Shin A Lam była już myślami w finale turnieju indywidualnego. Na sekundę do końca pojedynku przy remisie 5:5 i przy własnym priorytecie reprezentantce Korei Południowej wystarczyło utrzymać ten wynik, aby awansować do finału.
Sędziowie mieli jednak ogromny problem z zegarem. Sekunda nie chciała opłynąć, Niemka Brittę Heidemann atakowała w tym czasie aż cztery razy. Za czwartym razem udało jej się zadać trafienie. No i się zaczęło.
Trener Koreanki protestował (całkowicie słusznie), twierdząc, że sekunda dawno minęła. Narady trwały kilkadziesiąt minut i w końcu przyznano finał Niemce. Tym samym obciążono winą sędziów, ale jedyną pokrzywdzoną w tej sytuacji była Koreanka.
Zapłakana Shin A Lam przez godzinę zawodniczka siedziała sama na planszy i zanosiło się na okupację hali szermierczej, Dopiero po namowach przedstawiciela swojej federacji zeszła do szatni. Potem stanęła do walki o brąz Chinką Sun Hujie, którą jednak przegrała. I tak została jednak nagrodzona owacją na stojąco przez wszystkich kibiców, którzy wcześniej z niedowierzaniem przyjeli awans Heidemann do finału (tam uległa Ukraince Janie Szemiakinie)
To nie pierwsze kontrowersje z udziałem sędziów na IO. MKOL często stosuje olimpijską zasadę "ważny jest udział, a nie wynik" która w tym wypadku chyba obciążona jest zbyt wielkim ryzykiem. Arbitrzy nie są przygotowani do radzenia sobie z presją i tak wysokim poziomem sportowym. Bardzo narzekają na obsługę ciężarowcy, którzy raz są wywoływani, raz wycofywali do sali rozgrzewkowej. Na pływalni najpierw zdyskwalifikowano Koreańczyka Park Tae-Hwan, potem wycofano się z tego.
Niewyklucze, że przez błąd sędziów medal stracił nasz judoka Paweł Zagrodnik. Jego przeciwnika w walce o brąz ewidentnie faworyzowano. Polakowi obniżono punktację za udaną akcję. Wcześniej, w ćwierćfinale, Masashi Ebinuma najpierw został uznany za pokonanego, ale po interwencji szefa sędziów Juana Carlosa Barcosa przyznano mu wygraną i tym samym szansę na walkę o brąz z Zagrodnikiem.