Paweł Butowski motoryzacją interesował się od najmłodszych lat. - Tata uwielbiał samochody. Będąc kilkunastoletnim chłopcem miał marzenie, by w przyszłości otworzyć salon samochodowy. Na początku lat dwudziestych z bratem Feliksem pojechali na targi motoryzacyjne do Lipska. Przywieźli stamtąd maszynę do wulkanizacji. Przez lata, we własnym warsztacie, naprawiali opony. Aż w końcu, w 1926 roku, na Gdańskiej tata wraz z kuzynem - Robertem Frostem - otworzyli salon samochodowy. Podwórko kamienicy przy placu Wolności, będącej własnością wujka, łączyło się z podwórzem kamienicy, w której mieścił się salon. Działał tutaj warsztat samochodowy. W jego zadaszonej hali mogło naraz pomieścić się kilkadziesiąt aut - opowiada pani Regina.

Joanna Butowska z domu Janik na spacerze z mężem Pawłem - plac Wolności 1938 r.
Fordem na Cypr
Jak w każdej firmie, następował podział obowiązków i funkcji. - Brat ojca, Franciszek, prowadził księgowość. W salonie pracował też kolejny brat - Antoni, który był kierownikiem technicznym. Świetnie się dogadywali, więc firma szybko się rozwijała - mówi Regina Butowska.
Czy Paweł Butowski na co dzień również jeździł fordem? Oczywiście. Swoim ukochanym autem objechał kilka europejskich krajów. Był też m.in. w Egipcie i na Cyprze.
W 1937 roku salon przy Gdańskiej otrzymał pozwolenie na sprzedaż samochodów mercedesa. Był jedynym dilerem tej marki w naszym mieście.
Przed salonem znajdowała się stacja benzynowa
Tankowanie po amerykańsku
Przed salonem stała stacja benzynową, a właściwie pojedynczy dystrybutor. Wiadomo, że w 1927 roku kupiła ją firma "Gazolina" Sp. Akc. Przez jakiś czas należała też do Butowskich, którzy posiadali również stację przy ul. Dworcowej 39. Na każdej z nich z reguły pracowało dwóch robotników, a zbiornik z paliwem o pojemności 2 tysięcy litrów, był wykopany pod jezdnią i chodnikiem. - Proszę spojrzeć na te dystrybutory. Były usytuowane tuż przy krawężniku jezdni. Na pierwszy rzut oka można było mieć wrażenie, że to hydrant albo uliczna lampa gazowa - zauważa Regina Butowska.
Przedwojenny bydgoszczanin Zbigniew Raszewski w "Pamiętniku gapia" tak charakteryzuje te amerykańskie urządzenia: "Miały kształt wysmukłych słupów. W ich górnej części były szafki, a w tych szafkach złożone węże do tankowania paliwa. Wszystkie były czerwonego koloru. Na czubku miały kosz z mlecznego szkła w kształcie rozpłaszczonej kuli, podświetlany od wewnątrz. Było na nim wymalowane nazwisko właściciela".
Pod koniec lat 30. dystrybutor ustawiono także po drugiej stronie ulicy Gdańskiej.
Zdjęcia na pamiątkę
Dziś po stacji i salonie samochodowym przy Gdańskiej nie ma już śladu. Pani Regina pokazuje dwie fotografie salonu. - Tylko one się zachowały. Podczas wojny wszystkie dokumenty potwierdzające istnienie firmy spłonęły. Po wojnie tata z wujkiem Antonim otworzyli sklep z częściami motoryzacyjnymi. Niestety, władza socjalistyczna utrudniała życie prywatnym przedsiębiorcom. W końcu firma zbankrutowała. Tatę ten fakt bardzo zmartwił. Rozchorował się na płuca i umarł w wieku sześćdziesięciu pięciu lat - dodaje nasza Czytelniczka.
Zdjęcia pochodzą z rodzinnego albumu rodziny Butowskich.
***
Kto pamięta salon?
Byliście kiedykolwiek w salonie samochodowym przy Gdańskiej? Może tankowaliście na stacji benzynowej, która się znajdowała nieopodal? Czekamy na wspomnienia i zdjęcia.