Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka zastępcza płacze

Kamila Mróz
L. rodziną zastępczą byli pięć lat. Z dnia na dzień dzieci zostały im odebrane. Życie L. rozpadło się na kawałki.

To było rodzeństwo. Dzieci, wówczas w wieku 10 lat (Kasia), 12 lat (Kamil) i 13 lat (Romek) do toruńskiej rodziny trafiły z domu dziecka, w którym spędziły dwa lata.
I zaczęła się ciężka praca. Bez dnia urlopu. Każde z nowych mieszkańców domu L. miało przynajmniej roczne opóźnienie edukacyjne. Dwójka chodziła do szkoły specjalnej (z orzeczonym stopniem niepełnosprawności intelektualnej). Na początku ich świadectwa wyglądały fatalnie, ale z roku na rok uczyli się coraz lepiej. Rodzice zastępczy dostawali listy gratulacyjne, wdzięczne dzieci dawały im laurki, nauczyciele byli zadowoleni.


Nowe życie bez ojca


Magda - matka zastępcza zajmowała się trójką swoich i trójką przybranych dzieci. Jacek - żołnierz zarabiał na dom na misjach. Jego żona przyznaje - była konsekwentna i wymagająca. Inaczej nie dałaby rady okiełznąć szóstki nastolatków. - Nauczyciele o tym wiedzieli i chwalili mnie za to - mówi.

Mijały lata, dzieci dorastały, dojrzewały. Czasami nie było łatwo. Najtrudniej z Kamilem - miał naganne zachowanie za kłamstwa, opryskliwość, popalał w szkole, kradł. - Pracowaliśmy nad tym, żeby dzieci nie oszukiwały. Godzinami z nimi rozmawialiśmy. O tym i o innych sprawach, które są ważne w życiu - wspomina Magda.
Romek, wówczas w I klasie ogólniaka, miał pozostać u L. aż do matury. Tak uzgodnili w grudniu 2009, podczas kolejnej wizyty pracownicy socjalni z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Magda: - Romek powtarzał mi wielokrotnie. "Ciocia, gdybym nie był u was, to na pewno nie chodziłbym do liceum".

Portret rodzinny z mamą w tle

Kamil - uczeń szkoły specjalnej - czasami mógł u L. czuć się źle. - Wolał mieć luz, chciał, abym pozwoliła mu przynosić do domu różne rzeczy, nie interesując się, skąd je ma - uważa matka zastępcza. - Czułam się w obowiązku go kontrolować, bo ze szkoły docierały uwagi, że np. nie prowadzi zeszytów, nie nosi stroju na wuef . Potem wykorzystano to przeciwko mnie, bo "go obszukuje".

Mówiła mu: "Choćbyś nie wiem, co zrobił, i tak nigdy cię nie oddam". On czasami planował, że zostanie piekarzem, będzie cioci przynosił bułeczki, a od L. wyprowadzi się po czterdziestce. Wspólnie się z tego śmiali. Magda przyznaje, że trójka ich przybranych dzieci nie miała kluczy od domu. - Wiedziała o tym pani kurator, pracownik socjalna również. Kiedy musieliśmy wyjść, to uprzedzaliśmy o tym dzieci i umawialiśmy się tak, aby nie stały pod drzwiami, co zresztą zdarzało się bardzo rzadko - zapewnia.

Nagłe wezwanie
1 marca ubiegłego roku do L. zadzwoniła ich pracownik socjalna: - Proszę przyjechać do nas jutro na godz. 11 w sprawie usamodzielnienia się Romka - cytuje jej słowa Magda. - Byłam w sklepie, nie rozwijałam tematu, ale bardzo się zdziwiłam, bo przecież Romek miał u nas skończyć liceum.

Jacek: - Zastanawialiśmy się: może to taka procedura? Mówiliśmy do siebie: jak ośrodek profesjonalnie do tego podchodzi! Pamiętają o osiemnastce Romka! Byliśmy pod wrażeniem.
No i pojechali. Na sąd. Niespodziewane uderzenie w twarz, strzał prosto w serce. Nóż w plecach. Tak to odczuli.
Magda relacjonuje: - Wchodzimy do sali, tam siedzi kilkuosobowa komisja, my zdziwieni. Dyrektor ośrodka adopcyjnego mówi: - Proszę powiedzieć, jak wygląda u państwa dzień. Nie wiem, skąd to pytanie. Jeszcze nic nie podejrzewam, więc naiwnie pytam, czy mam powiedzieć o wolnym czy o powszednim. I zaczynam, że w sobotę między 10 a 11 dzieci wstają... Słyszę "stop!". I dyrektor ośrodka zaczyna czytać zarzuty przeciwko mnie: że dzieci nie miały kluczy, że jadły w swoim pokoju, że znęcałam się nad nimi psychicznie. Mówi: Proszę przyprowadzić dzieci. My w szoku, bo przecież dzieci rano wyszły na lekcje. Wchodzą. Kasia zaczyna płakać, Kamil buja się na boki, Romek spuszcza głowę. O co tu chodzi? - myślę. Na co psycholog: Proszę bardzo - w jakim stanie są te dzieci! Dzieci wychodzą. Dyrektor ośrodka krzyczy na mnie: Pani jest egoistką! Pracownik MOPR-u wstaje i mówi: Rozwiązujemy umowę!

Nikt im wcześniej nie dawał żadnych sygnałów, że coś robią nie tak, że trzeba coś zmienić. Wrócili do domu kompletnie zdezorientowani i zszokowani. Zaczęli szukać, przeglądając dostępne w ośrodku i szkole dokumenty.

Kamil chciał uciec
Magda: - Wszystko zaczęło się 17 lutego w szkole specjalnej. Kamil powiedział pani pedagog, że chce uciec w domu. Nie rozumieliśmy, dlaczego nie powiedziano nam o tym. Jak się okazało, dzieci miały odtąd zakaz informowania nas o rozmowach i spotkaniach, które się odbywały.

Pedagog z dyrektorką zadzwonili do pracownicy socjalnej zajmującej się rodziną. Podczas rozmowy z nią "uzgodniono, na wyraźną prośbę pracownika MOPR, że szkoła nie powiadomi o tym wydarzeniu państwa L. i nie będzie ze względu na dobro dzieci weryfikować PRAWDZIWOŚCI PRZEDSTAWIONYCH PRZEZ NIE FAKTÓW" (z pisma z kuratorium).

Pracownik socjalna spotykała się też z niepełnoletnim jeszcze wówczas Romkiem, jak twierdzą L., wyciągając z lekcji i męcząc pytaniami sugerującymi odpowiedź. Tak opowiadał im o tym później. Z "Pomorską" dziś prawie 20-letni chłopak nie chciał rozmawiać. - Nie wracam do tej sprawy - wyjaśnił.

Nas to nie obchodzi
Tego samego dnia po spotkaniu w MOPR-ze rodzeństwo zabrano do rodzinnego pogotowia opiekuńczego poza Toruń (są tam do dziś). L. zaś musieli tłumaczyć się w prokuraturze z rzekomego znęcania się nad dziećmi.

- Pracownica MOPR-u rozgłaszała wśród innych rodzin zastępczych, że postawiono mi 41 zarzutów! A postępowanie toczyło się "w sprawie", a nie przeciwko mnie i zostało umorzone "wobec braku znamion czynu zabronionego" - mówi Magda.
W trakcie "komisji" matka zastępcza zapytała - gdzie teraz pójdzie rodzeństwo? - To już niech państwa nie interesuje - usłyszałam. - Dodałam: A co ja mam powiedzieć swojej córce? Nas nie interesuje państwa dziecko! - miała odpowiedzieć dyrektor ośrodka adopcyjnego...

A najmłodsza córka L. - także Kasia - nie poradziła sobie z nagłym oderwaniem jej od przybranego rodzeństwa. Rozsypała się kompletnie. Wcześniej, dobra uczennica, zawaliła rok w liceum. Musiała zmienić szkołę. Potrzebowała pomocy specjalistów.
L. zamknęli się w domu z własnym smutkiem i poczuciem ogromnej krzywdy. Przeżyli roczną żałobę. Otrząsnęli się dopiero kilka miesięcy temu i zaczęli walczyć o dobre imię. Nigdzie nie dostali pomocy. - Byliśmy chyba wszędzie, gdzie moglibyśmy się jej spodziewać - mówi Magda. - I wszędzie nasze opowieści wywoływały niedowierzanie, oburzenie i współczucie. Do momentu aż odpowiadano nam w oficjalnym pi-śmie, że generalnie wszystko jest w porządku.

W MOPR-ze kontrolę przeprowadził też Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej. Oficjalnie nieprawidłowości nie stwierdzono. Nieoficjalne dowiedzieliśmy się, że sprawa trafiła do Bydgoszczy zbyt późno. Po ponad roku trudno było dociec, co tak naprawdę się wydarzyło. Jak wynika z naszych ustaleń, werdykt komisji regionalnej nie był jednomyślny.
Nie rozmawiamy. I już

Powiat grudziądzki. Dzieci z domów dziecka czekają na rodziny zastępcze

Po wielokrotnych próbach kontaktu z toruńskim MOPR-em usłyszałam od dyrekcji: - Nie zamierzamy publicznie dyskutować o tej rodzinie. Nic więcej nie mamy do dodania.
Na spotkanie i rozmowę nie zgodziła się także dyrektor ośrodka adopcyjnego. - Po prostu nie - uargumentowała.

- Rodzinę L. skrzywdzono w sposób okrutny - mówi ich znajoma, również matka zastępcza. - Dając wiarę wyłącznie w słowa dzieci, którym zresztą wcześniej sami nauczyciele zarzucali kłamstwa, a rodzicom odbierając prawo do przedstawienia swojej wersji. To po prostu nieludzkie!

- W Toruniu rodziny zastępcze są pozostawiane same sobie - twierdzi ojciec zastępczy z toruńskiego stowarzyszenia rodzin zastępczych "Wirgiliusz" - Urzędnicy traktują nas jak wrogów. Na ich pomoc mogą liczyć jedynie ci, którzy nigdy z nimi nie dyskutują.
A rodzin zastępczych wciąż jest za mało! W Kujawsko-pomorskiem w połowie września, pod patronatem marszałka, ruszyła kampania promująca rodzicielstwo zastępcze pod hasłem "Rodzic na zastępstwo. Miłość na zawsze".

----------------------
Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.


Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska