaniu oryginalnych papierów. Dlatego fałszywe grafiki wielkich mistrzów przybywają na ogół z Zachodu.
- Ale zawsze można udać się do eksperta?
- Problem w tym, że w praktyce nie ma u nas specjalistów od zachodniej grafiki XX wieku. Ekspert, który chciałby oceniać autentyczność, musi przede wszystkim mieć niezwykle drogie katalogi. Żenujące jest to, że eksperci w polskich domach aukcyjnych nie posiadają na ogół podstawowych książek, które umożliwiają identyfikację dzieła. Ale książka i wiedza historyczna nie wystarczą. Potrzebne jest stałe obcowanie z dziełami mistrzów. W dobrych domach aukcyjnych we Francji przez ręce eksperta przechodzi kilka prac Chagalla, Dalego czy Picassa dziennie, do polskich firm trafia ich ledwie kilka rocznie.
- Nie można im mieć tego za złe.
- Owszem, ale jednak polscy eksperci decydują się na wystawianie ekspertyz. Efekt jest taki, że tylko w jednym domu aukcyjnym w ciągu ostatnich kilku lat zlicytowano 17 fałszywych grafik. Wiele z tych fałszerstw od razu rzuca się w oczy. Jedna z grafik opatrzona została - jakoby - w 1978 roku wspólną dedykacja Dalego i Moora. Problem w tym, że obaj panowie rozstali się z hukiem w 1972 roku. Druga grafika - w opisie, której dom aukcyjny podał nawet rzekomy numer katalogowy. W katalogu dzieł mistrza grafika rzeczywiście się znajduje, ale w części poświęconej falsyfikatom.
- Co może zrobić człowiek, który kupił fałszywe dzieło?
- W Polsce praktycznie nic. We Francji ma 10 lat na podważenie autentyczności i dochodzenie swoich praw. W Polsce odpowiedzialność domu aukcyjnego kończy się praktycznie po dwóch tygodniach. W tym czasie należy przedstawić ekspertyzę, która podważałaby autentyczność. Jest to wymóg dość zabawny, ponieważ na świecie są praktycznie trzy osoby, których ekspertyzy dzieł Dalego można traktować poważnie (jeśli zechcą je wystawić). Niestety polskie przepisy zabraniają wystawiania ekspertyz pracownikom muzeów. Tymczasem, jeśli ktoś w Polsce obcuje z dziełami sztuki, to są to na ogół muzealnicy.
- Czy lokowanie pieniędzy w grafiki Dalego się opłaca?
- Jeśli mamy pewność, że kupiliśmy oryginał - bezsprzecznie. W ciągu ostatnich pięciu lat cena kompletnego wydania "Boskiej komedii" wzrosła co najmniej czterokrotnie. Powszechnie wiadomo, że umiejętne lokowanie w dzieła sztuki jest jedną z najlepszych metod pomnażania kapitału.__
