https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miało być uczciwie

Janina Paradowska
Janusza Kurtykę na stanowisko prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Sejm wybrał wielką przewagą głosów. Niespodziewanie wielką, bowiem nad głową kandydata zebrało się sporo chmur, przede wszystkim podejrzenia, że przyczynił się do utrącenia swego głównego kontrkandydata Andrzeja Przewoźnika.

Sprawa była na tyle bulwersująca, że sam Lech Kaczyński w kampanii mówił, że oszustwa nie mogą być nagradzane. Kurtyka przekonał jednak posłów, że on z tą sprawą nie miał nic wspólnego (a może chcieli czuć się przekonani?), przymknęli też oczy (choć to czas wielkiej odnowy moralnej) na zatrudniania w krakowskim oddziale (Kurtyka jest jego szefem) krewnych członków kolegium IPN, które to kolegium kandydata na prezesa wskazuje.
Tak samo postanowiła PO, gdyż sytuację miała mocno niezręczną - materiały mające pozbawić szans Przewoźnika pochodzą właśnie z krakowskiego oddziału IPN, dostał je i przekazał "Rzeczpospolitej" Zbigniew Fijak, bardzo bliski współpracownik Jana Rokity, jak by nie było wiceprzewodniczącego Platformy. W takiej sytuacji zakwestionowanie Kurtyki to trochę tak jakby zakwestionowanie pozycji Rokity w partii. Postanowiono więc udawać, że konkurs został przeprowadzony absolutnie uczciwie, choć gołym okiem widać było, że jednak mocno przy nim kombinowano.
Kombinacje - jak się nie pierwszy raz okazuje - mają jednak żywot krótki. Ledwie Kurtykę triumfalnie wybrano, a już ujawniono, że ktoś kto w całej tej sprawie bardzo mocno kręcił i wszystko wskazuje, że w utrącaniu Przewoźnika uczestniczył jednak świeżo wybrany przez Sejm prezes. Są dokumenty to potwierdzające, sam prezes Leon Kieres wyznaje dziennikarzom, że Kurtyka go uprzedzał o możliwości skandalu z Przewoźnikiem i w zbieg okoliczności już nikt nie wierzy. Zrobiło się więc nieprzyjemnie, PiS chce wzywać dopiero co wybranego prezesa na dywanik, w Platformie też zrobiło się dziwnie i nie wiadomo, co ostatecznie stanie się w Senacie, bowiem wybór musi zatwierdzić jeszcze druga izba parlamentu.
Nie wiadomo, czy Janusz Kurtyka przekona posłów do swej bezwzględnej uczciwości. Jeżeli zamkną oczy na możliwość matactwa i będą udawać, że nic się nie stało, to już będzie zupełnie na bakier z publiczną moralnością. Tymczasem była prosta droga. W związku z wątpliwościami i wyraźnym utrąceniem ważnego kandydata należało doprowadzić do powtórzenia konkursu. Jeżeli Janusz Kurtyka jest tak dobrym kandydatem, co przecież być może, nie miał się czego obawiać, a jednocześnie Andrzej Przewoźnik miałby szansę wystartować w równej konkurencji i nawet przegrać. Byłoby po prostu uczciwie. Teraz zrobiło się głupio i wstyd. Opinia publiczna nie uwierzy już, że nie kombinowano politycznie dla z góry wytypowanej osoby. Najbardziej zdumiewające jest jednak to, że sam Kurtyka nie czuł fałszu tej sytuacji i nie poprosił o powtórzenie konkursu. Gdyby tak zrobił, zyskałby uznanie opinii publicznej, a być może także fotel prezesa, na którym mu niewątpliwie zależy. W IV RP, która się podobno zaczyna, miały obowiązywać wyjątkowo wysokie standardy moralne, na razie co krok są z nimi problemy.

Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska