MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Listą Wildsteina w człowieka

Adam Willma
Kazimierz Filar
Kazimierz Filar
Dwa lata temu Kazimierz Filar odebrał telefon. Dzwonił szwagier z Krakowa: - Czy ty wiesz, że jesteś na liście Wildsteina?

Filar, 67-letni emerytowany kierownik działu sprzętu górniczego w toruńskiej Geofizyce najpierw sądził, że źle słyszy, a później z nerwów aż zachwiał się na nogach. Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać.

Kapusiom dziękujemy
- Ja wiem, że ty nie donosiłeś. No ale jednak na liście jesteś... - przywitał Filara kolega z dawnej pracy.
Gdy Filar pojawił się w rodzinnym Krośnie, przyjaciel z dzieciństwa od razu wypalił z grubej rury:
- Tyle lat się znaliśmy, a nie widziałem, żeś ty ubek.

Jako emeryt Filar rozglądał się za dodatkową pracą. Znalazł intratną posadę. Ale po wstępnej zgodzie właściciel nagle zmienił zdanie: - My kapusiów nie angażujemy.

Na koniec niewidzialna ręka ozdobiła drzwi w bloku przy Bażyńskich Filarów grubym flamastrem: "UBEK". Filar doszedł do wniosku, że musi się bronić:
- Rzeczywiście, to się mogło ludziom układać w głowie - pracując w Geofizyce wyjeżdżałem służbowo za granicę, więc pewnie miałem jakieś nieczyste układy. Ale, do cholery, przecież nie zwariowałem. Nigdy na nikogo nie donosiłem, nigdy nie byłem żadnym agentem. Tamten Kazimierz Filar nie jest nawet nikim z mojej rodziny. Całkowicie przypadkowa zbieżność danych - zaklina się toruński emeryt. - Pomyślałem, że jeśli odpuszczę, to ktoś mi w końcu nasika na grób. Jako ubekowi.

Jego lista
Bronisław Wildstein, publicysta : - Nie widzę powodu, dla którego miałbym wypowiadać się w tej sprawie. Zresztą nie bardzo w to wszystko wierzę. Każdy, kto chciał ,mógł w szybkim tempie otrzymać zaświadczenie z IPN i takie zaświadczenie opublikować gdzie chce.

Nic wspólnego
W lutym 2005 roku Filar wysłał do bydgoskiej delegatury IPN uprzejmą prośbę o wyjaśnienie kiedy, komu, co i na kogo donosił.

W odpowiedzi dostał kolorowy formularz wniosku o udostępnienie dokumentów. W rubryczkach napisał, że raz w życiu był zatrzymany przez milicję na terenie zakładu pracy, a funkcjonariusze włamali się wówczas do jego altany działkowej.
Kilka miesięcy później szefowa bydgoskiej delegatury IPN poinformował Filara, że nie ma nic wspólnego z osobą, której dane figurują w katalogu IPN opublikowanym przez Bronisława Wildsteina.

Filar: - Gdyby choć padło słowo "przepraszam", może dałbym sobie spokój. Ale nic takiego! Suche urzędowe pismo kwitowało mój życiowy dramat. Bo przecież "Filar" to nie "Nowak" czy "Lewandowski", w przypadku którego zawsze można pomyśleć o przypadkowej zbieżności nazwisk. Ludzi o takim imieniu i nazwisku jest w Polsce czterech. Państwowa instytucja skazała mnie na infamię. A nadto jeszcze koszty - telefony do Warszawy, przejazdy do IPN, leki...

Wychodząc naprzeciw

Nie potrafiąc zmyć z siebie piętna w postaci katalogowego numeru 0142/26 Filar wysmażył kolejne pismo do Instytutu Pamięci Narodowej. Poprosił, aby uznano go "pokrzywdzonym przez IPN".

"Tłumaczenie, że to nie Instytut ujawnił, według mojej oceny jest tłumaczeniem z poziomu piaskownicy. Skoro ludzie, którzy podobno "wykradali" listy nie zostali oskarżeni o kradzież, jasnym jest, że IPN udzielił na to przyzwolenia, a niewykluczone, że i pomocy. Ponosi więc pełną odpowiedzialność za to, co się stało" - argumentował toruński emeryt. I zapytywał: "Kto i w jaki sposób przywróci mi spokój, względnie dobry stan zdrowia, które uległo znacznemu pogorszeniu na skutek depresji, braku snu i konieczności zażywania znacznych ilości środków uspokajających".

I dalej: "Jeśli politycy, dziennikarze, czy niektórzy profesorowie chcą obrzucać się błotem lub czymś gorszym, to niech to czynią . (...) Jednak , na miłość Boską, dajcie spokojnie żyć uczciwym ludziom".

W odpowiedzi Instytut odpisał Filarowi: "Wychodząc naprzeciw Pana oczekiwaniom, co do jednoznacznego udzielenia odpowiedzi na zapytania dotyczące zadośćuczynienia doznanej krzywdzie oraz sposobu naprawienia szkody materialnej uprzejmie informuję, że wydanie zaświadczenia oraz publikacja treści ww. zaświadczenia w Biuletynie Informacji Publicznej Instytutu Pamięci, wyczerpuje wszystkie przewidziane prawem działania ze strony IPN".
Tylko kto czyta biuletyny IPN?

Stricte in abstracto
Filar odgryzł się kolejnym listem do IPN, który zakończył gorzko: "Jeśli IPN - Delegatura w Bydgoszczy działa zgodnie z ustanowionym prawem, to co mi przyjdzie myśleć o Ustawodawcy Rzeczpospolitej Polskiej, podobno w państwie prawa".

IPN w odpowiedzi wyraził "głęboki żal i ubolewanie", że opublikowanie katalogu przez Bronisława Wildsteina naraziło Filara na szykany oraz uszczerbek na zdrowiu. Na pocieszenie urząd zapewnił torunianina, że za publikację zaświadczenia nr 15/06 w Biuletynie nie będzie musiał płacić. Niestety, za pokrzywdzonego nie może zostać uznany, ponieważ IPN nie ma żadnych papierów na jego temat.
Zniechęcony Filar w kwietniu ubiegłego roku napisał skargę do rzecznika praw obywatelskich wyrażając przekonanie, że na opublikowanie listy Wildsteina rzecznik powinien zareagować natychmiast i z całą bezwzględnością.

Sprawą Filara zajął się zespół radców prawnych, który wyjaśnił petentowi, że rzecznik na pomstowanie Filara odpowiedzieć nie może, gdyż "nie udziela odpowiedzi in abstracto, ani nie wypowiada się w kwestiach stricte politycznych".
Filar postanowił więc dopytać, u kogo w takim razie może szukać sprawiedliwości.

W odpowiedzi z biura rzecznika pobrzmiewa zdziwienie, że przecież IPN zaświadczył Kazimierzowi Filarowi, że nie jestem Kazimierzem Filarem w rozumieniu Bronisława Wildsteina. A nadto jeszcze IPN wyświadczył Filarowi przysługę publikując informację o tym w Biuletynie, który "z samej definicji ma charakter publiczny i skierowany jest do nieograniczonego kręgu osób, dzięki czemu zwiększa szansę na naprawienie szkody".

Teczka na IPN
Rozjuszony Kazimierz Filar napisał więc do IPN pismo przedprocesowe domagając się sprostowania w jednym z centralnych dzienników, a także wysłania tekstu przeprosin do parafii w Krościenku Ważnym (z którego pochodzi), a także zapłaty odszkodowania oraz nawiązki na rzecz rzeczonej parafii.
Dyrektor biura prawnego IPN uznał, że roszczenie Filara pozbawione jest "jakichkolwiek podstaw prawnych". Jego zdaniem z faktu umieszczenia nazwiska w katalogu wcale nie wynika, że Kazimierz Filar to Kazimierz Filar z Torunia. Ponadto - zauważa dyrektor - "IPN nigdy nie publikował Listy Wildsteina, jak również nigdy publicznie nie oświadczał, że Lista Wildsteina zawiera imiona i nazwiska tajnych współpracowników SB, czy też pracowników SB".

- Mam dość - z pism uzbierała się gruba teczka, tymczasem wielu ludzi nadal uważa mnie za konfidenta - irytuje się Kazimierz Filar, a krople potu występują mu na czoło. - Ale przecież nie mogę odpuścić, jestem to winien moim dziadkom, rodzicom, dzieciom i wnukom.

Listę Wildsteina można znaleźć w kilkudziesięciu miejscach w internecie. Opatrzona jest dopiskiem ułatwiającym rozpoznanie kodu cyfrowego przy nazwiskach "0 - etatowy oficer, 00 - tajny współpracownik". Przy nazwisku "Kazimierz Filar" znajduje się jedno 0.

[email protected]

Pochodzimy od Szweda

Marian Filar, profesor prawa karnego, poseł: - Wszyscy Filarowie korzeniami sięgają do południowej Polski, gdzie w czasie Potopu osadzono jednego z jeńców szwedzkich o nazwisku Vilar. W północnej Polsce nasze nazwisko pojawia się stosunkowo rzadko, a więc skojarzenie z listą Wildsteina może tu być szczególnie dotkliwe. Według mnie pokrzywdzeni powinni pozwać Skarb Państwa, bo to państwo powinno zapewnić ochronę ludziom, których takie skojarzenie mogło skrzywdzić. Tym bardziej że jak wiadomo przy wynoszeniu danych katalogowych złamanych zostało kilka przepisów. Bardzo byłbym ciekawy orzeczenia w takiej sprawie.

Nazywam się Kazimierz Filar

- Kazimierz Filar, naczelnik wydziału środowiska w Starostwie Powiatowym w Brzozowie: - Na dane identyczne z moimi natrafiłem podczas przeglądania opublikowania listy. Uważam, że uczyniono coś niesamowicie podłego. Znajomi tylko się uśmiechali, ale co mówili za plecami, nie wiem. Złe samopoczucie pozostało. Nie mogę patrzeć na to, jak człowiek, który uczynił tyle złego niewinnym ludziom śmieje się w telewizji. Moim zdaniem powinien siedzieć w więzieniu.

- Kazimierz Filar, zastępca dyrektora wydziału Nabywania i Sprzedaży Nieruchomości we wrocławskim Urzędzie Miasta: - Natychmiast, kiedy dowiedziałem się, że identyczne dane umieszczono na liście Wildsteina zwróciłem się do IPN o zaświadczenie, że nie mam z tym Filarem nic wspólnego. Otrzymałem je po trzech miesiącach. Na szczęście Wrocław jest dużym miastem i człowiek może tu poczuć się anonimowo, w znacznie gorszej sytuacji musieli znaleźć się ludzie z małych miejscowości. Wiem, że jakiś pan z Legnicy usiłował bronić swojego dobrego imienia w sądzie, ale jego pozew został odrzucony. A szkoda.

- Kazimierz Filar, właściciel firmy transportowej w Szczecinie: - Jestem zaskoczony. Nie wiedziałem o całej sprawie. Być może jestem za młody, aby ktokolwiek kojarzył mnie z listą agentów i robił mi z tego powodu nieprzyjemności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska