https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Królewięta

Małgorzata Oberlan
Między praniem a zmywaniem Sławka zahacza o szachownicę. Dwuletni Arturek zaczyna kolejną partię. Kiedyś pewnie ogra ojca...

     Kiedy przed 11 laty Marchlewiczowie sprowadzili się do Brodnicy, pierwszymi przyjaciółmi stali się sąsiedzi Brzezińscy. Traf chciał, że obaj panowie - i Jan, i Zbigniew, lubili usiąść wieczorem przy szachach. Przychodzące na świat dzieciaki chowały się więc w przekonaniu, że 64 pola to najlepszy relaks.
     Pobić ojca
     
Dziś szóstka Marchlewiczów rywalizuje między sobą o tytuły. Mają ich na koncie tyle, że nie sposób wymienić. Najstarszy - Karol (16 lat) ostatniej zimy został wicemistrzem Brodnicy juniorów. Jedyna w towarzystwie panna - czternastoletnia Iwona - niebawem reprezentować będzie Kujawsko-Pomorskie na olimpiadzie w Żaganiu. Następny w kolejce Kamil (11 lat) to, zdaniem rodziców, największy talent domowy - mistrz województwa w swojej kategorii. Siedmiolatek Marcin plasuje się w pierwszej dziesiątce "zerówkowiczów" Kujawsko-Pomorskiego, a dziewięcioletni Damian to finalista tegorocznych Mistrzostw Polski (w grupie do 10 lat).
     - A Arturek ustawia już figury, zna podstawowe ruchy i zaczyna partie. Całkiem ładnie zaczyna, jak tak sobie patrzę... - mama Sławka zamyśla się nad tą swoją szachową gromadką. Królewięta chowają się w baraku komunalnym przy Świerkowej. Całą rodzinę utrzymuje mąż - operator koparki w "Sanmelu" (budowa basenów i oczyszczalni, praca ciągle w delegacjach). Któregoś dnia, gdy Jan wróci z delegacji, najmłodszy pobije ojca na szachownicy. Bo Jan kocha szachy, tylko nie ma dla nich tyle czasu.
     Drogie turnieje
     
- Te dzieci nie pójdą na ulicę - mówi ojciec o swojej gromadce i wszystkich, którzy zarazili się grą w sekcji Domu Kultury. - Nie stoczą się na margines życia, nie wpadną w narkotyki, przestępstwa. Dlatego warto w nie inwestować.
     W zeszłym roku Iwonka i Kamil dumni jak pawie, szykowali się na wyjazd na Mistrzostwa Polski, jako reprezentanci województwa. Niestety, nie pojechali. - Przez pieniądze. Taki wyjazd to koszt 500 zł za jedną osobę - mama nie musi już więcej tłumaczyć. Gdyby nie pani Basia z Urzędu Miasta pewnie i w tym roku Iwonka, zamiast walczyć w Żaganiu, zostałaby w domu.
     Kobiece roszady
     
Sławka znosi wszystko ze spokojem prawdziwego szachisty. - Ja wiem, że żona by wolała w niedzielę do rodziny pojechać, czy gdzieś - wzdycha Jan. - A my tu, ze starszymi, się zbieramy i znów wyjeżdżamy na mecz. Żona zostaje w domu z najmłodszymi. Wielką ma wyrozumiałość dla nas.
     Mama nauczyła się grać przy dzieciach. Podglądała, co robią. - I, ot, siłą rzeczy nauczyłam się - mówi. Choć mąż zapewnia, że królewska gra dziś kompletnie się zdemokratyzowała i grać może każdy, Sławka na turnieje nie jeździ. - Coś jest w tym wychowaniu naszym. Dziewczyny przychodzą do sekcji. Grają, odnoszą sukcesy. A potem, gdy mają koło 18 lat, najczęściej rezygnują. Pewnie taki narzeczony, który w szachy nie gra, robi im wyrzuty: "wolny dzień, a ty znów na turniej jedziesz" - domyśla się Jan. A przecież widywał na turniejach 70-letnie zawodniczki. Tyle, że z większych miast.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska