https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lepsza udawana ciąża niż prawdziwa

Rozmawiała Anna Wiejowska
Ilona Łepkowska jest absolwentką Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, ale nigdy nie pracowała w wyuczonym zawodzie. Pierwszy scenariusz napisała z nudów na urlopie wychowawczym. W dorobku ma scenariusze do seriali telewizyjnych ("Kacperek”, "Radio Romans”, "Klan”, "Na dobre i na złe”, "M jak miłość"), jak i do filmów fabularnych ("Och, Karol”, "Kogel - mogel”, "Galimatias”, "Przez dotyk”, "Sabina”, "Nigdy w życiu"). Jej jedyna córka Weronika Wojnach jest operatorem kamery w "M jak miłość”.
Ilona Łepkowska jest absolwentką Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, ale nigdy nie pracowała w wyuczonym zawodzie. Pierwszy scenariusz napisała z nudów na urlopie wychowawczym. W dorobku ma scenariusze do seriali telewizyjnych ("Kacperek”, "Radio Romans”, "Klan”, "Na dobre i na złe”, "M jak miłość"), jak i do filmów fabularnych ("Och, Karol”, "Kogel - mogel”, "Galimatias”, "Przez dotyk”, "Sabina”, "Nigdy w życiu"). Jej jedyna córka Weronika Wojnach jest operatorem kamery w "M jak miłość”. Fot. Oko cyklopa
Rozmowa z Iloną Łepkowską scenarzystką i współproducentką bijącego już od siedmiu lat rekordy popularności serialu "M jak miłość".

- Nie wiem, czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że na pani barkach ciąży olbrzymia odpowiedzialność: wszyscy twierdzą, że tylko Ilona Łepkowska może wymyślić nowy serial, który zawojuje widownię.
- (śmiech) Uważam, że odnieść teraz tak spektakularny sukces, jaki miał "M jak miłość", będzie trudno, czy mnie, czy komukolwiek innemu. Powód? Oferta serialowa jest bardzo bogata, a doba ma tylko 24 godziny. Odnoszę wrażenie, że nastąpiło rozproszenie sił i środków. Zamiast wyprodukować naprawdę perfekcyjnie przygotowany projekt i należycie go wypromować, wypuszcza się trzy seriale jednocześnie. To błąd. Rozmawiałam o tym z dyrektorem reklamy TVP, któremu argumentowałam, że jeśli koncern samochodowy wypuszcza na rynek nowy model auta, nie rzuca trzech, a już na pewno nie trzech kompaktowych w tym samym czasie! Przyznał mi rację.
Nie ma we mnie zarozumialstwa na tyle, by pchać się z nową produkcją w pasmo, które jest już zajęte przez inny serial mający od lat grupę wiernych fanów. Początkowo emisja "Na Wspólnej" nachodziła na "M jak miłość". Wystarczyło, że przesunęli godzinę startu zaraz po nas, od razu poprawili swoje wyniki. Serial to nie jest żona, że się odchodzi do drugiej, mając jeszcze pierwszą (śmiech). Trudno zmienić przyzwyczajenia widowni. Po co zresztą porzucać jeden serial, żeby w tym czasie oglądać drugi?

- Jak zapatruje się pani na udział aktorów "M jak miłość"; w innych serialach?
- Opowiadam się za zasadą niepowtarzania obsady z innych produkcji, szczególnie o podobnym charakterze. Gdy Dominika Figurska grała w "Pierwszej miłości", powiedziałam, że musi wybrać. To samo było z Marietą Żukowską i Przemkiem Cypryańskim, który dla "M jak miłość" zrezygnował z "Klanu".
Rozumiem aktorów, którzy chcą wykorzystać swoje pięć minut. Wszyscy mamy rodziny i rachunki do płacenia. Jednak jest jeszcze coś takiego jak rzetelność zawodowa i nie toleruję na swoim podwórku jej braku. Jestem zdania, że widz identyfikuje aktora z postacią. Jak ma to robić, gdy ten aktor gra paru bohaterów? Nie bronię aktywności zawodowej na innych polach: teatr, film, taniec, radio, reklama czy śpiew.

- Rozumiem, że aktorzy zwykle pytają panią o zgodę na udział w innych projektach?
- W większości przypadków tak. Jeśli nie, muszę reagować, niezależnie od tego, jak to jest komentowane.

- Właśnie po raz pierwszy w historii serialu nastąpiła zamiana aktora.
- Chodzi o postać Łukasza, którego grał Franek Przybylski. Jego opiekunowie poprosili, by wycofać go z serialu. Dlatego zastąpił go wybrany w castingu Adrian Żuchewicz. Wcześniej udawało się wychodzić z problemów obsadowych innymi sposobami. Gdy zachorował Mariusz Sabiniewicz, grany przez niego Norbert wyjechał do USA. Teraz wraca. Generalnie unikamy rozwiązań typowych dla amerykańskich produkcji, gdzie dołem ekranu idzie pasek: "Od tego odcinka X gra pani Y"

- Problemem jest zawsze ciąża aktorki.
- Ciekawostką jest to, że za każdym razem słyszę od aktorek, iż ciąża je zaskoczyła. Trudno, żeby konsultowały ze mną planowanie rodziny, ale wszędzie na świecie tego typu sprawy są ściśle określone w kontrakcie. Gdybym wcześniej wiedziała, że dana aktorka chce zostać matką, tak kierowałabym wątkiem, żeby było to możliwe. Tu dodam, że lepsza jest na ekranie udawana ciąża niż prawdziwa. Coś, odpukać, może pójść nie tak i wtedy jest kłopot. Jeśli np. aktorka straci ciążę i potem jeszcze raz przed kamerą ma to odtworzyć, kolejny raz musi przechodzić przez traumę.
Gdy dzwoni do mnie aktorka z prośbą o spotkanie, czuję, że chce mi powiedzieć o ciąży.

- Najczęściej dzwoni Dominika Figurska.
- Tak, Dominika pobiła właśnie swój rekord. Aktualnie przeżywa trzecią ciążę w ciągu pracy w naszym serialu. Za pierwszym razem grała w ciąży, za drugim wyjechała, za trzecim też wyjedzie. Nie dałoby się tego powiązać z serialem. Z fabuły wynika, że w ciążę mogła zajść z własnym ojcem, a to byłoby już grubą przesadą.

- Jest pani chyba pierwszą osobą po mężu, która dowiaduje się o tego typu radosnej nowinie?
- (śmiech). Wiem, że niektórzy aktorzy się mnie boją i uważają mnie za surową, ale jednak życzliwą matkę. A jako że mamy w serialu dużo młodych aktorek, każdego dnia oczekuję kolejnej nowiny o szczęśliwym powiększeniu się naszej rodziny.

- Moja 14-letnia córka nie może doczekać się powrotu Anny Muchy.
- Ania już pracuje na planie pełną parą. Zanosi się na mocne wejście Madzi. Do Polski sprowadzi ją pewne nagłe wydarzenie, które sprawia, że musi zmienić swoje plany. Deklarowała przecież, że jedzie tam na co najmniej rok. Jej życie uczuciowe nadal będzie skomplikowane, bo Madzia taka już jest. Podobnie nie oczekujmy przewidywalnych sytuacji z udziałem Małgosi. Są takie dziewczyny, które zawsze pakują się w maliny. U nas odnosi się to do Madzi i Małgosi i nie będziemy zmieniać im charakterów. Od prostego życia uczuciowego mamy w serialu Kingę i Piotrka, choć po poważnym zakręcie, Hankę i Marka, a przede wszystkim Barbarę i Lucjana.

Wiem, że niektórzy aktorzy się mnie boją i uważają mnie za surową, ale jednak życzliwą matkę. A jako że mamy w serialu dużo młodych aktorek, każdego dnia oczekuję kolejnej nowiny o szczęśliwym powiększeniu się naszej rodziny.

- Planuje pani wprowadzić do serialu jakiegoś nowego mężczyznę dla Madzi albo Simony?
- Mężczyźni, zwłaszcza przystojni, są bardzo potrzebni w życiu, a na ekranie - są potrzebni w dwójnasób. Zdradzę, że pozyskaliśmy jednego przystojnego mężczyznę. Może niekoniecznie dla Madzi czy Simony.

- Wszystko zmierza do tego, by losy Marii połączyć z doktorem Rogowskim.
- He, heJeszcze się pani zdziwi. Nie wszystko w życiu idzie tak łatwo. To właśnie na drodze Marysi pojawi się nowy mężczyzna. Może być różnie.

- A czy Marzena w końcu przejrzy na oczy i wybierze Kubę?
- Nie tak łatwo wyjść z toksycznego związku. Niby wiemy, że chora miłość jest czymś dla nas złym i szkodliwym, a jednak często nie potrafimy się z niej wyleczyć. Ten stan w przypadku Marzeny jeszcze musi potrwać.

- Małgosia i Marcin?
- Jak mówiłam, z Małgosią nic nie jest prosto. Marcin więc też niech nie oczekuje cudów.

- Daje pani aktorom pracę, sławę i pieniądze. Jednocześnie sama stała się najpopularniejszą scenarzystką w Polsce. Wszyscy wiedzą, kto to jest Ilona Łepkowska.
- Bez przesady z tym "wszyscy" Cieszę się z tego nie tyle ze względu na siebie, ile ze względu na mój zawód. Pamiętam, jak kiedyś pewien dyrektor, o zgrozo teatru, mylił scenariusz ze scenografią. Ludzie spoza branży nie wiedzieli, czym zajmuje się scenarzysta. Popularność seriali, które pisałam ("M jak miłość", "Klan", "Na dobre i na złe"; i "Radio Romans" - przyp. red.), sprawiła, że zrozumieli, na czym polega nasza praca.

- Często musi godzić pani sprzeczne ze sobą interesy.
- Podstawową rzeczą jest dla mnie dobro serialu. Nie mogę się mazgaić i - jeśli trzeba - muszę podejmować trudne decyzje. Cały czas walczymy. Nie odcinamy kuponów od popularności i nie staliśmy się maszynką do zarabiania pieniędzy. Oczywiście jest problem, czy zejść ze sceny - jak w piosence Perfectu - niepokonanym. Myślę, że tak. Ale z drugiej strony - nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka. I najważniejsze: wypiąć się na widzów, którzy czekają na nowe odcinki? Powiedzieć im: "Do widzenia się z Państwem"? Ot, tak po prostu? Byłoby to nieeleganckie.

- Czy czasem nie ma pani odruchu, by przedstawić się np. w urzędzie: Ilona Mostowiak?
- Nie! Pięćdziesiąt lat nazywam się Łepkowska, tylko dwa lata, w pierwszym małżeństwie, miałam podwójne nazwisko, więc nigdy się nie mylę. Chociaż mam nadzieję, że należę do rodziny Mostowiaków.

Rozmawiała Anna Wiejowska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska