https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz na skrzyżowaniu

Michał Woźniak
Waldemar Polanowski otrzymał okolicznościowy  dyplom od starosty Zbigniewa Jaszczuka. Z  prawej komendant Jacek Nowakowski.
Waldemar Polanowski otrzymał okolicznościowy dyplom od starosty Zbigniewa Jaszczuka. Z prawej komendant Jacek Nowakowski. Michał Wo?niak
Najlepsi funkcjonariusze kujawsko-pomorskiej "drogówki" zjechali we wtorek do Bydgoszczy, gdzie rozegrano eliminacje konkursu "Policjant ruchu drogowego 2002". Zwyciężył żninianin, starszy sierżant Waldemar Polanowski.

     Jednym z konkursowych zadań było udzielanie pierwszej pomocy ofierze wypadku. Każdy niby uczył się jak to robić, ale kiedy przyszło do praktyki... Uderzenie pięścią w okolice serca, masaż i sztuczne oddychanie. Znów masaż i znów oddychanie... Nadzorujący tę część konkursu lekarz stwierdził, że ratowanie swego życia powierzyłby jedynie pierwszej piątce uczestników zmagań. Wśród nich znalazł się reprezentant Żnina.
     - Zadania medyczne zdecydowanie należały do najtrudniejszej części konkursu - twierdzi starszy sierżant Waldemar Polanowski z Komendy Powiatowej Policji w Żninie. - W praktyce nie mamy okazji, by skorzystać z tych umiejętności. Zazwyczaj kiedy zjawiamy się na miejscu wypadku, działają już tam strażacy i ratownicy pogotowia...
     Balet na skrzyżowaniu
     
35-letni Waldemar Polanowski od lat jest w wojewódzkiej czołówce policjantów ruchu drogowego. We wtorek, podczas eliminacji wojewódzkich konkursu "Policjant ruchu drogowego 2002" pokazał, że jest najlepszy. Poradził sobie nawet ze strategicznym dla bydgoskiego ruchu skrzyżowaniem ulicy Gdańskiej i Chodkiewicza. - Zawsze się śmiejemy, że w Żninie zbyt dużych szans na kierowanie ruchem nie ma, jeździmy więc na konkursy, by nie zapomnieć tego, czego nauczono nas w szkole. Faktycznie jednak szansę na wykorzystanie tych umiejętności mamy na Pałukach dość rzadko - podczas Święta Zmarłych albo w trakcie zdarzeń drogowych. Wydawać by się więc mogło, że w rywalizacji z policjantami, dla których kierowanie ruchem to chleb powszedni nie będziemy mieli większych szans. Tymczasem już na skrzyżowaniu okazało się, że owszem, regulację płynności ruchu mają w małym paluszku, ale ich ruchy nie mają już takiej płynności. Zabrakło "baletu" - jak nazywamy pełne gracji ruchy. Doszły też inne drobne błędy - na przykład w ustawieniu stóp. Kiedy stoi się codziennie, przez dwie godziny, na skrzyżowaniu - takich rzeczy się u siebie już nie zauważa. Wpada się w rutynę. A komisja konkursowa wszystko skrzętnie notuje... Podczas tego etapu nie zabrakło też humorystycznych sytuacji. Jeden z policjantów bardzo chciał wykazać się swymi umiejętnościami, a tu jak na złość nic nie chciało jechać, pusta droga. Wreszcie przed upływem regulaminowego czasu - 5-7 minut pojawiło się kilka aut. Kolega odetchnął z ulgą.
     Pościg na koniczynce
     
Policjant "drogówki" kojarzy się głównie ze schowanym w przydrożnych krzakach samochodem i wycelowaną kamerą mierzącą prędkość jadących pojazdów. Zanim jednak trafi się na pobocze trzeba doskonale poznać przepisy ruchu drogowego i kilka dziedzin prawa. Do tego dochodzi jeszcze doskonałe opanowanie jazdy samochodem i na motocyklu.
     W Bydgoszczy sierżant ze Żnina nie miał sobie równych w rozwiązywaniu testów ze znajomości prawa i przepisów. Doskonale też poradził sobie podczas konkursowej jazdy... pościgowej. - Niektórym może się wydawać, że taki pościg to 160 kilometrów na godzinę, w szczycie komunikacyjnym, na zatłoczonej ulicy Fordońskiej w Bydgoszczy, brawurowe mijanie innych pojazdów, rajdy po torowisku. Rzeczywistość była zupełnie inna - opowiada W. Polanowski. - "Pościg" odbywał się na bydgoskim kartodromie, a właściwie maleńkim placyku. Nie było zawrotnych szybkości, bardziej liczyła się technika przy pokonywaniu przeszkód. Liczył się oczywiście czas wykonania zadania, ale najistotniejsze było popełnienie jak najmniejszej ilości błędów. Najmilej wspominam jazdę po tak zwanej koniczynce. Był to kwadrat, każdy róg ograniczony pachołkami, kolejny pachołek stał zaś na samym środku - całość należało objechać "kręcąc" ósemki. Większość kierowców przy pokonywaniu tej przeszkody próbowała wykonać poślizg kontrolowany, zaciągając na zakręcie hamulec ręczny. Asfalt placyku pokrywała jednak słabo widoczna warstewka piachu. Jazda na ręcznym kończyła się kłopotami z opanowaniem auta. Ja zaś pojechałem po swojemu i... wygrałem.
     Mało gościnni gospodarze
     
- Dla naszej komendy to wielki sukces, że policjant z tak niewielkiego ośrodka jakim jest Żnin okazał się najlepszy w całym województwie - cieszy się komendant powiatowy, podinsp. Jacek Nowakowski. - Teraz przed Waldkiem finały, które odbędą się pod koniec maja w Warszawie. Liczymy, że również tam będzie w czołówce, choć zazwyczaj konkursy finałowe organizowane są "pod gospodarzy". Wszystko jest loterią. Na przykład jazda. Podczas finałów w Kielcach czy Poznaniu uczestnicy jeździli po torze przeszkód fiatem Brava. To samochód z napędem na przednie koła, tymczasem w Żninie korzystamy głównie z polonezów, które napęd mają z tyłu. Technika jazdy jest więc diametralnie różna - inaczej wchodzi się w zakręty, w poślizg. Tak samo jest z motocyklami. W regulaminie konkursu podane jest tylko "jazda na motocyklu". Tymczasem w policji wykorzystuje się kilka modeli. Trafienie na ten, który wykorzystuje się w codziennej pracy graniczy niemal z cudem! Trudno będzie też pokonać policjantów z Komendy Stołecznej w konkurencji kierowania ruchem. Tam pracują prawdziwi "baletmistrzowie".
     Po powiecie nie popędzisz!
     
W zgodnej opinii wielu kierowców przemierzających drogi Kujaw i Pomorza najtrudniej jeździ się po powiecie żnińskim. - Tam "drogówka" jest chyba wszędzie i łapie za najmniejsze wykroczenie. Nie można się nawet dobrze rozpędzić, by już po chwili nie pojawił się lizak wskazujący zjazd na pobocze... - opowiada jeden z Bydgoszczan, wielokrotnie zresztą zatrzymywany na krajowej "piątce".
     - Nie wydaje mi się, byśmy byli bardziej restrykcyjni od kolegów z innych powiatów - odpowiada Waldemar Polanowski. - Może akurat na drodze z Bydgoszczy do Poznania kierowcy bardziej szarżują, niż na innych trasach? Faktem jednak jest, że zatrzymujemy wielu kierowców przekraczających szybkość, wyprzedzających na linii ciągłej czy stwarzających inne zagrożenia dla współużytkowników dróg. Gdybyśmy jednak tego nie robili, wypadków byłoby znacznie więcej. Mandat może więc poskromić temperament kierowcy. Drugi raz zastanowi się, czy warto? I może dzięki temu będzie jeździł jeszcze przez długie lata?**

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska