To był najtrudniejszy etap w tegorocznej edycji włoskiej etapówki. Kolarze mieli do pokonania 244 kilometry z trzema długimi podjazdami: Forca di Cerro (9,6 km długości; średnie nachylenie 4,6 proc.), Forca Capistrello (16,4 km długości; średnie nachylenie 6,7 proc.) oraz finałowa wspinaczka pod Selvarotonda (14 km długości; średnie nachylenie 5,3 proc.).
Na ostatnim podjeździe grupa faworytów jechała razem. Kwiatkowski trzymał się twardo najlepszych górali i dopiero na kilkaset metrów przed metą nie dał rady odeprzeć kolejnego ataku Contadora. To żaden wstyd, wcześniej tempa czołówki nie utrzymał kolega "Kwiatka" z Omegi Pharmy, świetny w górach Kolumbijczyk Rigoerto Uran.
Torunianin do końca walczył o każdą sekundę i na mecie stracił ich tylko 10 do Contadora. Drugi był Nairo Quintana, trzeci Hiszpan Daniel Moreno.
Kwiatkowski był na mecie 7. Dzięki temu utrzymał pozycję lidera Tirreno-Adriatico. Ma 16 sekund przewagi nad Contadorem, 23 sekundy nad Nairo Quintaną. Pomiędzy tą trójką zapewne rozstrzygną się losy zwycięstwa. Jeśli nasz kolarz wytrzyma drugi górski etap w niedzielę, to nie powinien już do końca oddać niebieskiej koszulki.
- To był trudny odcinek, ale tak jest zawsze, jak trzeba walczyć z najlepszymi góralami na świecie - powiedział Kwiatkowski na mecie. - Jestem wdzięczny kolegom z zespołu, zwłaszcza Woutowi Poelsowi, który pociągnął mnie 7 kilometrów przed metą. Alberto miał dziś swój dzień. Co będzie dalej? W niedzielę górale po raz ostatni mogą coś zyskać, ale ważne są także bonifikaty za trzy czołowe miejsce. Myślę, że będzie bardzo ciasno w klasyfikacji generalnej - torunianin.