Chwytam książkę do ręki. Opowiadania. "Tylko pięć?!" - jeszcze nie zaczęłam czytać, a poczułam niedosyt.
Na krótko. Przede wszystkim dlatego, że choć to opowiadania, jednak razem stanowią pewną całość. Jest wyraźny związek pomiędzy bohaterami poszczególnych historii. Jest nawet taki, który pojawia się w jednym opowiadaniu w tle, a w innym - na pierwszym planie. Innych łączy miejsce - plac św. Marka w Wenecji.
To co łączy bohaterów to jednak nie więzy fizyczne, nawet niekoniecznie miejsca. To muzyka, bo każdy z nich, w jakiś sposób z niej żyje oraz dylematy związane z karierą.
Choć dopisek na okładce mówi, że to "Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu", to muzyka i zmierzch stanowią jedynie tło, a czasem też pretekst do tych historii.
W każdym z opowiadań inaczej poruszony jest temat kariery. Bohaterowie, nie tylko muzycy, odpowiadają sobie na pytanie, co są w stanie dla niej zrobić? Jak wiele poświęcić? Muzykę? Żonę? Dzieci? Twarz? Własne ideały?
Niestety, czasami zadają sobie to pytanie dużo wcześniej niż zastanowią się, czy kariera jest dla nich najważniejsza.
I choć decyzje, jakie podejmują mogą być brutalne (mimo, że w świecie portali plotkarskich niewiele wydaje się brutalne), to Kazuo Ishiguro przedstawia te historie w bardzo subtelny sposób.
Nawet jeśli bohaterowie zmagają się z tymi samymi pytaniami, co my, to historie Ishiguro sprawiają raczej wrażenie przypowieści, które wydarzyły się kiedyś, gdzieś, komuś innemu, daleko od nas.
Słyszysz je, bo kiedy wieczorem robi się ciemno i milkną hałasy, nasze zmysły się wyostrzają. Są jak opowiedziane przy stoliku na placu św. Marka w Wenecji historie. Odpływają z brzaskiem.
Udostępnij