Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między Łuczniczką a Kopernikiem - małżeństwo z rozsądku

Waldemar Lewandowski [email protected] tel.52-32-63-212
MM Bydgoszcz, MM Toruń
Polska Ludowa miała zrównać różnice między wszystkimi ludźmi, a nie udało się jej tego dokonać nawet między dwoma miastami. Przez cały PRL przynajmniej jedno z pary Bydgoszcz-Toruń czuło się wykorzystywane.

1 kwietnia 1938 raz na zawsze odmienił relacje Bydgoszczy z Toruniem. Wcześniej obu miastom zdarzało się zawzięcie konkurować ze sobą, ale zazwyczaj była to rywalizacja przez jakąś granicę. Czasem kordon państwowy, czasem - granicę prowincji. W 1938 roku po raz pierwszy (jeśli nie liczyć chaotycznego epizodu Księstwa Warszawskiego) jedno miało zostać podporządkowane drugiemu. Niezależnie od tego, jak karta się później odwracała, ktoś zawsze miał już być skazany na pielęgnowanie rozgoryczenia i poczucia krzywdy.

O, nie!

Syntetyczny opis drogi, jaka doprowadziła nasze miasta do nowego, powojennego otwarcia, przedstawia Zbigniew Raszewski. Wielki polski teatrolog, urodzony w Poznaniu, miłośnik Bydgoszczy, w której spędził dzieciństwo, pisał: "W 1920 nastąpiła degradacja (Bydgoszczy - przyp. red.): miasto powiatowe w Województwie Poznańskim. Odtąd z zawiścią patrzono na Toruń, odwiecznego rywala, który w 1920 został stolicą Województwa Pomorskiego, sięgającego po czubek Helu. W 1938 kolejna zmiana: miasto powiatowe w Województwie Pomorskim (…). Gazety powitały to jako historyczne wydarzenie. Na mieszkańcach utworzenie "Wielkiego Pomorza" nie sprawiło większego wrażenia. Raczej pogłębiła się wówczas ich zawiść; byli odtąd nie tylko gorsi od torunian, ale w dodatku tamtym podlegli."

W 1939 roku, parę tygodni po pokonaniu Polski, Niemcy wcielili Województwo Pomorskie do Rzeszy. Bydgoszcz nagle awansowała. Do podobnej pozycji, którą miała za zaborów: stolicy okręgu rejencyjnego, nadzorującego kilka powiatów. W tym także toruński, bo - inaczej niż przed 1920 rokiem - hitlerowcy po raz pierwszy w dziejach podporządkowali Bydgoszcz nie Poznaniowi, a Gdańskowi.
"W pewnej mierze Niemcy podtrzymali polską inicjatywę i potraktowali Bydgoszcz jako miasto raczej pomorskie" - pisze Raszewski. "Na nasze losy, jak się wkrótce okazało, miało to wywrzeć wielki wpływ" - dodaje.

Nie damy się

"Wraz z przeniesieniem siedziby województwa do Bydgoszczy (…) rozpoczął się dla Torunia jeden z najgorszych okresów w jego siedmiowiekowej, propolskiej historii".*

Gdy w styczniu 1945 Armia Czerwona zaczęła wielkie natarcie Wisła-Odra, jasne było, że we wpadających w jej ręce miastach szybko instalować będą się komórki nowej polskiej władzy państwowej. Mniej oczywiste było dla czekających na wyzwolenie Polaków to, że od organów administracji więcej znaczyć będą struktury partii.

W końcu stycznia na obrzeżach Bydgoszczy jeszcze trwały walki, gdy do Torunia ruszyła grupa z Pełnomocnikiem Rządu na obszar Województwa Pomorskiego, działaczem PPS - Henrykiem Świątkowskim. Ale wcześniej, już razem z Armią Czerwoną (w charakterze pełnomocnika rządu przy 2. Froncie Białoruskim) znalazł się tu Antoni Alster. Druga funkcja, którą pełnił jednocześnie - kierownika pomorskiej grupy operacyjnej Komitetu Centralnego PPR - dawała mu znacznie większe wpływy. To z jego rekomendacji na przełomie lutego i marca rząd i kierownictwo partii zdecydowały o przenosinach siedziby Województwa Pomorskiego do Bydgoszczy.

Nie miało to wiele wspólnego z przedwojennymi pretensjami Bydgoszczy, która nie godziła się na bycie największym w kraju miastem powiatowym. Tak jak za III Rzeszy, tak i tym razem decyzje zapadły bez udziału bydgoszczan czy torunian. Alster nie miał żadnych osobistych powodów do faworyzowania Bydgoszczy - był pochodzącym z Rzeszowa aktywistą przedwojennej KPP, pracującym dla partii w Łodzi, Lwowie, a później szkolonym przez Komintern w głębi ZSRR. Jego tłumaczenia (na partyjnych zebraniach) przyczyn tego manewru są zgodne z powszechną wtedy praktyką komunistów: "Ponieważ Bydgoszcz jest miastem robotniczym (...) przeto słusznym było nasze założenie, że te najwyższe władze administracyjne powinny być pod stałą kontrolą mas pracujących (…), a w Toruniu prawdopodobnie województwo byłoby pod naciskiem mieszczaństwa, kryjącego w sobie pozostałości reakcyjne".

Władza rad

Przez długie dziesięciolecia wojewódzka Bydgoszcz wydawała się celowo dzielić środki finansowe i inwestycje tak, aby dla Torunia zawsze przypadało niewiele. (…) (wywoływało to) w Toruniu zrozumiałe frustracje. Pogłębiały je jeszcze bardziej hymny pochwalne o Bydgoszczy jako wielkiej stolicy województwa, nadawane w Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia w Bydgoszczy".*

Peerelowska fiksacja na punkcie centralnego planowania, obsadzanie stanowisk ludźmi "przywożonymi w teczce" oraz całkowita kontrola władzy nad mediami - to wszystko stwarzało błogie pozory, że w socjalistycznej ojczyźnie konflikt bydgosko-toruński nie istnieje. Po powierzchnią tymczasem wzajemne pretensje wzbierały. Czasem potęgowane przez plotki i domysły, zastępujące rzetelną wiedzę. Jawny serwilizm publicystów i historyków powtarzających jak mantrę argument o "mieście wojewódzkim mas pracujących" dolewał tylko oliwy do ognia.

Centralizowanie wszystkich atrybutów ośrodka wojewódzkiego nie raz i nie dwa naruszało toruński dorobek i tradycję. W tych warunkach nawet to, co bydgoszczanie budowali w swym mieście od podstaw (choćby porwani wizjonerstwem Andrzeja Szwalbego, wierzącego w sens budowy filharmonii czy uczelni muzycznej) bywało w Toruniu oceniane jako "zagrabione".

I na odwrót: wśród bydgoszczan złe emocje budziła, np. jawna aberracja, jaką były propagandowe artykuły typu: "Na ziemi bydgoskiej, szczególnie blisko związanej z genialnym astronomem, zapoczątkowano w Polsce obchody Roku Kopernikańskiego (…) W dzielnicy Bielany w Toruniu przystąpiono do budowy nowoczesnego ośrodka akademickiego".

Przeciętny obywatel namiętnie snuł domysły, ile pieniędzy to pochłania i czyim kosztem się odbywa. Jednak z braku jawnej i wolnej od propagandy polityki regionalnej frustracje wywołane obustronnym poczuciem skrzywdzenia nie miały żadnego ujścia. Może poza kibicowskimi starciami podczas rywalizacji sportowej.

Przyjdzie na to czas

Ranga Torunia nie była (po 1975. - przyp. red.) zbyt wielka i miasto dalej pozostawało pod wpływami dotychczasowych instytucji wojewódzkich w Bydgoszczy (…) Symbolicznym był fakt, że pierwszy wojewoda toruński, Jan Przytarski, był bydgoszczaninem; przez jakiś czas dojeżdżał nawet do pracy. Oczywiście nie podobało się to mieszkańcom Torunia, którzy zastanawiali się, czy w mieście, w którym działa uniwersytet, nie ma osoby, która mogłaby piastować takie stanowisko".*
Reforma administracyjna w połowie dekady gierkowskiej pozornie rozdzieliła oba miasta nową granicą i pozornie każdemu dała szansę gospodarzenia po swojemu. Bez ryzyka żerowania na sąsiedzie. Ale kolejne lata pokazały, że reforma była niekonsekwentna. Potęgowała nierówności między miastami o nieporównywalnych potencjałach oraz województwami "wykrojonymi" podług doraźnych potrzeb.

I Bydgoszcz, i Toruń wyniosły z niej nieco pożytków, ale i niemało szkód. Toruń uwolnił się od odium miasta powiatowego, wyraźniej dając się dostrzec jako ośrodek akademicki ważny dla całej północnej Polski. Z drugiej strony to wtedy miasto uszczęśliwiono inwestycjami wielkoprzemysłowymi, chemicznymi, które po latach okazały się gospodarczym balastem. Bydgoszcz po prawie 70 latach starań wreszcie doczekała się swych pierwszych własnych szkół wyższych. Trwała tu jednak forsowniejsza niż w Toruniu industrializacja, za którą nie szedł odpowiedni rozwój usług komunalnych. Na horyzoncie już pojawiały się bydgoskie problemy drogowe, wodociągowe i mieszkaniowe końca lat 80.

Powstał dziwaczny stan zawieszenia, w którym dwa niedalekie miasta kooperowały ze sobą niechętnie i tylko pod presją. Ich uczelnie i urzędy przygarniały nawzajem pewną liczbę studentów i pracowników, ale przeciętni mieszkańcy ani sąsiadów za dobrze nie znali, ani nie byli ich specjalnie ciekawi.

Sporadyczne próby "rozliczeń z przeszłością" najczęściej kończyły się patem, bo przeciętnego torunianina i bydgoszczanina sentyment pcha ku zupełnie innej przeszłości. Dla pierwszego podstawą do oceny historii są wieki przynależności do Hanzy, gdy Toruń bogactwem równał się z Gdańskiem, a sławą dorównywał zamożnym portom Zachodu. Dla drugiego - późniejsza o 300-400 lat industrialna epoka pary i elektryczności, która wywindowała Bydgoszcz do czołówki gospodarczej polskich miast. W każdej z tych epok rywal akurat miał pecha i był niegroźnym malcem; to świetna pożywka dla infantylnych bydgoskich mitów o Toruniu i równie oderwanych od rzeczywistości toruńskich mitów o Bydgoszczy.

Uzbrojeni w takie właśnie mity, i w takie właśnie wspomnienia własnej siły, w połowie lat 90. przystąpiliśmy do kolejnej zażartej batalii. Teraz szło o to, jak będzie wyglądała mapa III Rzeczpospolitej.

Cytaty oznaczone gwiazdką (*) pochodzą z tekstu "Stosunki toruńsko-bydgoskie" zamieszczonego na oficjalnym toruńskim serwisie turystycznym www.turystyka.torun.pl
Ponadto korzystałem z publikacji: "Związki Kujaw i Pomorza na przestrzeni wieków" (red. Zdzisław Biegański, Włodzimierz Jastrzębski), BTN 2001; Zbigniew Raszewski "Pamiętnik Gapia", Pomorze 1994; "Bydgostiana nr 6", BTN 1974 i z artykułu Mirosława Golona "Elity władzy na Pomorzu i Kujawach w latach 1945-1956" na portalu historicus.umk.pl.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska