Jedenaste mistrzostwa Europy zagościły we włoskiej Anconie. Do rywalizacji tradycyjnie stanęli lekkoatleci, spośród których najmłodsi mieli 35 lat, najstarsi - niemalże 100. W blisko sześćdziesięcioosobowej reprezentacji Polski było dwoje torunian. Wacław Krankowski rywalizował w konkurencjach rzutowych, a Małgorzata Adryjańczyk w biegach sprinterskich.
Prezes Polskiego Związku Weteranów Lekkiej Atletyki, startujący w kategorii M65, w pchnięciu kulą był ostatecznie drugi. Szczególnych emocji dostarczyła ostatnia, szósta seria tego konkursu. Holender Frans De Laat pchnął na odległość 13.31m i przez chwilę to on zajmował drugą pozycję. Tuż po nim w kole pojawił się torunianin. Pchnął o dwa centymetry dalej od Holendra i tym samym sięgnął po srebro.
W konkursie nie brakowało kontrowersji, a wręcz kuriozalnych sytuacji. Pchnięcie kulą przeprowadzono w stosunkowo niewysokiej sali, przez co część zawodników trafiała... w sufit. Próby co prawda powtarzano, ale niesmak części uczestników pozostał. Przy okazji wspominano ubiegłoroczne mistrzostwa w Toruniu, w których o tego typu wpadkach nie było mowy.
- Mimo, że od zawodów u nas minął już przeszło rok, dla sporej grupy zawodników to jeszcze nadal świeże wydarzenie - mówi prezes Wacław Krankowski. - W Anconie po raz kolejny usłyszeliśmy wiele bardzo pochlebnych opinii na temat naszej organizacji. Mistrzostwa w Toruniu stawiano wręcz za wzór pod tym kątem.
Poza pchnięciem kulą Wacław Krankowski startował w jeszcze dwóch konkurencjach. W rzucie ciężarkiem finalnie był piąty, w rzucie dyskiem siódmy. Małgorzata Adryjańczyk, rywalizująca w kategorii K40, w biegu na 60 metrów zajęła 22 miejsce, na dystansie 200 metrów uplasowała się na 23 pozycji.
W Anconie Polacy wywalczyli w sumie 34 medale 8 złotych, 16 srebrnych i 10 brązowych. W łącznej klasyfikacji medalowej ten dorobek dał naszej reprezentacji 13 miejsce.